Archiwa miesięczne: Listopad 2013

Dziś nostalgicznie i melancholijnie

Dzień dobry w ponure popołudnie sobotnie.

Dzień zaczęłam jak zwykle od porannej kawy i chyba większość ludzi na kuli ziemskiej tak swój poranek zaczyna, nawet Ci, którzy mieszkają do góry nogami, czyli np. w Australii. Potem nastawiłam obiad , a następnie pomyślałam, że czas podlać moje pelargonie, które wystawiłam na parapecie na klatce. Skrzynki są dość długie,  a więc na jednym parapecie się nie zmieszczą, a więc muszę z butelką wody pochodzić sobie po piętrach. Cicho na tej mojej klatce, ale za każdymi drzwiami ktoś tam jest i żyje po swojemu. Każdy sobie planuje dzień i ktoś tam byczy się jeszcze w łóżku, inny bierze prysznic, a ktoś tam przygotowuje obiad dla rodziny. Mieszka w tej klatce 12 rodzin i jesteśmy już wiekowo wymieszani. Ja z mężem niestety, jesteśmy na trzecim miejscu pod względem wieku, a przed nami jest tylko jedno małżeństwo o wiele starsze i samotna Pani, mieszkająca na ostatnim piętrze. Reszta mieszkańców to młode małżeństwa z dziećmi, albo dzieci gdzie wyfrunęły już z gniazda, ale rodzice są jeszcze stosunkowo młodzi. Pamiętam kiedy się wprowadziłam do tej klatki .Byliśmy z mężem bardzo młodymi ludźmi i nie wiedzieć kiedy prysnęło nam ponad 30 lat w jednym miejscu. Nie wiedzieć kiedy dzieci nam porosły i wyfrunęły z gniazda, co ciężko przeżyłam. Dziś mam taki refleksyjny dzień, bo może to ta bura pogoda skłania, że bardziej wgłębiam się w siebie i drążę oraz analizuję. Może to tak pogoda nieciekawa skłania mnie, aby mentalnie przenieść się do domów moich córek, które żyją już po swojemu i pewnie nie mają czasu, aby zbyt często wracać myślami do domu rodzinnego. Dzwonią często, interesują się starzejącymi rodzicami i często zadają pytanie – a u Was wszystko dobrze? Nie kłócicie się, dogadujecie? Ależ tak – odpowiadam. Nie masz córko powodu, aby się o nas martwić. Już się dotarliśmy po Waszym odejściu z domu. Staramy się o siebie dbać, ale nie ograniczać. Każde z nas ma swój poukładany świat i toleruje drugą osobę i jej codzienne zajęcia. Dajemy sobie dużo przestrzeni i każde z nas się spełnia w tym co lubi, a więc kochane nasze dzieci – nie martwcie się, ale muszę koniecznie dodać, że to My martwimy się nadal o Was. Jak sobie radzicie w tym zapędzonym świecie? Czy Wasze dzieci zdrowo się chowają, a Wy  nadal się kochacie i spełniacie w pracy zawodowej? Pamiętajcie, że jesteście dla nas najważniejsze na tym świecie i nie posiadamy większego skarbu niż Wy. Idą bardzo ważne, rodzinne święta i już się cieszę, że się wszyscy spotkamy przy wspólnym, świątecznym stole. 

Zrobiłam prowokację na jednym z forum – historia prawdziwa o wibratorze

Co prawda, nie ma jeszcze 23 , która to godzina w telewizji jest zarezerwowana na figle mgle, ale napiszę, bo chodzę spać wcześniej, a rano nie wypada. Będzie to taka moja forma porno i proszę się nie obrażać. A więc zaczynam być bezczelna i bezpruderyjna. Mając jakieś ok. 55 lat, byłam czynną użytkowniczką forum Klub Senior Cafe. Wpadłam w to forum, jak śliwka w kompot i nastukałam tam ok. 30 tys. postów, wartościowych, lub mniej, ale czułam się na tym forum jak na haju i sądziłam, że ludzie tam piszący, to fajne ludzie są, z dystansem do siebie i otaczającej ich rzeczywistości. Sądziłam, że żadne tematy nie są im obce i tematy poezji, samotności, codzienności jakoś da się przedyskutować i o nich pogadać. W pewnym okresie swojego tam pobytu zachciało mi się pisać bloga, bo jest tam taka opcja. A więc piszę na swoim blogu, dostępnym dla wszystkich, bo i dla gości też, w celu rozluźnienia i ogólnej, humorystycznej dyskusji, że ja jestem posiadaczką, ale czy szczęśliwą, no czego, czego, zgadnie ktoś, no – wibratora i jest to mój dodatkowy członek, he, dziwnie brzmi prawda – rodziny.  Ja kobita stara, ale czy na pewno tak do końca, bo chyba tylko ja wśród seniorów, trzymam to ustrojstwo w szkatułce pilnie strzeżonej ha ha. Przeczytałam na jakimś portalu, że kobiety w moim wieku takie coś też mają i postanowiłam lekko zaszokować moje internetowe koleżanki, czyli seniorki w moim wieku, i lekko starsze. To była czysta moja fantazja w celu wywołania zdrowej dyskusji, czy to jest normalne, czy powinnyśmy i czy trzeba się wstydzić, że samotne kobiety w ten sposób sobie radzą, żeby nie napisać – zaspokajają. Zaraz po publikacji mojego bloga, zaznaczam, dostępnego dla wszystkich, zaczął się regularny, anonimowy nalot na moją osobę, wykraczający poza forum i zostałam akuratnie zlinczowana, wyzwana, nazwana i takie tam, co trwa do dzisiaj, a ja tylko chciałam te seniorki otworzyć na dyskusję. Pragnęłam szczerej rozmowy i to był mój nie  udany eksperyment na tolerancję i światłość umysłów ludzi w kwiecie wieku, ale trafiłam na katolickie postrzeganie tych spraw, to znaczy, cicho pod kołdrą, w pozycji misjonarskiej, w celu spłodzenia potomka, a potem tylko kwiatki, torcik, chrzciny, ptaszki i nic więcej. Moja prowokacja utwierdziła mnie w przekonaniu, że seks jest nadal tematem tabu i długo, długo nic się nie zmieni – szkoda!

Ps. Mam szkatułki różnego rodzaju, ale i mam męża 😀

Córka opiekuna wspomnień – moje kino

Młode małżeństwo udaje się do szpitala, ponieważ Ona dostaje bóle porodowe i szybko trzeba ją zawieźć do porodu. Rodzi syna, którego odbiera jej mąż, lekarz i pielęgniarka. W bólach porodowych, kobieta orientuje się, że będzie jeszcze drugie dziecko. Rodzi jeszcze córeczkę, ale wszystko następuje tak szybko, że nie zauważa, że jej mąż widzi, iż dziewczynka rodzi się z zespołem Downa i poleca pielęgniarce szybkie zawiezienie dziecka do szpitala dla upośledzono chorych. Swojej żonie później wmawia, że dziewczynka nie przeżyła. Pielęgniarka zorientowawszy się, jakie warunki panują w tym szpitalu, postanawia dziewczynkę zatrzymać i wychować. Od tego momentu w życiu lekarza i męża zaczynają dziać się tylko niepowodzenia, ponieważ targany wyrzutami sumienia, przez całe życie podejmuje złe decyzje, a na koniec syn dorasta, żona go opuszcza i zostaje sam jak palec ze swoją tajemnicą koszmarną. Polecam film pt. „Córka opiekuna wspomnień”, bardzo psychologiczny i mówiący o niepełnosprawności i wyborach ludzi, których ta niepełnosprawność dotyka. Film dogłębnie analizuje zachowania wielu ludzi zaplątanych w tę historię. Nadmieniam, że film jest niesłychanie smutnym obrazem, ale też zmusza do myślenia na zasadzie – a jak ja bym postąpiła/ł 🙂

Film dostępny jest na YT 🙂

Nie da się uciec od złego dzieciństwa – nie ma takiej tabletki

Codziennie, kiedy rano wstaję najczęściej bardzo nie rozbudzona, idę do kuchni by zrobić sobie poranną kawę, bo kawa budzi mnie 🙂 Jak każdy chyba człowiek zaglądam w okno w wypatrywaniu pogody i dziś było tak samo. Spojrzałam i widzę niezbyt zachęcający widok, gdyż nie ma to tamto – idzie zima. Ludzie przemykają się po chodnikach, raczej szybkim krokiem, ubrani już w ciepłe okrycia. Kiedy tak chwilkę się gapię, to właśnie w tym momencie, w mojej głowie coś się pojawia – tak na dzień dobry. Różne są to myśli bo jakieś szczątkowe wspomnienia, a czasami planuję sobie nowy dzień. Moje myśli jednak często wracają do przeszłości, do mojego dzieciństwa, zresztą jeśli można nazwać to dzieciństwem. Bardzo wcześnie wydoroślałam i byłam inna, aniżeli moi roześmiani rówieśnicy, beztroscy i cieszący się ze swojej młodości. No tak mi się wówczas wydawało, choć teraz zdaję sobie sprawę, że w niejednym domu mogli też przeżywać swoje traumy. Ja jednak stałam jakby z boku. Owszem, udzielałam się w różnych projektach szkolnych, bo śpiewałam, byłam niezłą sportsmenką, a nawet szłam w poczcie sztandarowym na 1 Maja. Byłam dobrą uczennicą, widzialną w murach szkolnych, gdyż długi czas prowadziłam sklepik szkolny pod nazwą „Pszczółka”, w którym to wówczas nie sprzedawało się śmieciowego jedzenia, ale świeże pączki i przybory szkolne. Fajny to był czas, ale mimo to byłam uczennicą dość zamkniętą w sobie. Chyba nikt nie wiedział, dlaczego często jestem nie wyspana na lekcjach. Dawałam radę i byłam na tyle dumna, aby nikomu nie opowiadać, co dzieje się w moich czterech ścianach. Zwyczajnie się wstydziłam. Kiedyś, po wielkiej awanturze wywołanej przez pijanego Ojca, Mama postanowiła, że na jakiś czas trzeba się z domu wyprowadzić. Nie mieliśmy gdzie się wynieść, ale kiedy Ojciec chciał mnie ugodzić nożem w plecy, nie miała innego wyjścia, jak odseparować mnie i siostrę od przemocowca i psychopaty. Pół roku mieszkaliśmy pod innym adresem. To byli zupełnie obcy mi ludzie i nie pamiętam jak Mama się dogadała z kobietą, która nas przyjęła na ten czas pod swój dach. Miałam z tamtego miejsca daleko do dworca PKP, aby następnie wsiąść do pociągu i jechać 45 minut do innego miasta, w którym była moja szkoła średnia, aby w końcu następnie dobre dwa kilometry dojść do niej. Nie było mi łatwo, bo droga do szkoły zabierała mi dużo czasu. Rekompensatą byli fajni znajomi z pociągu, których do dzisiaj dobrze pamiętam, choć zniknęli z mojego pola widzenia. Po powrocie do domu, z tułaczki, z nadzieją, że Ojciec coś zrozumiał, zastałyśmy w domu obraz nędzy i rozpaczy. Nie było niczego w całości. Brud nie do opisania i trzeba było zakasać rękawy i przywrócić dom do warunków, nadających się do jakiegoś ludzkiego zamieszkania. To była kolejna próba mojej Mamy, aby ratować swoje małżeństwo. Dała kolejną szansę w myśl zasady, że każdemu się ona należy. Niestety, było tylko jeszcze gorzej i tu ja powiedziałam – Stop! Miałam już 17 lat i nie chciałam już żyć z psychopatą i oprawcą. Już nie chciałam być bita i nosić siniaków. Bił sprytnie, bo najczęściej po głowie, aby siniaków było nie widać. Już nie chciałam tracić swoich mocnych i zdrowych włosów, a więc zaczęłam naciskać na Mamę. Mamo, musisz się z nim rozwieść, bo wszystkie trzy znajdziemy się na cmentarzu. Mama nie chciała, bo kiedyś rozwód piętnował kobietę, że sobie nie radzi i ma dziwne fanaberie, bo co ludzie powiedzą. Gdzie zamieszkamy po rozwodzie, bo nikt nie da nam mieszkania – mówiła. Była pełna obaw, wzbraniała się. Pewnego razu moja siostra zemdlała i okazało się, że to był efekt długo trwającego stresu. Znalazła się w szpitalu, aby zdiagnozować dlaczego tak się dzieje. Stres, moja Mama usłyszała werdykt. To był ten moment, aby zdecydować się na rozwód, a jego podać do sądu o znęcanie się psychiczne i fizyczne nad rodziną. Zamknęli go, a w tym czasie Mama starała się o rozkwaterowanie mieszkania. Udało się, bo pracodawcy Mamy poszli jej na rękę i po powrocie Ojca, musiał się z nami rozstać. Dlaczego o tym piszę, ano dlatego, że w naszym przypadku wszystko dobrze się skończyło i Mama odzyskała wolność i godność i mogła zacząć żyć na nowo z nami. Parę lat temu, w początkowej fazie komputerów i nowoczesnej techniki fotografii, wzięłam dwa zdjęcia Mamy i Ojca, z ich czasów młodości i dałam je do powiększenia. Następnie kupiłam dwie jednakowe ramki i powiesiłam te portrety już w moim domu na ścianie – obok siebie w wydzielonym kąciku portretowym. Nie wiem dlaczego to zrobiłam, co mną kierowało? Tęsknota za niespełnionym dzieciństwie, czy też z szacunku, że jestem na tym świecie, że się urodziłam za ich przyczyną – nie wiem. Pamiętam z opowieści mojej Mamy, że kiedy się urodziłam, każdy przy pierwszym wrażeniu twierdził, że ze mnie czysty Ojciec jest, jak skóra zdjęta z diabła. Wypierałam to z siebie przez bardzo wiele lat, bo nie chciałam się utożsamiać z oprawcą. Nie chciałam i już, bo ja nie jestem taka jak On. Nikogo w życiu nie krzywdziłam i nie uderzyłam, a może nie pamiętam? Może i trzepełam swoją młodszą siostrę i zwyzywałam, kiedy dzieckiem byłam, ale potem, w dorosłym życiu już nie, a więc jestem inna i tak wiele lat utwierdzałam się w przekonaniu, że nie jestem do Niego podobna. Pewnego razu, całkiem niedawno, usiadłam sobie z kawą i nagle mój wzrok padł na owe portrety i zamarłam. Szybko sięgnęłam po album ze zdjęciami i znalazłam swoje zdjęcia z czasu młodości i dopiero po 57 latach przyznałam, że ja jestem skórą zdjętą z diabła. Wszystko mam do Ojca podobne i na starość nawet siwe włosy pojawiają się w tych samych miejscach. Owal twarzy, nos i usta, to wszystko jest jakby ktoś sobie przekalkował. Jakby chciał mi zrobić na złość i wpędził mnie w poczucie winy, że jestem tak cholernie podobna do swojego oprawcy, tylko nie udało się jakoś fartem, przemycić nieprzystosowania się do świata. To mu się niestety nie udało. Wniosek z tego jest taki, że nasze dzieciństwo jest wciąż w nas. W naszej głowie, gdzieś tam w głębokich szufladkach, często skrzypiących i nie ma na świecie tabletki, pozwalającej na chwileczkę zapomnienia. Nie da się!

Z całego serducha pragnę aby żadne dziecko nie musiało przechodzić swojego piekła w czterech ścianach. Żadnego bicia i przemocy, ale zdaję sobie sprawę z tego, jakże często bliscy, bliskim gotują taki los !

Babcie jechały do Częstochowy, a wyjechały z Woodstocku – czyli o aktywności Seniora w Polsce

Dzień dobry.

Dzień zaczął się kulinarnie. A czemu tak szybko? Córka przywiozła mi wczoraj z nad morza filet z dorsza i szybciutko, od rana zrobiłam go jak naszego, polskiego schabowego. Posoliłam, popieprzyłam i na każdy kawałek pokropiłam sokiem z cytryny. Na pół godziny do lodówki, a potem mąka, roztrzepane jajko z czosnkiem i na koniec bułka tarta. Polecam, bo jest to pyszna i zdrowa rybka, a Senior musi się dobrze odżywiać 🙂 W międzyczasie oglądałam poranny program, który wprawił mnie w dobry humor. Okazuje się, że coraz częściej Senior polski jest dostrzegany i przestaje być niewidzialny i przezroczysty. Sama jestem Seniorką, choć nie lubię tego słowa, ale cieszy mnie, z łezką w oku, że ludzie starsi coraz częściej są widoczni i wychodzą z czterech ścian. Musi jednak ktoś się pojawić z pomysłem, aby aktywować ludzi starszych do działania.  Istnieje taka grupa starszych Pań, które obrały sobie nazwę „Latających Babć”. Jest to spore grono skupiające kobiety w wieku 55+, które nie siedzą w domu, a aktywnie działają. Są wśród nich kobiety, które nagle mają czas na rozwijanie swoich pasji i teraz jest świetny dla nich moment. Niektóre pisały opowiadania i bajki, oraz wiersze dla dzieci i wyżywały się literacko, ale tylko do szuflady. Dziś mogą swoje utwory zaprezentować publicznie na przeróżnych spotkaniach z dziećmi, w domach dziecka, czy szpitalach. Piękna to inicjatywa, godna poparcia. Dowiedziałam się, że polski satyryk, Krzysztof Materna zrealizował spektakl pod nazwą „Czas nas uczy pogody”, podczas, którego ludzie starsi wykonywali polskie piosenki, a publiczność szalała ze szczęścia, bo spektakl odniósł wielki sukces. Krzysztof Materna taki pomysł, aby aktywować ludzi starszych przywiózł ze Stanów Zjednoczonych, gdzie zobaczył jak tam pracuje się z ludźmi w tym przedziale wiekowym i postanowił zrobić coś bardzo podobnego. „Latające babcie”, to grupa uśmiechniętych Seniorek, przebranych za wróżki i księżniczki, robiące wszystko, aby na twarzach dzieci, często chorych i skrzywdzonych, pojawił się uśmiech, choć na chwilę. Piękna to inicjatywa i oby wszystkie „Latające Babcie”, długo zdrowe były i aby nie zabrakło im chęci i animuszu do działania. A co ze mną? W moim mieście cisza jak makiem zasiał i Senior jest widoczny tylko na ulicy. Nikt nie aktywuje i nie zachęca ludzi starszych do działania. Przynajmniej ja nic o tym nie wiem. Owszem, są grupy, stowarzyszenia, zajmujące się dziećmi niepełnosprawnymi i dobrze, że o nich u mnie pomyślano. Jest grupa ludzi malujących, ale jest to grupka zamknięta, a u mnie talentu do tworzenia na płótnie jest brak. Wobec tego, piszę sobie bloga, bo jest to dla mnie forma samodyscypliny i sposób na urozmaicenie sobie dnia. Codziennie rano, przy porannej kawie, zastanawiam się, o czym tu dzisiaj napisać i dziś padło na aktywnego Seniora w realu i w sieci, O! Miłego dnia! 🙂

Polska kocha jeść, czyli nasze konkretne potrawy

Jejku, oglądaczką jestem prawie wszystkich programów kulinarnych. Ludzie gotują i to stało się strasznie modne. Top Chef , gdzie poznaję zupełnie mi nie znane przyprawy z różnistych krańców świata i nie znane mi metody doprawiania i przysmaczania. Ich potrawy są takie malutkie i nadają się chyba tylko dla koneserów wyjątkowego smaku. Liczy się pierwsze wrażenie, a więc  udekorowanie talerza potrawą. Kiedy kamera zbliża się na potrawę, widzę dzieło sztuki, tylko ja sobie myślę, kto się tym naje. Polska kuchnia, to pierogi, nasze z różnych regionów. Bigos, pitraszony przez, co najmniej trzy dni. Kochamy placki i bliny, polski żurek z czosnkiem i kiełbaską. Uwielbiamy polski schabowy w panierce, a nie jakieś tam kalmary, krewetki i homary w sosach zrobionych ze śródziemnomorskich przypraw. Widzę pięknie ułożone potrawy na talerzach, ale w minimalistycznej postaci. Kto się tym ma najeść i do tego za wielkie pieniądze, w ekskluzywnych restauracjach. E, to nie dla mnie. To nie są potrawy dla mojego męża, który pojeść lubi, a więc dla kogo są te dzieła sztuki, na ząb. Kocham naszą kuchnię i lubię gotować konkretnie i treściwie i nie obchodzi mnie, co gadają o polskiej kuchni dietetycy. Żyje się raz i jeśli je się w rozsądnych ilościach, to nikomu to nie zaszkodzi, a Top Chef mogą tylko imponować sztuką podania potrawy, ale nie chęcią nakarmienia. Niech żyje polska kuchnia z majerankiem, zielem angielskim i listkiem laurowym, cebulą, pietruchą i koperkiem, zahaczając o buraczki, por i seler, ole!

Już wieczór, a więc o seksie będzie

„Jesteśmy oboje z mężem koło 60. Dodam że jesteśmy kochającym sie małżeństwem od 36 lat. Nasze współżycie układa się wspaniale i szukamy nowych doznań. Mąż zaproponował abym sie przy nim masturbowała. Na początku miałam duży opór aby przełamać w sobie zawstydzenie. Ale on nalegał a ja zrobiłam to dla niego. Później i ja poprosiłam aby no to zrobił dla mnie. Było to dla nas bardzo excytujące. Od tamtego czasu czasami tak robimy jak mamy taki intymny czas dla siebie. Trochę poczytałam o masturbacji w małżeństwie . Sexuolodzy też zalecają ten sposób jako grę wstępną lub jako otwarcie sie na partnera. Uważam że takie otwarcie jeszcze nas bardziej zbliżyło ponieważ otworzyliśmy to co było do tej pory sekretne. Czy w innych małżeństwach też przeżywacie coś takiego?”

 

Przeczytałam na pewnym forum taki oto wpis. Przeczytałam i przetarłam oczy ze zdziwienia. Po co ludzie wypisują takie rzeczy? Co im to daje, a ja nie wiem, czy to jest prawda, czy perfidne kłamstwo. Ludzie w sieci lubią sobie trochę po koloryzować, ale niech im tam. Seks jest bardzo ważny, w każdym wieku, ale ten post każe mi widzieć dwoje staruszków, z lekka pomarszczonych, oddających się pieszczotom w swojej alkowie. Dzieci odeszły już najczęściej z domu, chata wolna, będzie bal. No i dobrze, niech się ludziska kochają. Niech na nowo się poznają i eksperymentują, ale na jaki czort o tym pisać na jakiś niszowych forach. Nie jestem purytanką. Nie jestem jakimś tam dziwolągiem, tylko uważam do jasnej ciasnej, że jest to tak strasznie intymna sprawa, każdego z nas, że robi się straszno, czytając takie wpisy. Nie będę przytaczała dalszego ciągu tej dyskusji, bo nie chcę zniesmaczać swojego czytelnika. Jeśli czytają takie wpisy młodzi ludzie, to chyba zbiera im się na wymioty. Każdy z nich będzie kiedyś starszym człowiekiem. Każdy z nich będzie starał się ukrywać defekty urody, ale chyba nie każdy z młodych, wyobraża sobie swoich rodziców w pozycjach dość horyzontalnych i dziwnych ha ha. Jednak komputer, to dziwna maszyna!

Mężczyzna z filiżanką kawy i nie tylko

Dzień dobry.

No dobra, już jestem seniorką, choć straszliwie nie lubię tego określenia ze względu na dawniejszy mój udział na pewnym forum seniorów, na którym siedzą seniorzy od rana do nocy, ble, nudy na pudy!  Wolę nazywać siebie kobietą dojrzałą z pewnym doświadczeniem życiowym. No więc wstałam rano, czyli kolejny raz mi się udało i postanowiłam te dane mi 24 godziny, jak diamenty, wykorzystać jak najlepiej. Tak, abym czuła się podczas danego mi czasu bardzo szczęśliwa. Mam już prawo do szczęścia i mam nadzieję, że nikt i nic mi tych planów nie zepsuje. Mam na dzisiaj obiad, a także porządek w domu, no to sobie popiszę. Zaglądam więc do sieci i czytam, że Krystyna Mazórówna lubi przylatywać do Polski, przynajmniej dwa razy w miesiącu. Na portalu Na temat pisze, że ledwo wysiądzie z samolotu na polskim lotnisku, automatycznie jest atakowana przez Polaków, że wygląda jak papuga i w jej wieku tak nie przystoi. Natomiast we Francji uważana jest za kolorowego ptaka, choć papuga to też ptak. Oczywiście zwisa jej i powiewa i sobie bimba i nadal będzie do Polski przyjeżdżała. Tak się zastanawiam, że my Polacy jesteśmy w tej unii  od dość dawna, ale nasze myślenie przypomina wciąż zaścianek. Nie wiem skąd w nas jest tyle pogardy dla inności. Nie wiem dlaczego jest w nas tyle zgorzknienia i nie przychylności. Nie mamy poczucia humoru drodzy Polacy, a wystarczyłoby tylko odrobinę luzu i uśmiechu oraz więcej tolerancji. Jest to trudne słowo dla nas. Druga sprawa, o której już na blogu wspominałam, to książka naszej Premierowej, Małgorzaty Tusk, która wczoraj w programie Moniki Olejnik wyjawiła, że Jej mąż, a nasz Premier – Donald Tusk, płacze na Królu Lwie. Dla mnie to wyznanie jest w porządku, bo z naszego Premiera jest ludzki gość, który się po ludzku potrafi wzruszać. Czy jest coś dziwnego, że mężczyzna zdolny jest do płaczu? Internet ma już niezłą polewkę z płaczącego Premiera, to jest pewne i tu się zastanawiam, czy wszystko powinno być na sprzedaż, czy czasami lepiej ugryźć się w język. Jestem bardzo wyrozumiała w stosunku do kobiet, które w pewnym wieku podsumowują swoje życie, bo ja też robię to na swoim blogu. Mam w swoich wspomnieniach wiele momentów, które nie nadają się do publikacji i niestety – gryzę się w klawiaturę, choć czasami myśli podpowiadają – napisz o tym! Może kiedyś dojrzeję do takiej decyzji i sukcesywnie będą wychodziły z mojego serca i duszy skrywane gdzieś głęboko moje intymne tajemnice – czas pokaże.

Dzisiaj, adekwatnie do tytułu wpisu chciałam też ujawnić, co mnie trochę śmieszy. Otóż śmieszą mnie współcześni faceci. Ja seniorką jestem, ale oceniać mi wolno. Coś niedobrego dzieje się z mężczyznami. Kiedyś Danuta Rinn śpiewała, gdzie te chłopy są, no gdzie – nie ma, nie ma. Widzę w telewizji wypudrowanych, wydepilowanych, z manicure mężczyzn, którzy podążają do gabinetów kosmetycznych na różnorakie zabiegi. Klata wydepilowana, na rękach  i nogach nie uświadczysz ani jednego kłaczka i gdzie indziej pewnie też hi hi. Fryzurka na żel, a ubranie koniecznie markowe. Przesiaduje taki jeden z drugim w kawiarni i pije świetne espresso i tu kiedy widzę, jak trzyma stylową filiżankę kawusi w delikatnych rączętach opadają mi ręce. Gdzie są chłopy, zadbane, pachnące dobrą wodą toaletową, ale umiejący wbić gwoździa i zawiesić przysłowiowy obraz. Coraz rzadszy to widok niestety i dobrze, że w domu mam prawdziwego mena, który jest złotą rączką, ale czy jest to już wymierający gatunek? Martwię się o młode kobiety, wchodzące w dorosłe życie, bo czy dane im będzie wyjść za mąż, za faceta pełnokrwistego, z dużą dawką testosteronu, czy za lalusia. Oj nastały dziwne czasy.

Afonia i pszczoły – moje dzisiejsze kino

Zdecydowałam się dzisiaj na polski film w reżyserii Jana Jakuba Kolskiego. Jego kino jest bardzo specyficzne i nie wszyscy je lubią. W jego filmach jest mało dialogów, gdyż bardziej za pomocą obrazu i grą aktorską, pragnie On nam coś przekazać. Afonia i pszczoły jest też w stylu Kolskiego. Opowiada o miłości, zazdrości, pożądaniu, samotności i opuszczeniu i to wszystko razem wzrusza i prowokuje do głębokiego zajrzenia w siebie. My wszyscy mamy swoje ukryte pragnienia, które nie zawsze możemy spełnić z różnych względów, ale najbardziej pragniemy miłości. Film opowiada o kobiecie, która opiekuje się sparaliżowanym mężem, dawnym, sławnym zapaśnikiem. Jej jedyną rozrywką jest filmowanie wszystkiego i pasieka z pszczołami. Życie jej jest jednostajne i nudne, do momentu, kiedy pojawia się w jej domu przystojny Rosjanin i zaczyna się dopiero dziać. Kobieta ożywa, nabiera rumieńców i jeszcze bardziej kocha swoje miejsce, itd. itd. Nie mogę więcej napisać, ponieważ zachęcam do obejrzenia tego bardzo mądrego filmu 🙂