Archiwa tagu: czas

Czytam coś ekstra w sieci i chcę mieć to na blogu!

http://natemat.pl/205567,juz-nie-te-czasy-zeby-ptaki-dokarmiac-i-listy-zbierac-7-pieknych-zwyczajow-naszych-dziadkow-ktore-odejda-wraz-z-nimi

 

Już nie te czasy, żeby ptaki dokarmiać i listy zbierać. 7 pięknych zwyczajów naszych dziadków, które odejdą wraz z nimi.

 

Pamiętacie wieczory spędzone z babcią nad albumami pełnymi starych zdjęć? Czarno-białych, często z pofalowanymi brzegami? Albo niezwykłe opowieści dziadka z wakacji, których bohaterami byli wasi rodzice w wieku przedszkolnym? Magiczne to były czasy… Kiedy pieniądze na Gwiazdkę dostawało się zawsze wsunięte w czekoladę, a starsi sąsiedzi wchodzili do nas bez pukania, by podzielić się skarbami „prosto z działeczki”.

Kiedy wspominamy naszych dziadków zawsze w pierwszej kolejności na myśl nasuwają nam się te ich zwyczaje, które nie przystają do współczesności. Które jako nastolatkowie uznawaliśmy za dziwne, a dziś wspominamy je z sentymentem, bo to właśnie te przeurocze „dziwactwa” tworzyły świat naszego dzieciństwa. Zebraliśmy 7 zwyczajów naszych dziadków i znajomych seniorów, które pełne są magii, a niekontynuowane, niestety odejdą razem z nimi.

Dokarmianie ptaków dziadka Janka
Już od pierwszych chwil wizyty w mieszkaniu dziadka Janka wiadomo, że lubi przyrodę. Na oknie całe mnóstwo paprotek i fikusów, na półkach równo poukładane książki – od atlasu ptaków polskich po „ABC działkowca”. Jest nawet zegar z kukułką, a na ścianie wiszą oprawione trzy stare ryciny przedstawiające (chyba) sikorki. Jednak kiedy spoglądam przez firankę i szybę zauważam coś więcej. Za oknem jest duży karmnik! – Dziadek cały czas dokarmia ptaki? – A jak można nie dokarmiać? – odpowiada ze zdziwieniem. – Przecież ptaki zimą mają tak samo mało pożywienia jak miały wiele dekad temu, w ich świecie niewiele się zmieniło – dodaje.
Okazuje się, że dziadek oprócz swojego karmnika ma kilka miejsc w mieście, które regularnie odwiedza i uzupełnia zapasy. – Wieszam słoninę, zostawiam ziarna tam gdzie wiem, że to ma sens. Gdzie większych ptaków jest mniej i te mniejsze mają szansę się najeść. Dokarmianie ptaków jest dla dziadka elementem jego rutyny, która dziś wydaje nam się albo zdziecinniała (instrukcje dokarmiania ptaków pamiętam tylko z elementarzy z pierwszych klas szkoły podstawowej), albo zbędna (z jakiegoś powodu zakładamy, że ponieważ nam się powodzi lepiej, to i dzikim zwierzętom żyje się łatwiej tylko ze względu na fakt, że mogą przylecieć do miasta…).

– To, że wiele ptaków żyje w mieście nie oznacza, że korzystają z jego wygód – dodaje z uśmiechem dziadek, zupełnie jakby czytał w moich myślach. – Właściwie jednym z najważniejszych miejskich przywilejów ptaków jest właśnie to, że ktoś im na zimę zbuduje karmnik i nasypie ziarna. Więc to robię, żeby się mogły sikorki i wróble cieszyć wielkomiejskim życiem – śmieje się. Dopijamy kawę-plujkę z bardzo cienkich szklanek w koszyczkach, zegar wybija, a raczej „kuka”, południe. W mojej głowie rodzi się pytanie, które wypowiadam na głos – Ile jeszcze istnieje takich „dziadkowych” zwyczajów, które dziś wydają się nam-młodym przedziwne, a tak naprawdę są przecież bardzo mądre? – O-ho ho, całe mnóstwo – słyszę w odpowiedzi. Jedź do babci Zdziśki, ona na przykład to wszystkie listy, pocztówki i stare zdjęcia zbiera. Całe szuflady tego ma! Czuję się wystarczająco zachęcona. Jadę!

 

Pocztówki, listy i stare zdjęcia babci Zdziśki
– Był tu u nas przez chwilę nawet taki antykwariat na osiedlu, w którym oprócz książek i starych płyt można było kupić zwykłe zdjęcia nieznanych ludzi, nawet sprzed stu lat – mówi babcia, wyciągając z szafki dwa ciężkie, przekładane bibułą albumy fotograficzne. – Zdjęcia obcych ludzi? – pytam nie dowierzając. – Tak, zwykłe zdjęcia z wakacji czy ze spotkań przy stole, albo ze ślubu jakichś różnych, nieznanych osób. Przekopywałam te zdjęcia pasjami, nie mogłam się oderwać – opowiada babcia. Choć nie znalazłam na nich nikogo znajomego, to udało mi się trafić na kilka zdjęć z czasów wczesnego PRL-u, czyli zanim się tu przyprowadziłam, ulicy, na której mieszkam – dodaje podając mi dwa niemal identyczne zdjęcia zrujnowanych kamienic, które według mnie mogłyby obrazować każdą ulicę w którymkolwiek mieście w powojennej Polsce. – Skąd wiesz, że to Kączkowskiego? – dopytuję. – A zobacz – mówi babcia pokazując mi w tle dwa kominy. – To jest stara mleczarnia, tak wyglądała, ty jej nie możesz pamiętać, ale te kominy z tej perspektywy tylko z Kączkowskiego można było zobaczyć, bo inaczej to je las zasłaniał.

Nie mogę w to uwierzyć. Prawie 90-letnia babcia niczym Sherlock Holmes potrafi wnioskować ze starych niewyraźnych fotografii odtwarzając w ten sposób obrazy, których prawie nikt już nie pamięta… Zaczynamy przeglądać listy. Ponieważ babcia jest polonistką wiele z nich, jak stare księgi, zaczyna się pięknie wykaligrafowaną wielką literą. W niektórych kopertach są zasuszone kwiaty. – A tego nie mogę ci pokazać, bo to są listy, które sobie z dziadkiem pisaliśmy, jak wyjeżdżał – mówi wyraźnie zawstydzona. – Ale te sobie przejrzyj. Dostaję całe pudełko wyblakłych i czarno-białych pocztówek wysyłanych ze wszystkich możliwych okazji – Wielkiejnocy, Bożego Narodzenia, wakacji, wizyty w sanatorium, wycieczki szkolnej…

Przy okazji zdjęć i listów babcia zaczyna opowiadać. – Ooo na tych wakacjach na Węgrzech twój tata wpadł do fontanny, a tu jak byliśmy u cioci Wiesi krowy na łące pożarły mi suknię, a kąpałyśmy się z Wieśką w stawie i musiałam przez wieś do domu w samych majtkach wracać – opowiada zaśmiewając się do łez. Historie mnożą się, wraz z kolejnymi wspomnieniami wyciąganymi z pudełek w formie przepięknych archiwalnych obrazków i kartek. Te szuflady wypełnione babci życiem, epizodami i historiami, które są dla niej ważne mniej lub bardziej to jakby metafora jej pamięci, którą w symboliczny sposób przechowuje w materialnej formie. I właśnie dzięki temu wszystkie te obrazy, słowa i emocje wciąż z nią są, żywe i silne jakby zdarzyły się wczoraj.

Niedzielne butów pastowanie pana Gienia
– Wszystkie wspomnienia o moim ojcu stają się żywe, gdy tylko czuję zapach pasty do butów. Ale takiej prawdziwej, mocnej, czarnej – mówi pani Gosia, moja 56-letnia sąsiadka. – Przejdź się po klatce (mieszkamy w bloku – przyp. red.) i popytaj sąsiadów, każdy ci powie, że jak niedziela do południa to tylko kawa na schodach z moim ojcem. I wszyscy te buty pastowali razem z nim! Młodzi i starzy, siadali w domowych lumpach, brali buty i przed wyjściem do kościoła pucowali. A śmierdziało tą pastą! Aż mdliło – opowiada.

 
Kawa i napiwek dla listonosza
– Najbardziej lubię jak schodzą emerytury – opowiada pan Tomasz, listonosz na moim osiedlu. – Pani kochana, ja to w te dni wcześniej wychodzę i później wracam, bo u każdego, co emeryturę niosę, to kawę muszę wypić! – A napiwki pan dostaję? – pytam. – Ano jasna sprawa.
Goszczenie listonosza w dzień emerytury przypomina nieco przyjmowanie wspomnianego księdza po kolędzie. Emerytki w mojej okolicy pieką na ten dzień ciasto, czekają, mają posprzątane… – Bardzo to jest miłe i nie mówię tak, bo kasa dodatkowa, tylko to są jedyne osoby, które ze mną w pracy rozmawiają – opowiada pan Tomasz. Taki listonosz jak ja, co do kilkudziesięciu mieszkań puka, to wydawać by się mogło, na samotność nie narzeka. Co chwilę się z kimś spotyka, bo do kogoś do domu zagląda. A to mit, pani kochana. Ludzie to tylko gdzie parafkę złożyć pytają, czasem to nawet słowa z nikim nie zamienię, bo ci młodzi to traktują listonosza nie jak człowieka, tylko jakiegoś gołębia pocztowego – żali się.
Rzeczywiście, dopóki pan Tomasz nie zapytał mnie po co mi te wszystkie książki, kiedy któryś raz z rzędu musiał wnieść dla mnie paczkę z wydawnictwa na czwarte piętro po prostu zaczęliśmy rozmawiać i poznaliśmy się, nie mogłabym sobie przypomnieć jego twarzy. – Nic gorszego pani kochana, jak tylko ciągle widzieć ludzi i taki chłód od nich czuć. A jak coś niosę do którejś „swojej” emerytki to aż się cieszę, bo w końcu mogę się poczuć normalnie.
Pieniądze w czekoladzie i przepisy z „Naj” od babci Emilii
Zastanawialiście się dlaczego kiedyś prezenty pod choinką były jakby ładniejsze, bardziej kolorowe i intrygujące? Przecież nie chodzi tylko o to, że byliśmy dziećmi więc wspominamy to z rozrzewnieniem. Zawsze dostawało się i zabawki, i słodycze, i pieniądze, czyli właściwie tak jak dziś (tylko rodzaj zabawek się zmienił), a jednak odpakowywanie prezentów miało w sobie coś niezwykłego. Otóż jedną z magicznych sztuczek naszych babć i dziadków było wkładanie banknotów nie do oficjalnych kopert, lecz czekolad! – Taki prosty patent, a tyle radochy – mówi moja znajoma, 30-letnia Emilia. – Gdy byłam nastolatką cieszył mnie sam banknot, a dziś Święta osładza nie sam prezent, lecz właśnie ten gest, to „opakowanie”. Automatycznie przywołuje dziecięce czasy! – dodaje.
A propos przywoływania przeszłości – Emilia odziedziczyła po babci gruby, 60-kartkowy zeszyt, który służy za książkę kucharską. Nie, nie ma w nim odręcznych notatek. To książka kucharska, której forma mogła zostać wymyślona wyłącznie w latach 90. w Polsce – kiedy internet nie był jeszcze powszechny, a polskie gospodynie zaczytywały się w „Naj” i „Pani domu”. – Moja babcia wycinała co ciekawsze przepisy z prasy kolorowej i przyklejała je do kolejnych stron zeszytu tworząc w ten sposób unikalny zestaw receptur na każdą kieszeń. I przyznam szczerze, że sięgam do niego znacznie częściej niż po współczesne książki kucharskie czy blogi kulinarne. Nie ma tu żadnych trudno dostępnych i drogich składników! – mówi dziewczyna.
Skarby „prosto z działeczki”
– Dla Witusia jajeczka świeże przyniosłam i marchewki, prosto z działki – słyszę, zanim orientuję się, że ktoś bez pukania wszedł do mieszkania moich rodziców. Pani Kozłowska robi tak od lat. Witek to mój syn, ale tak samo postępowała, kiedy ja i mój brat byliśmy mali, a gdy chwilowo w domu moich rodziców zabrakło dzieci do karmienia, pani Kozłowska karmiła moich rodziców, przekazując na ręce mojej mamy świeży żurek i cudem zdobyty wiejski chleb.
Z dzieciństwa pamiętam też kalendarze adwentowe, które dostawaliśmy co roku od innej sąsiadki, pani Kalinowskiej. Niedostępne w latach 90. słodycze pani Kalinowska dostawała od swojej córki z Niemiec i w jej zamówieniu zawsze widniały dwa kalendarze specjalnie dla nas. Choć dostawaliśmy je do czasu wyprowadzki na studia, to w dzieciństwie czekaliśmy na nie zawsze z wielkim zniecierpliwieniem. Działało na nas odliczanie do Świąt w formie otwierania codziennie jednego okienka i zjadanie tylko jednej czekoladki. Jakoś lepiej smakowały niż dziś nawet cała tabliczka najdroższej czekolady…

Rozmyślania nad uciekającym czasem!

Dzień dobry. 🙂

Oto czas rozebrać choinki w domach i czas pochować wszystkie świecidełka świąteczne, bo oto wchodzimy w Nowy Rok i wszystko zaczyna się od nowa.

Od nowa będziemy obchodzili święta naszych bliskich, a także Dni Babci, Dni Dziadka, oraz Matki. Wszystko zaczyna żyć według nowego kalendarza i tak kręci się to nasze życie.

Wszyscy jesteśmy o rok starsi i o ile ludzie młodzi nie zdają sobie z tego sprawy, to ludzie starsi odczuwają niestety mijający czas i często zastanawiają się ile tego czasu zostało jeszcze.

Nie da się uciec przed czasem, który biegnie jak szalony i kiedy jesteśmy coraz starsi, to ten czas wręcz zapiernicza, jakby na złość.

Dziś byłam na Urodzinach u mojej Mamy. Sama stwierdziła, że po tym, co w życiu przeszła, nigdy nie myślała, że doczeka swoich 84 Urodzin, a ja wiem, że przeszła w swoim życiu bardzo wiele i to życie jej nie głaskało wcale.

Sama się złapałam na tym, że nie mieszkam z Mamą już 40 lat i nie wiem kiedy ten czas mi też uciekł, ale patrząc na moje Dzieci, to wiem, że ten czas był, kiedy byłam zaangażowana w ich wychowanie.

Taka jest kolej rzeczy, że rodzimy Dzieci, a potem wypuszczamy je w świat jak białe gołębie i nie wiele możemy już, bo Dzieci budują swoje własne gniazda i tak życie zatacza koło. Coś się zaczyna i coś się kiedyś kończy i trzeba w starszym wieku cieszyć się każdym, danym nam dniem.

Mojej Mamie życzę przede wszystkim zdrowia, bo trochę już na nie narzeka.

Dziękuję jej, że mnie wychowała i dała z siebie tak wiele.

Kocham swoją Mamę i mam nadzieję, że będziemy obchodzić jej następne Urodziny.

Dodam jeszcze, że jeśli macie starszych Rodziców, którzy samotnie mieszkają, to zaopatrzcie ich w specjalny gadżet, jakim jest „Alarm osobisty SOS”.

Jest to urządzenie, w którym wpisuje się numery telefonów swoich bliskich i w razie pogorszenia samopoczucia, osoba samotna w ten sposób może o tym zawiadomić bliskie osoby.

Podaję link do sklepu, gdzie można nabyć ten bardzo potrzebny gadżet: (Nie reklamuję, a polecam).

http://www.alarm-osobisty.com/

A tu rośnie mi nowe pokolenie, które rośnie jak na drożdżach i wkracza w swój młodziutki czas i tak mi się kręci, to moje życie, że mam z czego być dumna – jak paw. 🙂

Czas, to dla nas, ani wróg, ani przyjaciel

A jesienią, a jesienią włącza się szukanie sensu życia. Zbliża się ten dzień, kiedy wszyscy wyruszymy na cmentarze, aby położyć kwiaty na grobach naszych bliskich i zapalić symboliczne światełka.

Nie da się uciec od tego dnia. Nie da się nie myśleć o tych, którzy nas zrodzili i z nami wiele lat byli. Będziemy odwiedzać ich groby i z pewnością spotkamy wielu swoich znajomych, dawno nie widzianych na cmentarzach. Uśmiechnijmy się do ich, bo życie, to tylko chwilka.

Nie wiem dlaczego już dziś włączyło się mi takie myślenie i pozbierałam piosenki o starości i przemijaniu, ale z racji mojego wieku, mam prawo do każdego takiego dnia, w którym włącza się nostalgia i zastanowienie nad sensem tego wszystkiego. 

Jedne piosenki są w klimacie wesołym, inne bardziej zadumane, ale życie nasze składa się właśnie z takich emocji.

Zapraszam do refleksji 🙂 

A ja pędzę na spacer – miłego dnia 🙂

Julian Tuwim

Staruszkowie

Patrzymy sobie na ulicę
Przez wpółrozwartą okiennicę.

W czółna całujemy cudze dziatki
I podlewamy w oknach kwiatki.

Żyjemy sobie, jak Bóg zdarzy,
Zrywamy kartki z kalendarzy.

 

Rozmyślania po śniadaniu

Oj, znacznie się ochłodziło i proszę zauważyć, że ot tak na pstryk i mamy jesień. Może jeszcze będzie parę słonecznych dni, ale nie da się ukryć, iż jesień zapukała z dnia na dzień.

Jeszcze ludzie mają urlopy, a dzieci wakacje, ale zbliżamy się z każdym dniem do długiej zimy, której ja osobiście nie lubię. 

Włączyłam elektryczny kominek, bo jest mi dzisiaj już zimno w moim domu i tak sobie myślę i myślę, że chyba nie doceniam dostatecznie tego, co mam. Nie korzystam z życia ile się da, a trochę zwinęłam się w kłębek i siedzę w swojej skorupce, aby nikomu się nie narazić? Zawsze byłam domatorką i wolałam swoją samotność, którą znoszę całkiem dobrze, a może powinnam wyruszyć gdzieś, aby zdobywać nowe lądy i krajobrazy? Jestem ciekawa świata, a jednak nie mam w sobie tyle odwagi, aby wyruszyć w podróż i chłonąć świat. Czegoś się boję i obawiam, że idąc gdzieś tam, spotka mnie jakaś przykrość i nie dam sobie sama rady. Ludzie podróżują samotnie i zwiedzają setki kilometrów nowe lądy, miejsca i kultury. Robią zdjęcia, dokumentują, opisują, piszą książki, a ja się boję!

Widocznie nie jest mi już pisana podróż życia i nie mam w genach tej żyłki wędrownika i dlatego strach przed nieznanym mnie paraliżuje, choć w głębi duszy chciałabym mieć na tyle odwagi, by wyrwać się ze swojego strachu, oswoić go i wyjechać w siną dal.

Wiem, że na pewne rzeczy już jest za późno, a więc staram się wychodzić tylko w obrębie mojego miejsca zamieszkania, aby nie zakisić się w swojej skorupce i nie zgnuśnieć. Wiek, nie jest przeszkodą, aby wyruszyć w świat, jeśli ma się oczywiście zdrowie, ale natura podróżnika powinna być w genach, a ja widocznie tej natury nie wyssałam z mlekiem matki i jestem niepoprawną domatorką i z tym należy się pogodzić, bo nic na siłę.

Innym, którzy uważają, że marnują swoje życie, żyjąc byle jak i bez sensu, polecam poniższy link, który był natchnieniem do tego wpisu. Koniecznie obejrzyjcie i na chwilę się zatrzymajcie. Pomyślcie, że zawsze jest czas, aby wszystko zacząć od początku. 🙂

https://www.youtube.com/watch?v=GuTV7yBxYrU#t=328

Dziś kąpię się w kulturze :)

Henrich von Kleist powiedział znamienne słowa i ja dziś całkowicie oddaję się kulturze w pełnym tego słowa znaczeniu. Mam dziś dzień o melancholijnym nastawieniu do świata i siebie i lubię od czasu do czasu się rozpieszczać.  A skoro powinno się, to ja na to jak na lato:

Codziennie należy przeczytać dobry wiersz, obejrzeć piękny obraz, posłuchać lekkiej piosenki lub porozmawiać serdecznie z przyjacielem. Henrich von Kleist

 Jest więc wiersz, ten, co lubię, ale lubię wiele innych wierszy i jestem ich wielbicielką, choć sama nie zajmuję się pisaniem wierszy, bo do tego należy mieć talent, a ja go nie posiadam:

Nie wyrastaj z marzeń

Podobno z tego się wyrasta,
podobno to z czasem się zmienia.
Ty się nie zmieniaj, już taki zostań,
ty nie wyrastaj z marzenia.

Choćby ci było z nim niewygodnie,
choćby nawet z nim było źle ci,
to je troszkę, odrobinkę odmień,
ale go nie wyrzucaj na śmieci.

Będą mówili, żeś jeszcze dziecinny,
będą się może śmiali,
a ty się z nimi nie licz,
ty bądź taki, jaki jesteś nie inny.

I gdybyś nawet nie mógł sprostać
światu, co zmienia się i zmienia,
to ty się nie martw, taki już zostań
ty nie wyrastaj z marzenia.

Joanna Kulmowa

 Wysłuchałam swoje ulubione piosenki o zabarwieniu miłosnym i to są moje rozdrapywanki takie, ale zawsze podnoszą mnie na duchu. Może ktoś zechce posłuchać ze mną?

 A teraz udaję się do swojego prywatnego kina i z pewnością opiszę, czy film mi się podobał – jeszcze raz miłego dnia 🙂

http://vod.pl/celebrity,87215,w.html

„Tyle czasu minęło a ja ciągle nie mogę się nacieszyć!” – Jacek Fedorowicz!

 

Dzień dobry w Dniu Naszej Wolności 🙂

Ja wiem, że nie wszyscy się cieszą z tej Naszej Wolności. Ja rozumiem, że młodzi ludzie nie bardzo się z niej cieszą, ponieważ nie pamiętają tamtych złych dla Polski czasów. Nie pamiętają, że po kawałek chleba i nie tylko, staliśmy w długich kolejkach i nie pamiętają, iż papier toaletowy był na wagę złota. Mają prawo nie pamiętać, ale zamiast psioczyć, że wszystko teraz jest do kitu, powinni się zainteresować tym ile kosztowało wysiłku ich rodziców, aby jako tako przeżyć, a nie było łatwo, kiedy półki sklepowe świeciły pustkami.

Moje dzieci w 1989 miały 10 i 13 lat i pewnie coś, niecoś z tamtych czasów im w pamięci zostało, kiedy ich Matka szła w nocy w kolejkę po kawałek, zagranicznego sera dla nich – to był rarytas, tak jak rarytasem była ciężko zdobyta mandarynka, czy czekoladopodobny smakołyk. Pewnie pamiętają, że z trudem zdobyte meble, zapakowane w paczki w Rumuni, dopiero po rozpakowaniu w domu można było zobaczyć, co się właściwie kupiło – taka wielka niewiadoma.

Czasy trudne dla naszego Narodu, ale może wcale takie niepotrzebne, bo mnie nauczyły, aby cieszyć się z drobiazgów jakie niesie nam życie. Nie muszę mieć wiele, mimo, że półki uginają się pod towarami od wyboru do koloru. Nauczyły mnie tamte czasy pokory wobec teraźniejszych trudności, bo zawsze sobie tłumaczę, że kiedyś było gorzej i jakoś się żyło.

Ja wiem, że w naszym kraju jest wiele jeszcze do zrobienia i nie wolno się zachłysnąć tą wolnością i stanąć w miejscu. Musimy w Naszym Państwie wiele poprawić i zmienić oraz udoskonalić i tu jest ogromne zadanie do naszych rządzących, którzy częściej zajmują się jątrzeniem, niż pracą dla dobra Naszego Narodu.

Jest tylu dziwnych polityków, którym zwisa i powiewa los naszego Państwa i takim czym prędzej należy pogonić kota. Mnie do niczego nie jest potrzebny polityk, głoszący, że kobieta zawsze jest trochę gwałcona i taki polityk czym prędzej powinien być wykluczony i zepchnięty na margines społeczny. Mnie nie potrzebny jest lider opozycji, którego nie widać podczas obchodów naszej Wolności, bo w tych dniach Smoleńsk i zamach brzmiałby groteskowo co najmniej. Mnie potrzeby jest mądry przywódca, który nie zieje jadem i nie muszę się go wstydzić w europejskiej i światowej polityce i taki będzie miał moje poparcie.

Tak, wiele trzeba jeszcze poprawić, bo choćby zwiększenie miejsc pracy i poprawę świadczeń za tę pracę, aby młodzi ludzie nie wybierali się za granicę i aby nie opuszczali naszego, coraz piękniejszego kraju.

Ja, jako Seniorka cieszę się z tego, iż kraj nasz jest coraz piękniejszy i z Polski drewnianej zmienia się w Polskę murowaną. Te zmiany już widać, kiedy jedzie się samochodem i mija miejscowości, które są coraz bardziej kolorowe i zadbane. Powolutku dźwigamy się i zabierze nam to jeszcze wiele czasu – może nawet następne 25 lat, ale ja pewnie już tego nie dożyję i dlatego im bliżej mi na tamtą stronę, tym bardziej się nie dąsam, nie psioczę, gdyż szkoda mi na to energii.

25 lat, to szmat czasu, w których było z górki i pod górkę. Czas zmieniał się jak w kalejdoskopie i wystarczy obejrzeć zdjęcia z PRL-u i porównać jak daleko Polska się rozwinęła i wypiękniała. Ludzie pamiętający tamten szary czas mają skalę porównawczą i pewnie dzisiaj nie jedna osoba w Polsce wraca wspomnieniami do tego, co było nam dane przeżyć i tylko od nas zależy, czy pluniemy na Polskę, czy jednak dojdziemy do wniosku, że warto było czekać na te piękne czasy – tylko od nas zależy, czy będziemy się spalali w zgorzknieniu, czy dostrzeżemy światełko w tunelu.

25 lat

Ja z mężem na znak spełnienia i zadowolenia z codzienności, podaliśmy sobie dłonie z dobrze wypełnionego obowiązku w ciągu tych 25 lat, wszak daliśmy Polsce nasze, kochane dzieciaki, które w następnym 25 – leciu poświęcą się dla naszego kraju i wychowują dla Polski następne pokolenia, bo nie ma Wolności bez Miłości – to takie moje credo dla nich. 🙂

 

P1050508-001