
Odpoczęłam dziś solidnie w tą niedzielę, bo po wysłuchaniu życzeń od pary „prezydenckiej” wyłączyłam się z polityki i doniesień z tej strasznej wojny!
Mój pierwszy dzień nie był taki, że obżarłam się, że nie oddycham, ale może jeszcze serniczka.
Nigdy w święta nie przesadzam, bo nie na tym polegają święta.
Zastanowiłam się nad tym, że politycy na czele z Anżejem nie mają wstydu składając nam świąteczne życzenia.
Jacy oni są wierzący i jak bardzo coś bredzą o zmartwychwstaniu, kiedy przez 7 lat pogwałcili wszystko, co się pogwałcić dało w Polsce.
Zastanawiam się, czy oni wierzą w to, co mówią i czy mają w domach lustra – na czele z Ziobro, który też pokusił się na złożenie Polakom życzeń.
Naprawdę nie mają wstydu i nigdy nie odzyskają swoich twarzy, gdyż zrobili tyle zła, że nigdy nie powinni dostać rozgrzeszenia.
Jedyna nadzieja dla Anżeja, to jest spowodowanie zlikwidowania Izby Dyscyplinarnej i tym sposobem wypłatę z Unii Europejskiej Funduszu Odbudowy, bo Polska bardzo tych pieniędzy potrzebuje.
Wiem, że tego nie zrobi, bo przez tyle lat tak się podporządkował temu z Żoliborza i odejdzie z tego urzędu w wielkiej niesławie.
Szkoda tych lat dla Polski, która cofnęła się o 30 lat do tyłu!
W wielu domach spotkały się rodziny przy wspólnym stole.
Często bywa tak, że nie widzą się ze sobą cały rok i tak naprawdę niewiele ich łączy!
Ale wypada się spotkać i te ich rozmowy wyglądają mniej więcej jak na poniższej grafice:

Wczoraj w telewizji sygnalizowano, że wiele par boryka się z niepłodnością, a bardzo pragnę mieć swoje dziecko.
Dokładnie nie wiadomo, co jest powodem niepłodności, ale chyba stresujący tryb życia i oczywiście odżywianie pełne chemii!
W Polsce nie nie finansuje zabiegów in vitro, na które wiele par po prostu jest nie stać i z tego powodu bardzo cierpią.
Przy świątecznym stole właśnie najczęściej pada pytanie – a kiedy dziecko?
Jest to tak przykre i bolesne, jakby owa para dostała nóż w plecy i dlatego uczulam – ludzie – uważajcie na swoje słowa – nie rańcie innych ludzi – apeluję, bądźcie ludźmi!
W sieci przeczytałam oto taki felieton i zgadzam się z nim, a napisała go Małgorzata Ohme – psycholog i czytamy:
„Nienawidzę świąt, bo…
Nienawidzę świąt w Polsce, bo hipokryzja nasza nie ma umiaru. Ten sam, który na co dzień pije i bije- przystępuje do komunii, a ksiądz mu ją daję! „Nie jest moją rolą rozsądzać sumienia” – odpowiada mi kiedyś nasz ksiądz, gdy mówię mu, że ojciec nie był u spowiedzi od 20 lat chyba.
Nienawidzę świąt w Polsce, bo się pije przy stołach. Po jednodniowym poście, trzeba sobie odbić, a jakże! Do stołów zasiadają alkoholicy, anonimowi alkoholicy, drobne pijaczki, cała masa uzależnionych, którym w towarzystwie alkoholu siadać nie można. I te wszystkie udręczone żony, które narzekają na swoją dolę współuzależnionych, polewają im tę wódkę, dla świętego spokoju, pomimo tego, że w domu czeka je awantura o byle co i dają temu w ten sposób przyzwolenie.
Nienawidzę świąt, bo stoły uginają się od potraw i ciężkiego żarcia i nikt potem nie ma siły wstać, bo ma tak opasły brzuch. I to jest niemoralne, ile jedzenia marnuje się podczas gdy w Afryce dzieci umierają z głodu. Ba, głodują u nas w Polsce, nasze dzieci, nasi sąsiedzi z klatki obok. I co?
Nienawidzę jałowych rozmów z krewnymi, których widuję tylko w święta albo ewentualnie na Facebooku. Starsi wymieniają uprzejmości, mimo iż obsmarowują sobie tyłki, będąc zawistnymi o każdy sukces, każdy awans, remont domu czy nowy samochód. I zawsze pada to nic nie znaczące pytanie „co słychać”, na które nie masz pojęcia jak odpowiedzieć, bo chodzi o to, co wydarzyło się od roku, w zeszłym miesiącu, przed chwilą i czy co ci dzwoni teraz w uszach?
Nienawidzę też spacerów świątecznych. Żeby zrzucić trzysta gram (kawałek kiełbasy zaledwie) robimy obchód starego miasta albo trzy rundy po parku, wiatr wieje albo deszcz przycina, ale trzeba spacerować, bo to zdrowe i pozwala spalić nieco kalorii, i taki spacer w święta jest jakiś inny, dostojny, pełen powagi, bo i strój przecież elegancki, szpilki, płaszcz, torebka itepe.
I do tego te biedne dzieci. Rozwrzeszczane, znudzone, które kompletnie nie mają pojęcia, co robić, gdy wszystko pozamykane, więc co poniektóre z nosami w telefonach grają albo przeglądają fejsa, a te, którym starzy zabrali (bo nie wypada) nie wiedzą, co ze sobą zrobić, więc jęczą, złoszczą się i przeszkadzają.
Nienawidzę też tych świątecznych selfie. „Zróbmy sobie zdjęcie na Facebooka”- rzuca ktoś. Dalej dwadzieścia wersji jest omawianych z każdym po kolei, czy się zgadza, by go opublikować i czy można go oznaczyć i jaki filtr użyć. Starsi nie wiedzą o co chodzi, bo im wszystko jedno akurat.
I ta galeria na FB. Mazurki, pisanki, koszyczki, stoły, pasztety, torty, kompozycje kwiatowe – co kogo to obchodzi? Jakże przyjemnie jest trafić na kogoś, kto akurat jedzie na rowerze, sfotografował jakąś scenę na ulicy, wrzucił wiersz ulubionego poety. A tu wszędzie Alleluja, Mokrego Śmigusa, Wesołych.
Totalny żen to są te rymowanki wysyłane hurtem w SMS-ach. „Dużych jajeczek, wina pięć beczek, tłustego boczku, prostego kroczku” albo „Idą święta wielkiej nocy, maluj jajca bez pomocy, jedno czarne drugie białe i miej życie doskonałe”. I co ja mam niby na to odpowiedzieć?
Smsy zamiast telefonów. Nikt już sobie nie składa życzeń w rozmowie. Wystarczy SMS. Bezosobowy. Ten sam do wszystkich.
Kazania Księży. W większości nuda i powtarzalność.
Ignorancja znaczenia tych świąt. Zapytajcie przeciętnego Polaka, czym się różni Wielki Piątek od Wielkiej Soboty?
Kłótnie przy stołach. Wreszcie siedli razem i muszą rozmawiać. Nie potrafią.
Prawda, która wychodzi na jaw. Obcość. Żale. Złość.
Sztuczność. Udawanie. Pozy.
Zmartwychwstanie? Kto rozumie to słowo?
Dlatego nienawidzę świąt.
PS. Mój znajomy, który nie ma rodziny dodaje: „Nienawidzę być traktowany jak biblijny przybłęda, którego trzeba ugościć. Wszyscy mnie zapraszają, mówiąc „Chodź, co będziesz siedział sam w święta?”. A ja jestem sam i do tego ateista!”