Archiwa miesięczne: Marzec 2018

Chyba się wielu narażę!

Zdjęcie użytkownika Elżbieta Maria Saga.

Ludzie wierzą w Pana Boga i celebrują każde święta idąc do kościoła i się modlą.

Mam w rodzinie wielu takich, którzy każdą niedzielę celebrują od pójścia na niedzielną mszę.

Znam wielu ludzi wierzących, którzy są w kościele potulni, a kiedy z niego wychodzą, to zachowują się nagannie i plotkują, obgadują, kradną, biją swoje żony i dzieci!

Nawet w polityce są tacy, którzy cudzołożą i nie dbają o swoje rodziny i dzieci, ale w kościele klęczą.

Napiszę więc wprost, że ze mną jest tak, że albo jesteś przyzwoitym człowiekiem i się modlisz, albo się modlisz i jesteś bestią!

Nie ma u mnie nic po środku i kiedy czytam, że kolejny ksiądz molestował dziecko, a nawet je gwałcił – to mnie od tego chrześcijaństwa odrzuca.

Uważam, że kościół i kapłani powinni być nieskazitelni, ale tak nigdy w historii koścoła nigdy nie było i ile wojen krwawych było z powodu wiary!

Jeśli czytam, że Rydzyk, bo żaden ojciec okrada emerytów i rencistów, a od rządu ciągnie coraz więcej milionów, to oczywiście nie przybliża mnie o milimetr do kościoła.

Święta Wielkanocne traktuję jako i tylko – spotkanie z moimi Dziećmi i ich rodzinami i tylko dlatego spotkania poświęcam się, aby miło spędzić z nimi czas – rodzinnie i wiosennie.

Dlatego sprzątam dom – na wiosnę i dlatego stoję i gotuję, aby z nimi pobyć dłużej -dwa razy do roku.

Wiem, że wielu się narażę, ale ja mam tak, że albo wiara jest nieskazitelna, albo ja taką brudną wiarę odrzucam i nigdy nie będę tolerowała, bo mi w niej śmierdzi na odległość.

Aby była jasność, to bardzo szanuję ludzi wierzących, którzy są prawymi chrześcijanami i zachowują się zgodnie z dekalogiem, ale ilu jest takich, którzy na miano chrześcijanina nie zasługują.

Weźmy na przykład polityków PiS, którzy tarzają się w kościele Rydzyka, a przyznają sobie sami ogromne premie, kiedy emeryt nie ma na leki i na chleb!

Powtarzam się, że albo jesteś uczciwym katolikiem, albo jesteś szują, a ja to potrafię dostrzec.

Mój znajomy z Facebooka – Adnrzej Rodan – pisarz, zostawił dzisiaj taki komentarz i chyba mnie znienawidzicie, że go powowielam!

 

„CHRYSTUS ZMARTWYCHWSTAŁ…. DZIĘKUJĘ ZA OSTRZEŻENIE!
W tym roku Wielkanoc przypada 1 kwietnia i dlatego forma przywitania jest następująca:
– Chrystus zmartwychwstał!
– Prima aprilis!
Jak powstały święta wielkanocne? Chrześcijanie podpieprzyli wszystkie święta poganom i przejęli jako swoje, ale Wielkanoc ukradli Żydom, których przecież nienawidzą. Pascha – żydowskie święto należy do tzw. świąt ruchomych, czyli świąt, które niekoniecznie wypadały każdego roku w tym samym dniu. Powody tego były takie, że obchodzenie Paschy uzależnione było od czasu żniwa jęczmienia. Było to związane z prawem ofiarowania Panu pierwszego snopa jęczmienia trzeciego dnia po święcie paschy, następnego dnia po pierwszym sabacie ceremonialnym świąt przaśników. Dojrzewanie żniw przebiegało różnie, stąd święto to wypadało każdego roku w innym dniu.
Chrześcijanie bez pardonu ukradli to święto i nazwali je Wielkanocą, jako dni śmierci i zmartwychwstania Jezusa… No cóż w religijnym biznesie nie ma sentymentów”. 

Z wielu dokumentów wiem, że w kościele zawsze byli pedofile i wiedział o tym nasz Papież – Jan Paweł II.

Wiedział o tym Benedykt i nie mogąc się z tym pogodzić – zrezygnował ze swojej funkcji.

Walczy z tym Papież Franciszek, ale to woda na młyn – fakty są faktami:

Wracam na Ziemię i dziś podaję przepis na sernik bez pieczenia i robi się go tak:

Potrzeba nam 5 paczek herbatników.

  • 1 kg sera we waiderku,
  • 3 jajka,
  • 2 budnynie dowolnego smaku,
  • 1 szklanka cukru,
  • zapach waniliowy, albo migdałowy.
  • kostka margaryny, albo masła,
  • rodzynki i bakalie,
  • polewa czekoladowa.

Rozpuścić należy margarynę w garnku, dodać cukier, dodać ser  z wiaderka, 3 jajka i zapach, oraz rodzynki  zamoczone w gorącej wodzie, dwa budnymie i gotować, aż powstają pęchrze w garnku gotującego się sera.

Na blaszcze rozłożyć równiótko herbatniaki, a potem zalać je ciepłą masa serową.

Na wierzch położyć resztę herbatkiów i zalać je polewą czekoladową – ja kupuję.

Moje Dzieci to lubą do kawy!

 

Seniorka szykuje Święta Wielkanocne!

Znalezione obrazy dla zapytania żurek z kiełbasą

Kiedy planujemy święta, to nie tylko odświeżenie domu na wiosnę, ale także zaplanowanie menu!

Ja przed świętami mam burzę mózgu w temacie, co przygotować i ile!

Zawsze mam wyrzuty sumienia, że może za mało planuję i za skromnie.

Lubię dobrze nakarmić swoich gości, ale też muszę liczyć się ze swoim zdrowiem, bo do najmocniejszych kobiet już nie należę.

Biorę więc czystą kartkę i piszę i planuję, to co trzeba zakupić, aby niczego nie zabrakło i aby oszczędzić Męża, który mi te zakupy robi.

Do mnie należy logistyka, a do Męża zakupy i tak już jest od lat.

Gdyby nie Mąż, to bym padła trupem chyba, bo sił coraz mniej z każdym mijającym rokiem i tu wielkie dzięki składam mojemu pomocnikowi.

Pierwszy dzień Świąt Wielkanocnych spędzamy na wsi – u Teściów mojej Córki, a na drugi dzień przyjdą moje Dzieci ze swoimi rodzinami.

Zaplanowałam i od jutra zabieram się za gotowanie i tak przygotuję moim gościom świąteczny obiad.

Zaplanowałam więc tak:

  • żurek z białą kiełbasą i jajkiem na twardo,
  • bitki wołowe w szarym sosie,
  • surówka z ugotowanych buraków z cebulą – na słodko kwaśno,
  • schab pieczony ze śliwką w rękawie,
  • biała kiełbasa usmażona w oleju,
  • sałatka klasyczna jarzynowa,
  • sałatka krabowa z selerem naciowym,
  • kompot do obiadu,
  • samodzielnie zrobione ciasto – jeden gatunek – sernik,
  • Kawa, herbata,

I to wszystko na co się mobilizuję od jutra w kuchni.

Myślicie, że to za mało, a może w sam raz?

Obiad u mnie w II dzień świąt, to dla mnie przyjemność i mam nadzieję, że swoich gości nie zagłodzę! Tak mam, że zawsze myślę, że mogłabym więcej, ale latka lecą i myślę, że i tak dużo czasu spędzę w kuchni.

Święta szykują się mrożne i nieprzyjemne, choć u mnie śniegu brak jak na razie, ale mam w domu odrobinę wiosny od mojego Męża!

Na święta będą piękne forsycje w wazonie!

Zdjęcie użytkownika Elżbieta Maria Saga.

Wszystkim blogerom Świata składam najserdeczniejsze życzenia! Spokojnych, rodzinnych, zdrowych, serdecznych i w zgodzie – życzy kalinaxa.

 

 

500+ to już za mało!

Obrazek

Warto było czekać dwa lata na tę jedną chwilę, kiedy to PiS zleciał w sondażu z 12 schodów i poobijał się okropnie, choć nie przyznają się ci ludzie do siniaków.

Spadło im z prostej przyczyny, bo po dwóch latach prosperity wpadli we własne sidła tak samo jak w 2005 – 2007 roku! Pamiętam tamtą klęskę, kiedy przez osiem lat nie mogli się otrzepać ze złej sławy.

Myśleli sobie po objęciu władzy w 2015 roku, że jak rzucą dla rodzin 500+, to im to da władzę do końca kadencji.

Na początku społeczeństwo było zachwycone i dlatego mieli świetne sondaże, ale to się już zmienilo.

500+ spowszechniało i ludzie uważają, że im te pieniądze należą się jak psu buda.

A co się stało, że im zleciało?

Odpowiedź jest prosta do wytłumaczenia w momencie wycia i pokazania pazurków przez Beatę Szydło w Sejmie, kiedy darła japę, że te pieniądze im się należały, a chodzi o wysokie nagrody i premie.

Szydło za przyzwoleniem swojego guru z Żoliborza zrobiła z siebie kobietę jarmarczną i pociągnęła swoją partię w dół – automatycznie.

Był też „Czarny Marsz” podczas, którego na ulicę wyszły przede wszystkim kobiety w walce o kompromis w sprawie aborcji.

Kobiety, to mocna siła i wiele z nich otoworzyło oczy na to, co ten rząd im szykuje.

Ten rząd ma w swoich szeregach cwaniaków, narkomanów i przestępców, którzy sprytem weszli w szeregi tej partii.

Dali 500+ na otarcie łez, a sami mają na stanie 1700 limuzyn i wożą swoje tyłki tak szybko, że kilka limuzyn trafiło do kasacji.

Ten rząd grodzi się wysokimi płotami i odgradza  od społeczeństwa, a także stawia nielegalne pomniki w całym kraju.

Ten rząd już zpałacił spadkiem sondży za to, że rozwalają pomniki poświęcone Armii Czerwonej, a ludzie tego nie lubią.

Ten rząd dalej dewastuje przyrodę i nadal trwają nielegalne wycinki w lasach, aby pozyskać pieniądze dla Rydzyka.

Ten rząd promuje prymitywne poglądy Kai Godek, którą promuje się na zabawczynię życia poczęstego – nawet takiego jak dzieci bez mózgu.

Uruchomiła się atomatycznie fala świadectw Matek i Ojców, którzy opiekują się dziećmi z wysokimi defektami i tu wklejam jeden z nich! (poniżej).

To są wstrząsające świadectwa, bo w tym kraju rodzina obciążona dzieckiem niepełnosprawnym pozostaje zupełnie sama.

PiS nie ma zamiaru nawet takim rodzinom pomóc i nie ma żadnego planu! PiS każe się bzykać jak króliki!

Zbliżają się wybory samorządowe i w tych wyborach Polacy podsumują odpowiednio hipokryzję tego rządu! Wierzę w to głęboko!

Panie Kaczyński i znowu się panu noga powinęła jak poprzednio i jest to kara za butę i pyszałkowatość.

Panie Kaczyński i niech pan ludziom wytłumaczy jak to jest, że pańska bratanica jest w kolejnej ciąży, a jej dzieci płodzone są przez trzech facetów po kolei. To takie katolickie i wzór do naśladowania – wrr!

Przygotujcie się na długie czytanie, ale warto! Takich matek są setki – zostawionych bez pomocy, choć Kaja Godek twierdzi, że trzeba rodzić nawet cyborgi!

 

Oczekuję z niecierpliwością na odpowiedź od Kai Godek

 

Skoro ośmiela się Pani decydować za wszystkie polskie kobiety i dokonywać wyborów za nie, proszę pójść o krok dalej. Proszę zaproponować, kiedy może nas Pani wesprzeć w opiece nad Olą. Może kilka tygodni w czasie wakacji? Ola żyje i oczekuje na pomoc.

 

Po przeczytaniu listu pana Bartłomieja Skrzynia Skrzyńskiego skierowanego do prezesa Kaczyńskiego napisałam ten list do pani Kai Godek.

Dzień dobry Pani Kaju,

nazywam się Monika Lewandowska, mam 46 lat. Jestem mamą trzech córek w wieku 18, 16,5 i 10 lat. Oboje z mężem mamy wyższe wykształcenie. Jesteśmy Polakami, katolikami. Mieszkamy w dużym mieście.

Prawie 17 lat temu urodziłam Olę, diagnoza: głębokie upośledzenie psychoruchowe pod postacią czterokończynowego porażenia mózgowego. Ola nie chodzi, nie siedzi, nie obraca się na boki, nie zgłasza potrzeb fizjologicznych, jest na pampersie, ma niesprawne ręce i nogi, nie mówi. Jej poziom rozwoju psychoemocjonalnego jest na etapie maksymalnie 2-letniego dziecka. Uśmiecha się.

Obowiązek

Od prawie 17 lat moje życie, życie mojego męża i zdrowych córek wygląda jak życie w wojsku. Wstajemy o świcie, bo Ola budzi się bardzo wcześnie. Musi być szybko przewinięta. Nie ma wylegiwania się! Jej pełen pampers nie wygląda jak pampers słodkiego noworodka. Zapewniam. Do tego dochodzi menstruacja. Jakiego patentu użyć, żeby włożyć podpaskę do pampersa i żeby było higienicznie? Nie wiem.

W pokoju unosi się dodatkowo odór potu: Ola jest spastyczna i pomimo codziennej wieczornej kąpieli rano budzi się zlana potem. Kąpiel – praca dla siłacza. Każda czynność zmieniająca jej położenie – jedna osoba nie daje rady. Potrzebna asysta, specjalistyczny sprzęt.

Domyśla się Pani, ile waży 17-letni bezwładny człowiek, pewnie niewiele mniej niż Pani. Następnie mycie zębów: dziewczyna, jak każdy 2-latek, stawia opór, jak umie: zaciska zęby, w złości próbuje ugryźć mamę lub tatę.

Potem śniadanie, obiad, kolacja – od 17 lat nie zjedliśmy żadnego posiłku na luzie i w spokoju, delektując się wspólnym byciem przy stole; bo ktoś z nas musi karmić Olę, zabawiać ją, aby coś zjadła, i zapewniam Panią, że trwa to wieki. Dzieci zdrowe zajmują się same sobą. Muszą. Siostra pochłania cały nasz czas. Dzieci zdrowe są od małego dorosłe, samowystarczalne.

Miłość

Ola ma swój zamknięty świat. Nie jest emocjonalnie związana z siostrami. Postrzega je jako zagrożenie. Denerwuje się, gdy rozmowa skupia się na kimś innym, np. na życiu szkolnym młodszej siostry. Woli spędzać czas z opiekunką, którą ma tylko dla siebie, niż z siostrami. Nie umie się dzielić sobą. Nie ma empatii, jest egocentryczna.

Ogląda przez cały dzień jedną ulubioną bajkę, słucha tej samej piosenki. Jak to dwulatek. Nie ma szans na zaakceptowanie zainteresowań innych domowników. I doskonale wiemy, że to nie jej wina, że nie robi tego specjalnie. Taka jest, taki jest jej mózg. Tylko co z tego? Jak Pani wytłumaczy to młodszej siostrze? Dyscyplina, zasady? Niestety nie mają zastosowania w przypadku Oli.

Nie przy tym stopniu upośledzenia. Miłość. Przez 17 lat wciąż czekam na jakikolwiek przejaw miłości ze strony Oli. Pewnie nas kocha – tylko inaczej. Ale za to kocha Eryka lub króla Trytona z „Małej Syrenki”.

Czasami porównuję nasz los do losu dorosłych dzieci, które opiekują się rodzicem z głęboko zaawansowaną chorobą Alzheimera. Zazdroszczę im jednak tego, że robią to, bo mają w pamięci wdzięczność za cudowne chwile, jakie przeżyli dzięki rodzicom. Ja cudownych chwil w związku z urodzeniem Oli jeszcze nie przeżyłam. Kocham ją, bo jest moim dzieckiem, bo nie ma nikogo poza nami na świecie, bo nie mam wyjścia.

Pieniądze

Od zawsze płacimy podatki, od zawsze jesteśmy Polakami, od zawsze Ola jest tylko z nami.

Od 17 lat płacimy za wszystko z własnych pieniędzy: opiekunki, rehabilitacja, wózki inwalidzkie, pampersy, lekarze, wakacje dla Oli. Od 17 lat trudno nam wyjść z domu, bo ktoś musi być z Olą. Płacimy, płacimy, płacimy – za wszystko.

Od 17 lat samotnie zmagamy się z chorobą Oli. W związku z tym, że mamy z czego żyć, nie interesuje się nami państwo, dla którego kryterium dochodowe jest jedynym wykładnikiem pomocy rodzinie z niepełnosprawnością.

Przez te 17 lat kilkakrotnie zmienialiśmy parafie – żaden proboszcz nigdy nawet nas nie zapytał, „co z Olą”, nie mówiąc o propozycji pomocy, choćby czysto duchowej (mieszkamy w kurorcie, obok domu zakonnego).

Od 17 lat nie zawitał do nas nikt z pomocy społecznej – bo przecież sobie radzimy. My zawitaliśmy więc do opieki społecznej. Dowiedzieliśmy się, że pomoc nam nie przysługuje, bo zarabiamy powyżej ustalonego minimum socjalnego. A pomoc niematerialna? Odciążenie od opieki choć na kilka godzin? Nie – bo stać nas na opiekunkę.

Zapewnienie Oli dodatkowych zajęć, warsztatów – nie, bo jest za bardzo „uszkodzona”. Nie pasuje do utworzonych grup: nie będzie lepić dzbanuszków i śpiewać z dziećmi z zespołem Downa – bo ma niesprawne ręce i schorzenie wymagające podnośnika, rampy itp., a do tego ma bardziej głębokie upośledzenie umysłowe niż większość niepełnosprawnych umysłowo dzieci – sorry, inne potrzeby spędzania wolnego czasu, potrzebny dodatkowy opiekun 1:1. Sorry.

Pomoc

Od 17 lat nikt z osób, które żyją w naszym otoczeniu, społeczności katolickiej, która nas dobrze zna, nie zaproponował, że np. weźmie Olę na spacer, zabierze ją na dwie godziny do siebie, żeby i ona miała urozmaicenie i my wytchnienie. Nikt nie dostrzega Oli w społeczeństwie, nikt nie dostrzega nas. Radzimy sobie. Przecież mamy dom, samochody, wyglądamy na zadbanych. Dajemy radę!

Dyrektorzy szkół, pedagodzy, duchowieństwo, fundacje, obrońcy praw życia – gdzie są? Jak pomagają? Czego uczą młode pokolenia?

Od 17 lat z przerażeniem myślimy o przyszłości Oli. Kto zajmie się Olą, gdy nas zabraknie? Gdzie wyląduje? Kto za to zapłaci? Czy będzie miała dobrze? Czy będzie bezpieczna? Można jej przecież zrobić wszystko…

Nikt się nią teraz nie interesuje, więc może być tylko gorzej w tej kwestii. Niestety nie ma zespołu Downa, autyzmu. Z racji swojego stanu i potrzeb jest wykluczana nawet ze środowisk osób niepełnosprawnych, które skupiają podobnych sobie.

Strach

Nasze zdrowe dzieci są siłą rzeczy zawsze na drugim planie. I to nie dlatego, że nie zdajemy sobie sprawy z ich potrzeb, że są równie ważne itd. – nie, o tym wszystkim wiemy – aż za wiele. NIE WYRABIAMY SIĘ Z CZASEM. PRACA PRZY OLI TO SYZYFOWA PRACA, BEZ EFEKTÓW i PRZYSZŁOŚCI.

Nie mamy prawa obarczać zdrowych sióstr opieką nad Olą.

Ostatnio zapytaliśmy w DPS w Sopocie o możliwość zaklepania na przyszłość miejsca dla Oli w nowym domu pomocy społecznej w Sopocie. Mielibyśmy na stare lata blisko, a i Ola nie zmieniłaby otoczenia. Byłoby fajnie. Niestety – nie dla psa kiełbasa. Dom jest przewidziany dla osób starszych i z chorobami nieuleczalnymi. Nigdy nie będzie dedykowany Oli. Dlaczego? Od kiedy Ola będzie uważana za osobę starszą i schorowaną? Dostaliśmy informację, że pewnie gdzieś na południu Polski znajdzie się jakiś dom. Wykaz na stronie internetowej takiej i takiej.

Ustawa Za życiem – śmiech na sali. Ola jest w tym przypadku dzieckiem „za starym”. Poza tym jedynym kryterium pomocy w przypadku tej ustawy jest znowu kryterium dochodowe.

Przyszłość

Dlaczego do Pani piszę? Otóż dlatego, że mam wrażenie, że postrzega Pani rzeczywistość z punktu widzenia choroby Pani syna. Da się żyć, prawda? Syn zapewne chodzi o własnych siłach, przytula się do państwa? Uśmiecha się? Czuje się Pani kochana przez swoje dziecko? Zapewne tak.

Spędza Pani miłe chwile z dzieckiem na świeżym powietrzu? Dzieci lubią przebywać ze sobą? Syn będzie miał prawo do długoletniej nauki w placówkach państwowych, do warsztatów terapii zajęciowej. Chętnie zabierze go Pani do teatru, kina, na lodowisko? Może zostanie kimś ważnym? Może będzie miał zawód? Potem ma pewnie szansę na zamieszkanie we własnym mieszkaniu wspomaganym przez osoby trzecie. Jest ich coraz więcej. Super!

Dziecko z zespołem Downa to faktycznie nie koniec świata! Rodzice i dzieci skupiają się wokół siebie, jest was sporo. Dzieci są na plakatach, biorą udział w pokazach mody, fantastycznie. Chce się żyć!

Są jednak schorzenia, które nie pozwalają normalnie żyć, rozbijają życie rodziny, dzielą jej członków, wykańczają i ciało, i umysł rodziców oraz rodzeństwa. Życie staje się pasmem ciężkiej, niewdzięcznej pracy wykonywanej w całkowitej samotności, bez wsparcia państwa, Kościoła, bez nadziei na przyszłość, przez długie lata.

Decyzja

Co do Pana Boga to myślę, że każdy z nas ma indywidualną relację z Panem Bogiem. On dał nam wolną wolę, rozum, empatię i mnóstwo cech, które pozwalają KAŻDEMU CZŁOWIEKOWI NA WYBÓR. Nie chcę być w tym miejscu arogancka i niegrzeczna i wieszać na Pani działalności psów. Myślę jednak, że chce Pani wejść w kompetencje Pana Boga, ale bez żadnych konsekwencji.

Jako Polacy, katolicy powinniśmy się wspierać. Skoro ośmiela się Pani decydować za wszystkie polskie kobiety i dokonywać wyborów za nie, proszę pójść o krok dalej i pomóc przy opiece nad dziećmi już narodzonymi.

Proszę zaproponować, kiedy może nas Pani wesprzeć w opiece nad Olą. Może kilka tygodni w czasie wakacji? Szkoły specjalne zamknięte, obozy dla tak uszkodzonej młodzieży jak Ola w zasadzie nie są organizowane, a jeżeli są, wymagają odpłatności za dziecko i za opiekuna. Chętnie wyjechalibyśmy z mężem gdzieś sami, pierwszy raz od 17 lat. Przywieziemy Pani oczywiście pełny osprzęt do opieki nad Olą: łóżko inwalidzkie, podnośnik, sprzęt do kąpieli, spadochron do transportu z łóżka na wózek inwalidzki. Tylko proszę bardzo uważać na wózek. Kosztował ponad 15 tysięcy złotych (dofinansowanie w wysokości 3 tysięcy raz na kilka lat) i starcza na 2-3 lata, bo Ola wciąż rośnie. Z góry przepraszam za niedogodności związane z opieką nad Olą. Czasami ugryzie, czasami dostanie ataku złości, często obudzi się w nocy z płaczem.

Nie proponuję Pani opieki w porze zimowej, bo jest wielki problem, aby ubrać w tyle warstw odzieży osobę, która nie współpracuje w trakcie procesu ubierania. Sam spacer po śniegu też jest wielkim wyzwaniem przy takim obciążeniu wózka.

Myślę, że powinna Pani poprosić o pomoc także wszystkich zwolenników Pani akcji. Pomóżcie nam! Pomóżcie innym rodzinom! Jest to wprawdzie trochę inny rodzaj pracy niż wymachiwanie transparentami, ale dacie radę. My dajemy, to i wy dacie radę. Jesteśmy przecież wszyscy Polakami katolikami. Wiemy, co dla innych dobre! Ja wiem, że dla naszej Oli będzie to superprzeżycie, a dla Pani świetny czas!

Pozwolę sobie zdecydować za Panią.

Czekam na propozycję.

Z radością poinformuję społeczeństwo o chęci pomocy z państwa strony. Ola żyje i czeka na państwa pomoc.

Z góry dziękuję. Z poważaniem

****

Czekamy na Wasze listy@wyborcza.pl

Strzała Amora!

Pamiętam jak dziś, kiedy dziabnęła mnie z impetem strzała Amora.

Miałam 16 lat i kiedy wracałam z innymi nastolatkami z wycieczki do Poznania, zwróciłam swoją uwagę na obok mnie stojącego w korytarzu pociągu chłopca, który miał lat 17.

Mieszkaliśmy w tym samym bloku, ale nie zwracałam na niego większej uwagi, bo wydawał mi się łobuzowaty.

A tego dnia, w tym pociągu zauważyłam go i od razu pokochałam.

Pamiętam pierwsze randki, pierwszy pocałunek i tak dalej i tak jesteśmy ze sobą już 42 lata.

Naprawdę było często ciężko, bo na noże i czasami zmierzało to nasze małżeństwo do rozwodu, ale pokonaliśmy to jakoś wspólnie i wciąż się kochamy i wciąż nie możemy bez siebie żyć!

Na swojej drodze życiowej spotkałam wielu mężczyzn, bo choćby w pracy, ale nigdy już w swoim życiu nie poczułam tego, jak za pierwszym razem – nigdy!

Kumplowałam się z wieloma mężczynami i świetnie się z nimi dogadywałam, ale żaden tak mnie nie zauroczył i nie porwał.

Dlaczego o tym piszę?

Wiele kobiet tkwi w nieudanych związkach i są w nich nieszczęśliwe, a trwają w nich, bo najważniejsze są dla nich dzieci i stabilność przy dość już nudnym mężu.

Trwają, bo tak wypada, aby nikogo nie zranić i te kobiety już nigdy nie dopadł Amor, bo tak się w życiu zdarza!

Zabija je ta rutyna i marzą w głębi o wielkiej miłości, ale ona się nie zjawia, a więc gorzknieją i zamykają się w sobie i wypełniają swoje obowiązki.

Wiele kobiet tkwi w takich związach, bo szanują swojego partnera i się z nim tylko przyjażnią, bo miłość gdzieś odeszła. Nastała rutyna i bezpieczne życie z kimś, kto je docenia i szanuje, ale nie ma już motyli w brzuchu.

Obejrzałam dziś po raz trzeci w swoim życiu film – chyba najlepszy z filmów pt. „Co się wydarzyło  w Madison County” ze świetną obsadą – wprost rewelacyjną, bo z Clint Eastwood i Meryl Streep.

Własnie jest to takie kino, które zmusza do myślenia, bo opowiada o tym jak miłość spada na dwoje ludzi jak grom z jasnego nieba i co z nią począć, by nikogo nie zranić.

Jest to film o wielkiej miłości od piewszego wejrzenia, erotyczna, nagła, tętniąca emocjami, a jednak bohaterowie z niej rezygnują, bo czują, że sa jeszcze obok inni ludzie, którzy by tę miłośc potępili.

Obejrzycie kochane ludzie ten nietuzinkowy film, bo on pokazuje, że mimo miłości, czasami trzeba z niej zrezygnować, aby nie ranić i nie być w tym wszystkim egoistą!

Pamiętacie tę chwilę, kiedy Amor zapukał do Waszego serca?

 

Znalezione obrazy dla zapytania co się wydarzyło w madison county

Znalezione obrazy dla zapytania co się wydarzyło w madison county

Znalezione obrazy dla zapytania co się wydarzyło w madison county

Znalezione obrazy dla zapytania co się wydarzyło w madison county

 

Witaj Wiosno – witajcie święta!

Zdjęcie użytkownika Elżbieta Maria Saga.

Oj niemłoda ja już – niemłoda i dziś kolejny raz sobie przypomniałam, że już jestem niemłoda!

Wstałam o poranku i zrobiłam sobie kawencję, bo przy niej przychodzą mi do głowy najlepsze pomysły, bo kofeina robi swoje.

Rozejrzałam się po moim domu – spojrzałam w kalendarz i automatycznie mnie naszło, że czas robić porządki świąteczno – wiosenne, bo jeśli nie dziś, to kiedy?

Coraz bliżej święta, a ja byłam z ręką w nocniku, że mam tyle do zrobienia.

Nie szkodzi, że sprząta się na bieżąco, ale zimą, kiedy dni są krótkie, robimy to mniej dokładnie, gdyż tego kurzu tak nie widać ha ha.

Pod siedzeniem przy tej kawie coś mnie drapało i gadało – zrób to dzisiaj, zrób to dzisiaj!

Ubrałam się więc cieplej i wlazłam na drabinkę i zaczęłam ściągać firany. Wydawały się czyste na pozór, ale były brudne. Wpakowałam je do pralki na opcję – firany.

Kiedy się prały obleciałam okna, meble, przydasie, bibeloty, wazony, obrazy, książki i albumy.

Miałam to szczęście, że Mąż miał dzisiaj wolne i jak mi obiecał – odsunął graty i tam porządnie mi odkurzył i zmył na mokro podłogi.

Skończyliśmy sprzątać w okolicach godziny 17 i ja padłam na kanapę – bo już jestem niemłoda!

Kiedy trochę złapałam odpoczynku – wzięłam po robocie prysznic i tak sobie znowu usiadłam z kawą, ale piłam ją z wielką przyjemnością – nie nerwowo, a to dlatego, że kolejny raz daliśmy radę.

Teraz pozostała mi tylko lista zakupów i spokojne pitraszenie na święta.

Lubię ten swój, spokojny byt i to, że mam dla kogo wciąż żyć.

Na całe szczęście mam do umycia tylko trzy okna i na szczęście nigdy nas z Mężem nie podkusiło, aby się wybudować!

Kiedyś rozmawialiśmy ze starszym od nas małżeństwem, które już odeszło i oni stwierdzili, że po co się budować i mieć do mycia 10-12 okien.

Jest tak dobrze, bo nie trzeba palić w piecu, a woda w kranie jest ciepła i zimna, a więc po co się skazywać na większe wydatki w celu ogrzania mieszkania i inne niedogodności, kiedy miasto zapewnia ciepłe kaloryfery.

W naszym niewielkim mieszkaniu wychowaliśmy dwoje Dzieci, a teraz jesteśmy tylko we dwójkę i w naszym wieku utrzymanie mieszkania w czystości, to już jest dość duży wysiłek.

Tak, tak jestem już niemłoda, ale cieszę się, że kolejny raz dałam radę!

Witaj Wiosno!

 

Podobny obraz

 

Fotografie to kęsy czasu, które można wziąć do ręki. Angela Carter

Zbliżają się Święta Wielkanocne i dziś u mnie w końcu zaświeciło słońce.

W moim mieście odbył się festyn wiosenny i wielu ludzi wybyło z domów.

Cieszę się zawsze, kiedy w moim mieście dzieje się coś ciekawego, co integruje ludzi.

Ja i mój Mąż staramy się być w takich miejscach, aby je utrwalić na zdjęciach i jakby stało się to naszym hobby.

Dziś było tak, że to Mąż robił zdjęcia, a ja je wgrałam na swojego fan – page, na którym mam już ponad 5 tysięcy zdjęć, robionych w różnych sytuacjach i o różnych porach roku. Jestem z tego dumna, bo zdjęcia zostaną dla przyszłych pokoleń.

Wiecie dlaczego lubię robić zdjęcia? Dlatego, że nie mam w swoim życiorysie prawie żadnych zdjęć ze swojego dzieciństwa.

Mam tylko jedno – ze swojego chrztu, które było robione u fotografa i potem długo, długo nic!

Nie mam zdjęć ze swojego dzieciństwa, kiedy stawiałam pierwsze kroki i takich wspomnieniowych, ale zdaję sobie z tego sprawę, że kiedyś nasi rodzice nie mieli dostępu do aparatów fotograficznych i dlatego po prostu nie mamy fotografii w albumach.

Kiedy wyszłam za mąż i urodziłam swoje dzieci, to starałam się, aby coś zostało w kadrze na pamiątkę!

Większość zdjęć w albumach jest mojego autorstwa, bo zawsze aparat zabierałam ze sobą, aby utrwalić biwaki, wypady za miasto i na działkę, do lasu i wszędzie gdzie bywaliśmy rodzinnie.

Przez lata wszystko się zmieniło i ludzie zdjęcia robią najczęściej smarfonami i w nich przechowują zdjęcia, albo w komputerze.

Mało kto je wywołuje  u fotografa i mało kto już je przechowuje w albumach.

Takie postępowanie jest ryzykowne, bo smartfon i komputer może się popsuć i tracimy nagle nasze skarby i wspomnienia.

Ja sama zaprzestałam wywoływanie zdjęć, ale je gromadzę w prywatnej galerii na Facebooku i nawet jeśli komputer mi nawali, to ich nie tracę.

Róbcie kochani zdjęcia, bo to jest najlepsza forma utrwalenia naszych przeżyć, a kiedyś, kiedy nas już nie będzie – ktoś po nie sięgnie i się zaduma.

Sama kilka razy w roku przeglądam swoje albumy – pochylam się nad przeszłością i niejedna  łza z oka mi poleci.

Zdjęcie użytkownika Choszczno i okolice w obiektywie.

Zdjęcie użytkownika Choszczno i okolice w obiektywie.

Zdjęcie użytkownika Choszczno i okolice w obiektywie.

Zdjęcie użytkownika Choszczno i okolice w obiektywie.

Zdjęcie użytkownika Choszczno i okolice w obiektywie.

Zdjęcie użytkownika Choszczno i okolice w obiektywie.

Zdjęcie użytkownika Choszczno i okolice w obiektywie.

Zdjęcie użytkownika Choszczno i okolice w obiektywie.

Zdjęcie użytkownika Choszczno i okolice w obiektywie.

Zdjęcie użytkownika Choszczno i okolice w obiektywie.

Zdjęcie użytkownika Choszczno i okolice w obiektywie.

Zdjęcie użytkownika Choszczno i okolice w obiektywie.

Polityku i  biskupie – na ulicę wyszła młodzież i ma was w dupie!

Wczoraj Kobiety wyszły na ulicę w ramach „Czarnego piątku” domagając się prawa do samostanowienia o sobie w temacie – aborcja.

Ten nierząd i biskupi  chcą polskie Kobiety skazać na średniowiecze i odmawia im prawa do samodecydowania o własnym ciele i swojej rozrodczości.

Przeszkadza im kompromis wypracowany przez ostatnie lata i skazuje się Kobiety na potępienie i każe im rodzić uszkodzone płody, czyli potworki.

Małe, zgwałcone dziewczynki 12 letnie też według PiS mają rodzić!

Czy Kobieta, której ciąża zagraża, bo może umrzeć, też ma rodzić?

Wpędza się tymi zaostrzeniami lekarzy w poczucie winy i w to, że będą bali się podejmować lekarskie decyzje, bo klauzula sumienia.

Polityku i  biskupie – na ulicę wyszła młodzież i ma was w dupie!

Wczoraj na ulicach zjawiły się Kobiety i ich partnerzy i podobno w samej Warszawie było ich 55 tysięcy.

Wyszli młodzi przede wszystkim, ale też i starsi w trosce o swoje wnuki i dzieci.

Wyszli ludzie o kulach i na wózkach inwalidzkich, by wesprzeć te młode Kobiety w wieku rozrodczym.

Ja kalinaxa nie jestem za całkowitym dostępem do aborcji na życzenie i o tym już pisałam.

Jestem za kompromisem w ekstremalnych ciążach, które są zawarte tylko w trzech punktach, bo która mama by chciała, aby ją zmusić do urodzenia i wydania na świat takie dziecko?

Obrazek

Przepraszam za to zdjęcia, ale sieci są jeszcze gorsze.

To politycy i biskupi skazują Kobiety na tak tragiczny los.

Jest rok 1975 i ja zachodzę w ciążę z pierwszym dzieckiem.

Kto żył w tamtych czasach, to wie, że o USG można było tylko pomarzyć.

Co miesiąc chodziłam do lekarza, aby sprawdził moją ciążę i co miesiąc robiłam wyniki krwi i takie tam.

Lekarz przystawił do brzucha jakąś trąbkę i słuchał, czy ciąża żyje i czy bije serduszko dziecka.

Potem centymetrem mierzył obwód brzucha i zapisał jakieś tam witaminy i tak wyglądało prowadzenie ciąży.

Żadna z kobiet nie wiedziała jakiej płci urodzi dziecko i czy to dziecko będzie zdrowe – bo to była wielka niewiadoma.

Mnie udało się urodzić zdrowe Dzieci i miałam takie szczęście, ale mogłabym także urodzić dziecko niepełnosprawne i moje życie byłoby  podobne do poniższego świadectwa pewnej Mamy!

Która kobieta by się z tą Mamą zamieniła – może Kaja Godek weźmie tę Mamę w opiekę i pomoże Jej chociaż finansowo, bo wypięło się na Nią Państwo i politycy.

Każą rodzić za wszelką cenę, bo tak chcą księża i bezrefleksyjni politycy, ale o realnej pomocy takim rodzinom już zapominają – hipokryci!

 

Przygody Mikołajka
Wczoraj o 14:38 ·

„Dlaczego piszę dziś ten tekst?

Dlatego, że jestem mamą nieuleczalnie chorego dziecka i nie mogę dziś wyjść na ulicę razem z innymi kobietami. Ktoś w tym czasie musi się zająć moim chorym synem. Miko wymaga specjalistycznej opieki, której nie umożliwia państwo, więc muszę z nim zostać.
Piszę, bo nic więcej nie​ mogę zrobić.

Wydaje mi się, że właśnie o to tu chodzi. O szacunek do życia. Mojego życia jako matki nieuleczalnie chorego dziecka, zamkniętej w więzieniu domu, bez możliwości wyjścia i załatwienia jakichkolwiek spraw bez z bezinteresownej pomocy osób trzecich, od leczenia własnych zębów po zakupy na codzienne żywienie, ubranie, całkowicie nie mówiąc już o kulturze jak kino, teatr, koncert czy książka. Bez prawa do choroby własnej, bez prawa do urlopu – ustawa o opiece nad ON tego nie zapewnia.

Piszę najpierw o matce, bo ktoś zapomniał, że żeby było dziecko, musi być matka. Taki jest porządek Wszechświata.

Na równi chodzi też o szacunek do dziecka.
Nie, nie jestem zwolenniczką aborcji. Nie mogę o niej pisać, bo jej nie doświadczyłam. Straciłam dziecko w inny sposób i jest to strata, która kładzie się cieniem na życiu wielu rodzin, kończy związki i życie w spokoju.

Mamy rodzić chore i niezdolne do życia dzieci.
Nie mówi się o tym, ale organizm kobiety wie, że ciąży zagraża choroba. Organizm kobiety wie, stąd tyle wczesnych poronień. W zależności od źródeł szacuje się je nawet do 70% ciąż, jak powiedział mi ginekolog.
Ale często leki tłumią te objawy lub z jakiegoś powodu płód przeżywa pierwszy trymestr i my, matki nieuleczalnie chorych dzieci dowiadujemy się pierwszy raz o zagrożeniu życia naszego dziecka czasem dopiero w drugim trymestrze. Czasem w trzecim. A czasem po porodzie…..

Uwierzcie mi, byłam w trzech szpitalach położniczych i zwiedziłam najbardziej referencyjne oddziały w Polsce. Póki dziecko jest w łonie, jest święte. Robi się wszystko, aby uratować ciążę, często nie licząc się z kosztami matki. W tym czasie matka traci swoje wszystkie prawa, staje się inkubatorem. Jej samopoczucie jest ważne tylko dlatego, że wpływa na zdrowie dziecka.

Dziecko się rodzi. Wraz z jego przyjściem na świat czar pryska. Nikt już nie pyta, jak się czujesz, czy krwawisz, czy spałaś, czy piersi bolą. Tak przynajmniej wygląda opieka medyczna nad matką w Polsce. Urodziłaś. Jeśli masz szczęście, po kilku dniach wychodzisz z dzieckiem ze szpitala. Nie wiesz jeszcze, że system Cię właśnie opuścił.
Jeśli Twoje dziecko jest zdrowe, masz szczęście. Jeśli jest chore, możesz się modlić, jednak wkrótce odkryjesz, że Bóg również Cię opuścił.

Jesteś dorosła. Jesteś matką. Musisz sobie poradzić.

Nie ma żadnych systemów wsparcia po porodzie. Położnej środowiskowej najczęściej zależy tylko na tym, żeby pilnować szczepień. Czasem trafi się na dobrą duszę, która będzie tych kilka razy z matką, więc jeśli masz zdrowe dziecko, masz szczęście. Przy chorym najczęściej usłyszysz „nie wiem”.

Pierwszy szok to to, że przy chorobach rzadkich (Program został zamknięty w 2017 roku) NIKT NIC NIE WIE. Nie wie, gdzie Cię kierować. Jak już mniej więcej trafisz na dobry kierunek, okazuje się, że terminy są w przyszłym roku. Liczba godzin terapii dla dziecka jest śmieszna i o ile ktoś już na nią skieruje Twoje dziecko, musisz wywrócić Internet do góry nogami, żeby dołożyć liczbę godzin wczesnego wspomagania za własne pieniądze, żeby to w ogóle miało sens. A jeśli ktoś mieszka w małym mieście, na wsi, nie ma samochodu i jest samotną matką, to jej życie i życie tego dziecka się skończyło.
Nikt nie pomaga matce (pomoc psychologiczna, pomoc wytchnieniowa).
Jeśli masz szczęście i ojciec dziecka Cię nie opuścił, pomoc wytchnieniowa spada na niego.
Leczenie i terapia zwykle są niewystarczające.
Nic nie działa systemowo. Nawet program wszesnego wspomagania wygląda w wielu ośrodkach jak maszynka do robienia pieniędzy, ale nie zawsze służy dzieciom i odpowiada na ich potrzeby.

Twoje nieuleczalnie chore dziecko rośnie, choroba staje się członkiem rodziny, ale wciąż nie ma ani pomysłu na wsparcie rodziny, w której najczęściej matka porzuca swoje dotychczasowe życie, pracę i pasję, żeby poświęcić się służbie w chorobie dziecka. Odchodzi jedno źródło dochodu. Leki kosztują, pieluchy kosztują, rehabilitacja kosztuje. Sprzęt kosztuje. Niestety jedno źródło dochodu odeszło i pozostaje liczyć na serca dobrych ludzi (zbiórki publiczne – które chciano dopiero co objąć kontrolą ministra i 1%, który po prostu nam, matkom nieuleczalnie chorych dzieci, ratuje życie​.)
Rząd wycenia naszą całodobową pracę przy chorym dziecku, bez prawa do urlopu i do wolnych niedziel!!! na 1447 zł (całodobowa opieka przy rezygnacji z pracy zawodowej).
Drodzy panowie i panie z ulicy Wiejskiej, czy chcecie być na moim miejscu? Czy za tę kwotę można przeżyć mając specjalne potrzeby?

Dopóki nie zapewni się godnych warunków życia dzieciom nieuleczalnie chorym i ich rodzinom, nikt nie ma prawa mówić kobiecie, co ma robić. Życie nieuleczalnie chorego i jego matki kończy się w godzinie jego porodu. Jeśli nie będzie wyboru – muszą być warunki do życia. Matki nieuleczalnie chorych nie żyją wiecznie, co stanie się z naszymi niezdolnymi do życia dziećmi po naszej śmierci? Kto zapłaci za ich biedny, pełen tęsknoty żywot w ośrodku?
Serce, które uwięzło mi w gardle, nie pozwala mi dalej pisać. Mamy prawo do godnego życia w chorobie. Dlatego mamy też prawo do wyboru.
I dlatego ja mówię NIE dla zaostrzenia przepisów dotyczących aborcji.
Stanowcze NIE! Wiem, bo życia z nieuleczalnie chorym człowiekiem od urodzenia doświadczam osobiście.


Możesz pomóc Miko, przekazując mu 1% podatku na jego leczenie i poprawę funkcjonowania.

KRS 0000037904
Cel szczegółowy:
Mikołaj Troy Pietras 8579

Lub przekazując darowiznę:

Fundacja Dzieciom „Zdążyć z Pomocą”
Nr konta:
42 2490 0005 0000 4600 7549 3994 Alior Bank
Z dopiskiem: ” Mikołaj Troy Pietras 8579″

Szydło – matka księdza!

Znalezione obrazy dla zapytania nam się nagrody należały

My matki Polki i polscy ojcowie, którzy weszliśmy w dorosłe życie w latach siedemdziesiątych tak jak ja i teraz jesteśmy lekko po sześćdziesiątce, ze zdumieniem patrzymy na to, co ta partia z nami robi – z nami Seniorami.

Aby być sprawiedliwą, to nigdy w Polsce Seniorów nie szanowano, ale w kampanii PiS miało być inaczej – sprawiedliwie.

Szydło zapewniała Seniorów w kampanii, że Seniorzy otrzymają darmowe leki.

Moja Mama cierpiąca na raka, a biorąca dużo leków nie ma ani jednego refundowanego. Za wszystkie musi zapłacić.

Co tam jeszcze obiecali Seniorem, to jest woda na młyn, ale udało im się Seniorów przekabacić na swoją stronę – mnie nie!

My Seniorzy odbudowaliśmy Polskę z pożogi wojennej i to my pracowaliśmy ciężko – często kosztem rodziny i naszych dzieci.

Nie mieliśmy wolnych sobót, a tylko niedzielę na złapanie oddechu, albo na nadrobienie tygodniowych zaległości.

Biegaliśmy do roboty, potem na wywiadówki do swoich dzieci.

Mieliśmy pełne ręce roboty, a matki Polski były zatyrane i padały na twarz.

Sama pamiętam swoje zagonione życie, kiedy czasami nie wiedziałam jak się nazywam.

Teraz na emeryturze odpoczywam i staram się żyć spokojnie, ale nie mogę znieść tej perfidii Szydło, która dwa dni temu w Sejmie weszła na mównicę i ze skrzywioną twarzą – niczym Kaczyński ogłosiła, że te premie im się należały jak psu buda.

Zatęskniła za władzą i wykrzyczała, że jej ministrowie zasłużyli na tę kasę.

Sama sobie przyznała premię, co jest szczytem huligaństwa i bezczelności i nie zdarzyło się to nigdy w polityce.

Pamiętacie jej słowa o pracy, uczciwości i roztropności w działaniu? – Ja pamiętam!

Zatęskniła za władzą i wybuchła krzywiąc swoją otyłą od dobrobytu twarz i walnęła mnie z pięści, bo oto od ZUS-u otrzymałam powiastkę, że moja emerytura wzrosła o niecałe 16 złotych.

Tak, im się te premie należą, a nam – pracującym w różnych dziedzinach zawodowych całe życie, daje się na sznurek konopny, aby było na czym się powiesić i wielu ze sobą skończyło w związku z ustawą dekomunizacyjną!

Czy wszystkie matki księży są tak zakłamane?

 

Zdjęcie użytkownika Zofia Klemberg.

To cholerne bezstresowe wychowanie!

Znalezione obrazy dla zapytania prace techniczne dzieci

Wracam na stare lata dość często do swoich szkolnych lat, a bliżej do szkoły podstawowej.

Jako pierwszoklasistka sama chodziłam do szkoły i Mama mnie nie prowadzała, a jedynie odprowadzał mnie i po skończonych lekcjach na mnie czekał – mój mądry piesek o imieniu As.

Pamiętam, że w pierwszej klasie smarowałam sobie atramentem palce i w ten sposób chwaliłam się ludziom na ulicy, że chodzę do szkoły i byłam z tego bardzo dumna.

Pamiętam też, że w pierwszej klasie siedziałam w ławce z kolegą, któremu pomagałam uczyć się pisać obsadką.

My dzieci w latach 60-tych ubiegłego wieku byliśmy skazani na to, aby uczyć się samodzielności, bo rodzice bardzo często nie mieli dla nas czasu, gdyż po prostu pracowali.

Klucz na szyję i musieliśmy się wiele nauczyć, aby nie sprawiać rodzicom problemów, a więc dość szybko stawaliśmy się dziećmi samodzielnymi.

Uczyłam się raczej dobrze, ale największe problemy miałam z pracami ręcznymi i rysunkiem, bo w tym kierunku talentu mi zabrakło.

Bodajże w 3 klasie podstawowej nauczyciel zadał uczniom skonstruowanie dźwigu i tu jako mała dziewczynka poległam. Musiała mi w tym pomóc moja zręczna Mama i to był chyba jedyny raz, kiedy to Mama wykonała za mnie  zadanie.

Z rysunkiem sobie radziłam sprytem, bo na książki układałam szybę od czegoś tam i pod spodem umieszczałam zapaloną, nocną lampkę i tak kalkowałam swoje prace.

Rodzice nie pieścili nas i nie wkładali pod swoje skrzydła, bo oprócz nauki mieliśmy zadane wyniesienie śmieci, czy też pomoc w domowych porządkach, bo Mamie często brakowało na to czasu.

Pamiętam, że pastowałam płytki PCV i robiłam miksturę z octu i oleju i czyściłam meble na błysk.

Nasze dorastanie było zupełnie inne i nie można tego porównać do dorastania współczesnych dzieci, kiedy rodzice stosują bezstresowe wychowanie i trzęsą się nad swoimi pociechami jak osika.

Nie wypuszczają dzieci na podwórka, bo może pedofil.

Dzieci w teraźniejszych czasach są zagubione i bojące, bo wszędzie czai się zagrożenie i tak wmawiają im matki i ojcowie.

Proponuję przeczytać poniższy tekst wzięty z sieci, ale jest to tekst prawdziwy.

Ten tekst to kwintesencja zachowań współczesnych rodziców:

„To matki matkom zgotowały ten los.

Kiedy na drzwiach przedszkola zawisł kawałek bristolu z wypisaną nań informacją, że do 16.03 dzieci mogą składać kartki wielkanocne na KONKURS, któren to rozstrzygnięty będzie w poniedziałkowy poranek, przyjęłam to ze spokojem. Jestem wszak matką- weteranką, przeżyłam przygotowania moich latorośli do niezliczonych odmian współzawodnictwa w świecie krasnali. Najbardziej hardkorowy był konkurs piosenki dziecięcej, gdy nagle okazało się, że tylko Małgośka śpiewała puszka-okruszka, reszta rodziców uznała bowiem, że „miłość miłość w Zakopanem, polewamy się szampanem, nanana” jest równie niewinna, jak dziewica Orleańska i opowiada o wyjeździe na ferie z rodziną, a „ja uwielbiam ją, ona tu jest i tańczy dla mnie” to współczesna historia miłości Dziadka do Orzechów i baletnicy. Także ten. Kartka świąteczna.
W sobotę wyjęłam z tajnej skrytki, jaką posiada każdy rodzic dzieci w wieku 5 wzwyż ( w której to skrytce jest zazwyczaj wszystko, tylko, klasycznie, nie to, co o 22 dziecko przekazuje, że potrzebne jest na jutro) wszelkiej maści arkusze pianek, filców, tekturek, piórek, rurek i innych przydasiów, posadziłam młodzież przy stole i zakrzyknęłam- róbta co chceta, byle zawierało jajko, kurczaka bądź inny element skojarzeniowy.
Radosna TFUrczość pięciolatki wyewoluowała w baranka, któremu z dupy wystają żonkile w fazie kwitnięcia. Podpisałyśmy dzieło inicjałem i zaniosłyśmy do przedszkola, gdzie powitały nas między innymi:
– naturalnej wielkości baranek zrobiony metodą quilingu, podpisany: Jaś, 4 lata, grupa Gwiazdek,
– ręcznie pleciony kosz wiklinowy 2 d z pełnym wyposażeniem wyszytym włóczką Zuzia, 5 lat, Słoneczka,
– wydzierganą szydełkiem białą serwetkę z zadziornie różowym napisem „Alleluja”- Kasia, Planetki, lat 3.
No kurfa.

Ja, oczywiście, nie odmawiam dzieciom talentu. Może rodzice powyższych progenitur zamiast gryzaków oswajali dziecięcia swe ze sztuką, rękodzielnictwem, eko-modą. Może zamiast wierszy Tuwima czytano takim brzdącom do poduszki dzieła klasyków greckich w oryginale. PRZYPUSZCZAM, ŻE WĄTPIĘ. Tym bardziej, że w szatni kiblujemy koło wspomnianej Zuzi, stąd wiem, że blondwłosy ten aniołek ma problem z założeniem kapci na prawidłową stopę i mimo że ma tylko dwie opcje, jest w stanie pomylić się pięć razy.

Matki. Pozwólcie dzieciom tworzyć baranki z żonkilami w dupie, kurczaczki w osranych skorupkach, zające z jednym oczkiem bardziej. Nie bądźcie jak mama Jasia, Zuzi, Kasi. Nie twórzcie klik Matek Współzawodniczących, Matek Cierpiętniczych, Matek Odpięciulatniewypiłamciepłejkawy. Matki, dajcie Matkom żyć!”

Moje kino na faktach!

Wczoraj obejrzałam przepiękny film pt. „Lion – droga do domu” – na autentycznym zdarzeniu.

Film jest bardzo dobrze zrobiony, bo akcja goni akcję i jest to film niezwykle energetyczny.

Mamy w filmie biedne Indie i tam gdzieś położona jest mała, biedna  wioska, w której żyje matka z trójką dzieci.

To dzieci musiały kraść węgiel z wagonów, aby go sprzedać i za zarobione pieniądze matka kupowała jedzenie.

Pewnego dnia starszy jej syn zabiera młodszego brata – o imieniu Saroo na szaber i ten pięcioletni dzieciak znika mu z oczu.

Malec wsiada do pociągu i w nim zasypia, a tak ten pociąg oddala się o 1200 kilometrów do Kalkuty.

Mały chłopiec znajduje się na dworcu kolejowym, na którym wyłapywano bezdomne dzieci i umieszczano je w sierocińcu o bardzo mocnym rygorze, gdzie były słabo karmione, bite i gwałcone.

Nasz mały bohater miał szczęście, bo wypatrzyła go kobieta pośrednicząca między sierocińcem, a rodzinami chętnymi adoptować dzieci z Indii!

Chłopiec trafił do małżeństwa żyjącego w Australii i tak zaczęło się jego, dobre życie.

Otrzymał dobre wychowanie i wykształcenie i był bardzo wdzięczny swoim rodzicom za to, że go ocalili i pokochali.

Uważał tych ludzi za swoich rodziców i bardzo ich szanował, ale w pewnym momencie zaczął szukać swojej tożsamości.

Nie znał poprawnie swojego imienia i nazwiska i nie wiedział skąd pochodzi, co spędzało mu sen z powiek.

Przypominał sobie, że mieszkał w małej, zapadłej wiosce, ale nie potrafił dokładnie jej nazwać.

Przypomniał sobie jak wyglądała ta jego wioska i jak wędrował z bratem po torach szukając węgla.

W tej wiosce zapamiętał, że była tam wieża, którą było widać z różnych miejsc i to był ten znak szczególny, który utkwił  w tej małej główce.

Od czego w dzisiejszych czasach mamy Internet?

Jako dorosły człowiek zaczął szukać swojego miejsca urodzenia na Mapach Google i tu zakończę swoją recenzję, a zachęcam do obejrzenia tego filmu, gdyż jest to kino prawdziwe, tym bardziej, że w Indiach ok. 80 tys. dzieci rocznie uznaje się za zaginione!

Czytaj więcej na http://film.interia.pl/wiadomosci/news-lion-droga-do-domu-zabiegal-o-role,nId,2302413#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=chrome

 

Znalezione obrazy dla zapytania droga do domu film

Znalezione obrazy dla zapytania droga do domu film

Znalezione obrazy dla zapytania droga do domu film

Znalezione obrazy dla zapytania droga do domu film

Znalezione obrazy dla zapytania droga do domu film

Myśli (nie)banalne Joanny

Moje spojrzenie na świat

Wrzosy

O tym co było, co jest i czasem trochę marzeń

𝓛𝓾𝓼𝓽𝓻𝓸 𝓬𝓸𝓭𝔃𝓲𝓮𝓷𝓷𝓸ś𝓬𝓲 - 𝓴𝓪𝓵𝓲𝓷𝓪𝔁𝔂

𝒯𝑜 𝓃𝒾𝑒 𝒿𝒶 𝒷𝓎ł𝒶𝓂 𝐸𝓌ą 𝒯𝑜 𝓃𝒾𝑒 𝒿𝒶 𝓈𝓀𝓇𝒶𝒹ł𝒶𝓂 𝓃𝒾𝑒𝒷𝑜 𝒞𝒽𝑜𝒸𝒾𝒶ż 𝒹𝑜𝓈𝓎ć 𝓂𝒶𝓂 ł𝑒𝓏 𝑀𝑜𝒾𝒸𝒽 ł𝑒𝓏, 𝓉𝓎𝓁𝓊 ł𝑒𝓏 𝒥𝑒𝓈𝓉𝑒𝓂 𝓅𝑜 𝓉𝑜, 𝒷𝓎 𝓀𝑜𝒸𝒽𝒶ć 𝓂𝓃𝒾𝑒

ocalić - od --zapomnienia

https://blogaisab.wordpress.com/

mysz galaktyczna

Tu i tam; zmiany na lepsze, zaczynanie od nowa, Irlandia/Polska, mieszkanie na wsi, łażenie & qltura

Tatulowe opowieści

" Poczuj się jak słuchacz opowieści ojca wracającego po pracy do domu i dzielącego się z rodziną tym, co przemyślał i przeżył"

Wirujące myśli

Poezje i zmyślone historie.

Kuchnia w kolorach lata

Kontynuacja bloga Czerwień i błękit

FacetKA

... bo ktoś musi nosić spodnie!

artystkowo

wszystko co piękne ; rękodzięło,antyki z pchlich targów,ręcznie wytwarzana biżuteria,ozdoby do domu ,postarzanie mebli ,ozdoby z recyklingu,opisy ciekawych miejsc.

Słowna kawiarka

Love, stories & passions #2017

Mysza

w sieci

BEATA GOŁEMBIOWSKA www.bgbooks.com.pl

Felietony, reminiscencje, spostrzeżenia

Burgundowy Kangur

Zawiłości codzienności

Agata nie gotuje

o wszystkim, byle nie o gotowaniu

Wiecznie Niezadowolona Kacha

Kino, bez względu na to czy chce być bajką, czy ambicją jest przede wszystkim magią i według tego trzeba je oceniać - Zygmunt Kałużyński

Kazimierz Wóycicki

In Web scribis

sudeckie klimaty

hipsters and cowboys

Burza-W-Glowie

~Myślodsiewnia~ Ten blog jest dla ludzi, którzy lubią zastanawiać się nad tym, co w dzisiejszym materialnym i sceptycznym świecie jest łatwo zapominane i odchodzi w cień. Sny, miłość, honor, wzajemny szacunek i ciekawość świata- o tym jest ten blog.

Wędrownej Mrówki Dziennik

Komu w drogę temu sznurowadło!

Tamnadole.wordpress.com Intymne historie ludzi odwiedząjących sklepy dla dorosłych. Bez tabu. Sklep erotyczny od środka, prawdziwe historie, fetysze, seksoholizm, bdsm, przyjemność, erotyka, seks i miłość

Ja – incognito w sklepie dla dorosłych, dopytuje o intymne sprawy kobiet, mężczyzn, osób niebinarnych. W kraju bez edukacji seksualnej. W kraju gdzie zaglądanie do łóżka jest krajową rozrywką. Tamnadole.wordpress.com to blog poświęcony seksualnym historią kobiet i mężczyzn, które zgromadziłam pracując pod przykrywką w sklepach erotycznych w Polsce. Opowieści pozytywne, intymne, ale i pełne traum czy uprzedzeń i stereotypów. Bohaterkami są one – od tych wycofanych przez nazywane rozwiązłymi, aż po te bardzo świadome swojego ciała. W końcu udało mi się zauważyć pewną sekwencję. Z czym zmagają się kobiety w zaciszu swojej sypialni? Tamnadole to przestrzeń dla opowieści i dyskusji. Czy życie seksualne Polaków jest pełne perwersji czy granic?

ogryzekzycia

Nauczyć się być radosnym, kiedy serce płacze... Nauczyć się płakać, kiedy serce się cieszy... Nauczyć się dawać, nie dając... Nauczyć się brać, nie biorąc... Nauczyć się żyć, nie czując życia.. Nauczyć się ....miłości nie kochając... Nauka jest sztuką!!!!

Saania's diary - reflections, learnings, sparkles

Life is all about being curious, asking questions, and discovering your passion. And it can be fun!

Travel N Write

Travel, Poetry & Short Stories

Szufladkowe poezje

Wiersze, poezja, skryte myśli. Jestem słowem.

Pamiętnik, opis moich przeżyć, itp.

Moje życie - tak to można określić, chciałbym się wygadać o swoim uzależnieniu od kobiet, etc.

U stóp Benbulbena

pocztówki z Irlandii

Roma Carlos

I'm not sure what I did last time

Wiedźmowisko

Dzień po dniu

Home Of Charity

#blogging, #charity, #travel, #love, #christianity, #google, #life, #blog,

ulotnechwile

Kiedyś malowałam pędzlem, teraz słowem, nigdy nie byłam w tym dobra, tak jak w okazywaniu uczuć. Jednak dobry jest każdy sposób żeby je z siebie wyrzucić. Zanim cię uduszą.

Blog Caffe

Mój punkt widzenia / My point of view

Sport News

Blood Sport

Free gold bird

No one let you down, we can move the mounds/mount

Alek Skarga Poems

Poezja w słowach i obrazach