Archiwa tagu: przebaczenie

Jeden wyskok jej męża, a życie jej się wali!

Zofię ta zdrada bolała jak diabli i miała na nią niezbite dowody. Nie wiedziała, co z tą wiedzą zrobić, bo tak bardzo bała się jego reakcji. Może ją zostawi, a może będzie błagał o przebaczenie i danie mu drugiej szansy. Bała się cholernie rozmowy z nim, że wszystko wie, choć dowiedziała się ostatnia w mieście. Jakie to typowe, że żony dowiadują się na szarym końcu, że ich mężowie cichaczem spotykają się ze swoimi kochankami. Nie ona pierwsza i nie ostatnia, ale ją to szczególnie ubodło – tak myślała.

Po kątach płakała i myślała, że może się zabić i po prostu uwolnić się od tego upokorzenia. Przecież wszyscy wiedzieli i szeptali za jej plecami, a więc bała się spojrzeń ludzkich i ukradkiem przemykała się po mieście, aby dojść do pracy i zrobić szybko zakupy.

Zauważył, że jest z nią coś jest nie tak, bo nagle w domu zrobił się bałagan i brakowało gorących obiadów. Nagle jego żona była leżąca i odwrócona plecami do całego świata, za zamkniętymi drzwiami i to milczenie, które do niej było niepodobne. Zawsze była taka radosna i od progu opowiadała, co się jej w ciągu dnia wydarzyło, a tu taka zmiana!

Domyślał się, że chyba Zofia już wszystko wie, ale też się bał rozmawiać na ten temat. Nie tłumaczył się i czekał.

Pewnego dnia kupił jej kwiaty, choć wciąż się bał do niej podejść i otworzyć te zamknięte drzwi, za którymi się skryła na kilka, zbyt długich dni.

Nie wytrzymała i rzuciła mu tymi kwiatami w twarz i kazała się wynosić.

– Pakuj się natychmiast i nie chcę cię tu dłużej widzieć. – Wynoś się do tej swojej kochanki i nie okłamuj mnie więcej, bo ja ci tego nigdy nie wybaczę i wiesz co? Cieszę się, że nie mamy dzieci, bo tak mi jest łatwiej i sobie sama poradzę bez ciebie.

Wywaliła jego ubrania z szafy i pakowała je do walizki jak leci. Buty jego wrzuciła do worka i wszystkie jego kosmetyki wylądowały na przedpokoju.

Patrzył na nią przerażony i nie wiedział jak się zachować, kiedy jego rzeczy wylądowały na klatce, a ona pokazała mu całą sobą, gdzie są drzwi.

Wyszedł i pozbierawszy to, co leżało na klatce, nie wiedział, co dalej ma począć, bo przecież nie pójdzie do kochanki, skoro ona ma trójkę dzieci. Nie chciał im robić za ojca, a więc poszedł do kumpla, aby go przetrzymał parę dni, aż sobie czegoś nie znajdzie.

Kumplowi opowiedział, że to był jednorazowy wybryk, przy alkoholu i tamta go omotała i tak znalazł się u niej w łóżku, ale nic do niej nie czuł i nie czuje i się siebie brzydzi, że zdradził Zofię z kobietą polującą na facetów, bo taką miała naturę. Zwierzył się, że nawet dokładnie nie pamięta jak mu było z nią w łóżku i wszystko stało się tak szybko, że kiedy rano się u niej obudził i zauważył, że  zmyła makijaż, a jej twarz i dekolt były pełne siarczystych piegów i poczuł od razu do niej niechęć, bo zupełnie nie była w jego guście i nie mógł sam siebie zrozumieć, co mu się w niej podobało.

Znalazł kawalerkę i tak żył samotnie przez parę miesięcy. Nie kontaktował się z Zofią. Nie śmiał jej prosić o przebaczenie, gdyż zbyt ją kochał, aby dokładać jej i ją nachodzić. Cierpiał i tęsknił ogromnie, lecz nie miał śmiałości, bo koledzy mu mówili, że Zofia się jako tako podniosła, ale nikomu się nie zwierzała. Ukryła się w swoim świecie. Zapisała się na basen i tam spędzała z innymi kobietami swój wolny czas. Pokazywała światu, że wszystko sobie już poukładała, choć wieczorami bardzo za nim tęskniła, wtulając się w jego poduszkę, która nim jeszcze pachniała.

Pewnej, samotnej niedzieli, tuż po porannej kawie Zofia usłyszała, że ktoś puka do drzwi. Kiedy otworzyła, zobaczyła na progu kolegę swojego męża. Powiedział, że chce kilka chwil z nią porozmawiać.

– Nie mogę patrzeć jak marnujecie swoje życie – rzekł i opowiedział całą historię zdrady jej męża. Powiedział, że powinni się zejść, bo się wciąż kochają, a tamta kobieta, to była jedna, wielka pomyłka i ona nie powinna rozdzielać dwoje ludzi, którzy nie widzą poza sobą świata. Zostawił adres do męża Zofii, napisany już wcześniej na kartce i wyszedł.

Dała jej ta rozmowa wiele do myślenia, ale nie miała odwagi zapukać do drzwi swojego, wciąż męża. Sprawa była dość świeża i wciąż się nie zabliźniła w jej sercu. Postanowiła dać sobie jeszcze czas, aby to wszystko poukładać w jedną całość i nie stać było ją jeszcze na wybaczenie.

Pewnego dnia znów ktoś zapukał i Zofia zdziwiona otworzyła drzwi, a była zdziwiona, bo w zasadzie nikt jej w domu nie odwiedzał, gdyż zerwała wszelkie towarzyskie kontakty. Chciała mieć w swoim domu spokój.

Otworzyła od nie chcenia drzwi i zobaczyła tą piegowatą kobietę, która pod warstwą pudru ukrywała swoje piegi. Była umalowana dość dziwacznie i usta miała podkreślone niezdarnie konturówką. Była taka komiczna i tak strasznie prosta z przepalonym głosem i przepitym.

– Przyszłam, by pani powiedzieć, że jestem w ciąży z pani mężem! Nie wiem, gdzie on się teraz podziewa, ale informuję panią, że podam go o alimenty, bo skoro zrobił mi dziecko, to ja będę musiała je wychować, a nie usunę, gdyż jestem katoliczką i moja wiara zabrania mi takich czynów.

Zofia stała jak wryta i odjęło jej mowę. Słuchała oto kobiety, która określa się jako katoliczka, która zaprasza żonatych do łóżka, ale jedno, co nagle przyszło jej do głowy, to jej zatrzasnąć przed nosem drzwi i kazać się wynosić i tylko wykrzyknęła, że kurwa nie ma prawa nachodzić ją, w jej domu i niech zrobi badania DNA, bo nie wierzy, że jej mąż jest ojcem jej dziecka i zatrzasnęła z impetem przed nosem tamtej drzwi.

Sięgnęła po adres, jaki zostawił jej kolega męża i poszła do niego z podniesioną głową i już była pewna, że chce się z nim zestarzeć, a badania DNA zaprzeczyły ojcostwa tamtego dziecka!

Czy dać drugą szansę niewiernemu mężowi?

Usiądź – rzekła kategorycznym głosem.

Nie wiedział, co go czeka, ale usiadł. Widział, że jest wściekła i lepiej z nią nie zadzierać. Dawno nie widział jej tak zdenerwowanej i  nie wiedział, co jej strzeliło do głowy. Miał w oczach strach.

Mam wywalić Twoje rzeczy z szafy? – wrzasnęła i podeszła do niej, aby pościągać z wieszaków jego rzeczy.

Zdradziłeś mnie z tą szmatą od sprzątania szkoły, która jeździ miotłą i mopem po posadzkach, kiedy ja siedzę w biurze i ciężko pracuję – gadaj, czy chcesz być z nią i wynosić jej śmieci i być na każde jej skinienie? Jeśli chcesz wynosić cudze śmieci zamiast z własnego domu, to won i zbieraj się do niej w podskokach – rozkazała.

Siedział jak mysz pod miotłą ze wzrokiem wbitym w dywan. Milczący i tchórzliwy, to był ten facet, z którym przeżyła tle lat. Popatrzyła na niego przez łzy i wkurzała ją ta jego beznadziejna mina, bo nie potrafił podjąć męskiej decyzji.

Wynocha, albo się określ, czy z nią zerwiesz, a my budujemy na nowo naszą rodzinę, albo pakuj się w trymiga i zwijaj manatki, a ja sobie radę dam! Mamy duże dzieci, a więc będę miała mieszkanie dla siebie, a ty idź tam, gdzie jej wnuki zasmarkane biegają po chacie i stwórz sobie piekło na ziemi!

– Buty z szafki wylądowały w tym czasie na klatce i zabierała się za resztę, a on wszystko z powrotem wnosił i klatka zamieniła się w targ, albo ja, albo ona.

Prosił, aby się uspokoiła i przestała szaleć, ale ani słowa się nie chciał określić, a ona szalała i szarpała się z nim, jakby chciała mu udowodnić, że już jej nie zależy. Z oczu płynęły jej potoki łez rozpaczy z beznadziejnej sytuacji. Opadła nerwowo na kanapę i zakryła twarz w akcie rozpaczy. Nie mogła się uspokoić i widziała już siebie w tym domu, jako samotna i myślała, a po co mi te dwa pokoje, dwa telewizory i po co mi całe to piernicznone życie z nim przez tyle lat. Czuła się tak śmiertelnie oszukana, a jednak czekała od niego na jedno słowo – przepraszam.

Poderwała się nagle z kanapy i zażądała, aby raz na zawsze wybierał, bo albo ta szmata, której nie przeszkadzał romans z żonatym w tego samego miasta, albo Ona, poukładana, z określonym wykształceniem i wypracowaną przez wiele lat, pozycją zawodową. Lubianą i podziwianą wśród miejscowej społeczności. Pracowitej i oddanej dla innych ludzi z racji swojego stanowiska.

Nastała cisza i wielka konsternacja. Milczał, ale kiedy była na skraju cierpliwości, usłyszała – kocham Cię i chcę zostać z Tobą!

Minęło już trochę czasu od tamtych katastroficznych wydarzeń i Ona wie, że dobrze zrobiła, że dała mu szansę, bo teraz na nowo stworzyli wspaniałe i kochające się małżeństwo. Musieli nauczyć się żyć na nowo. Nauczyli się odgadywać swoje potrzeby i zachcianki. Często sobie mówią, że wciąż się kochają, a On stara się spełniać wszystkie jej zachcianki. Nie powodzi im się źle finansowo, bo On ciężko wciąż pracuje, a Ona będąc na emeryturze czeka na niego z utęsknieniem i poczuciem wielkiej wygranej, że pokonała te wszystkie jego pomyłki. Porozumiewają się poprzez spojrzenia i gesty i znają się jak łyse konie. Największą jej satysfakcją jest jego częste wyznanie, że mam Ciebie tylko jedną na tym świecie, moje słoneczko.

Najbardziej się teraz boją, jak to będzie, kiedy jedno z nich odejdzie pierwsze i sobie tego nie wyobrażają, to znaczy żyć bez tej drugiej osoby.

Moja nie rymowanka

Nie mów jej, że ją kochasz,
bo gdybyś kochał,
ran by nie było.
Nie przytulaj jej już,
bo każdy dotyk ją boli.
Odsuń się na swoje pozycje
i daj oddychać jej swoją wolnością.
Nie mieszaj już jej w głowie,
nie zapraszaj i nie przepraszaj,
bo każde słowo rzucone jest na wiatr
i ona to wie.
Nie musisz już zmieniać się
i zostań taki jaki byłeś,
bo lata kłamstw
nie da się zmyć żadną chemią.

15 lat minęło, bym poczuła ulgę i mogła wybaczyć

Wczoraj i dziś i z pewnością jutro będę w głębokiej zadumie. Wczorajsze popołudnie spędziłam na wysłuchaniu polskich piosenek, opowiadających o życiu i śmierci. Byłam na YT w odwiedzinach u Edyty Geppert, Michała Bajora, Czesława Niemena i wielu innych, których zawsze mam w pamięci, a najbardziej chyba Marka Grechutę. Słuchałam, a łzy ciekły mi po policzkach jak grochy, oczyszczając trochę moje wnętrze i zbolałą duszę. Zawsze tak mam, w tych dniach, że chowam się w siebie i nie epatując swojego otoczenia, po prostu jestem z tymi, których już ze mną nie ma. Wczoraj, dzień przed wielkim nalotem na cmentarze, wybrałam się sama na moje groby. Dokonałam zakupu chryzantem i zniczy i idąc cmentarną alejką, byłam szczęśliwa, że jestem sama i mogę przeżywać w samotności wszystkie moje emocje. Kiedy dochodziłam do grobku moich wnuków, gardło miałam ściśnięte i myślałam, że za chwilę się uduszę, bo to tak strasznie boli, ale chyba już o tym pisałam.

W innej alejce leży od 15 lat mój Tata (pierwszy raz go tak nazwałam od 40 lat), zawsze był Ojciec. Słowo Tata nie przechodziło mi przez gardło, z racji stosowanej na mnie przemocy. Zaczął mnie bić, kiedy dzielnie, jako dziewczynka stawałam w obronie Mamy i w tym czasie zaczęła się przemoc, bardzo drastyczna i wyrachowana, nawet po trzeźwemu i to bolało najbardziej. Nie pamiętam, aby mnie pochwalił za dobre wyniki w nauce, mimo braku domowych warunków. Nie pamiętam, aby pochwalił mnie za cokolwiek. Wyśmiewał mnie, że rzucił mi się pod nosem wąsik, ponieważ byłam rasową brunetką. Kiedy zapoznałam swojego chłopaka, nazywał mnie dziwką i k-wą. Nie byłam dla niego kochaną córeczką – nigdy! Kiedy popełnił samobójstwo, to ja mu wymyśliłam cytat na grób, a brzmi tak: „Twoje cierpienie było naszym smutkiem”. Tak, cierpienie, ponieważ Tato, nie poradziłeś sobie z niczym, w swoim 67 letnim życiu. Wszystko Cię przerastało i w pracy, kiedy gen. Kiszczak Cię niszczył i nie sprawdziłeś się jako mąż i ojciec, w myśl słów piosenki, że znowu w życiu mi nie wyszło! Wiesz, jest jednak w mojej pamięci jedna wieść, nie pamiętam kto mi to powiedział, a, chyba Twój młodszy brat Mirek, że kiedy zabrakło Wam Ojca, chodziłeś po torach i przynosiłeś swojej Mamie węgiel i pomagałeś jej wychowywać dwóch młodszych braci, a czasy były wojenne, a więc były w Tobie pokłady ludzkich odruchów, tylko dlaczego gdzieś się pogubiły?

Wracam na cmentarz i siedzę sobie na ławeczce, wpatrując się w Twoje zdjęcie – w mundurze. Boże, jak ja jestem do Ciebie podobna i o mały włos, skończyłabym tak jak Ty – tylko mnie odratowano Tato i postanowiłam, że nigdy nie targnę się na swoje życie. Może tylko wtedy, gdy choroba mnie złoży do łóżka, bo nie chcę być niczyim ciężarem. Wczoraj dokonał się we mnie przełom – wybaczyłam Ci Tato, spoczywaj w pokoju. Przyjdę, nie koniecznie za rok!

Za moim oknem, jak co roku,
jesień nieznacznie się sadowi.
Mgliste poranki, wczesne zmroki,
liście przed śmiercią purpurowe…

Coraz mniej lubię te jesienie,
coraz mi smutniej, gdy nadchodzą –
nieubłagane przypomnienie,
że kawał życia mam za sobą…

Jeszcze potrafię śmiać się czasem,
skrzydła rozwinąć jak do lotu,
w sedno głupoty żartem trafić,
albo dowcipu sypnąć złotem –

jak jesień, która tuż przed chłodem
srebrzy się w słońcu babim latem,
rozściela dywan kolorowy,
ostatnim każe kwitnąć kwiatom…

Jak mam ją lubić, kiedy wiem:
ona powróci tu, ja – nie…
Ewita – 2000 r.