Archiwa miesięczne: Kwiecień 2016

Bo kiedy wiosna buchnie majem :)

Dobry wieczór. 🙂

Ostatnie dni kwietnia były w zachodniej części Polski bardzo nieprzyjemne, bo 26 kwietnia u nas spadł nawet śnieg.

Nasza wyprawa w teren wisiała więc na włosku, a ja zaklinałam pogodę, by udało się z Wnukami wyjechać na parę godzin do lasu i nad jezioro. 

Marzyło nam się, by rozpalić wielkie ognisko w dozwolonym oczywiście miejscu i pobyć wśród przyrody. Pokazać dzieciom jak to jest zjeść kiełbaskę z ogniska i ugotować w kociołku pyszne danie. Marzyło się i patrzyliśmy z niepokojem na prognozy pogody, czy w końcu się ustabilizuje i będziemy mogli spędzić majówkę w innej od codzienności scenerii.

I udało się, gdyż dziś wiosna buchnęła w końcu majem i  j e d z i e m y!

Wszystkim życzę cudownej pogody i udanych majówek 🙂

 

Powodów zawsze mamy dosyć
Tak jak długi rok, jak długi rok
Czy sierpnia skwar, czy styczeń ostry
Powód jest o krok, tak jest o krok
Jest o krok, tak jest o krok

Lecz gdy wiosna buchnie w pełni
Te powody najzupełniej,
Najzupełniej zbędne stają się
To majowe słońce sprawia,
Że nie trzeba nas namawiać
Że naprawdę w maju to już nie
(to już nie, to już nie, naprawdę już nie)

Cokolwiek by się przydarzyło
Tak jak długi, jak szeroki kraj
To jeszcze nigdy tak nie było
By nas zawiódł maj, by zawiódł maj
Właśnie maj, tak właśnie maj

Bo gdy wiosna buchnie majem
Cały świat się majem staje
To wiosenne słońce sprawia że
Że dziewczyny piegi mają
Że się chłopcy w nich kochają
Że we dwoje wtedy nie jest źle
(nie jest źle, nie jest źle, nie, nie jest źle)

Bo gdy wiosna buchnie majem… x2

 

 

 

 

Prezydent Andrzej Duda tylko raz zachował się – jak na Prezydenta przystało!

Został powołany Komitet jak za PZPR w sprawie budowy dwóch pomników w centrum Warszawy. Jeden będzie poświęcony tym, którzy zginęli w katastrofie smoleńskiej i drugi zamordowanemu Prezydentowi – Lechowi Kaczyńskiemu!

Czekają nas więc ciekawe czasy, kiedy to powstaną nowe przewodniki po miastach i wsiach, ponieważ nasza przestrzeń może wyglądać tak:

Rok 2016 i lata poźniejsze
– Panie, jak dojechać do Bulwaru Lecha Kaczyńskiego?
– Pojedzie pan ulicą Ofiar Katastrofy Smoleńskiej, skręci w prawo w ulicę Braci Kaczyńskich, potem przez Męczenników 10 Kwietnia, dalej prosto przez Prezydenta Tysiąclecia i skręci pan w lewo, w Bojowników o Prawo i Sprawiedliwość. Potem już prosto do Placu Braci Bliźniaków z pomnikiem Jarosława Boga Żywego, a tuż za nim jest Bulwar Lecha Kaczyńskiego.

Czy ja się czepiam? Wdaje mi się i tu mam swoje zdanie, że faktycznie się czepiam, ale sobie to przemyślałam. Przystaję na budowę jak największej ilości pomników, na wszystkich skwerkach, na których nie ma jeszcze pomnika Jana Pawła II.

Niechaj powstają te wszystkie potworki, gdyż Prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu te pomniki się należą z racji takiej, że był o wiele lepszym Prezydentem od Prezydenta obecnego. Niech upamiętniają człowieka pierwszego w Polsce, który sprzeciwiał się łamaniu prawa i szanował Konstytucję oraz Trybunał Konstytucyjny. Niech się Prezes cieszy i dokona swojego dzieła i wyczyści swoje sumienie!

Obecny „Prezydent” to jest tylko z nazwy i nie jest Prezydentem wiarygodnym, gdyż tak bardzo się boi brata Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, że za trochę sprzeda nasz kochany kraj, bo tak mu Prezes nakaże!

Przebrał miarę i u mnie stracił wszystko, kiedy przyjmował ślubowanie od sędziego wybranego w przestępczy sposób, poprzez głosowanie na dwie ręce i tu daję felieton Mariusza Szczygła, którego uwielbiam czytać. Pan Mariusz   o dziwo zauważył tylko raz, że Andrzej Duda zachował się jak człowiek, a nie jak pacynka pociągana za sznurki.

Zachęcam do przeczytania.

 

Mariusz Szczygieł

Oto co ostatnio usłyszałem, podsłuchałem, przeczytałem.

 

Jak w ubiegłym roku najpierw pojechałyśmy po różę, żadne tam żonkile. Kwiaciarka zapytała, dla kogo. „Dla Marka Edelmana”. „O, dla pana doktora to musi być najpiękniejsza” – powiedziała i podała taką o olbrzymim, rozłożystym kwiecie. „Jakaś erotyczna ta róża – stwierdziła Hanna Krall. – Rozbuchana taka. Może dlatego, że z Argentyny przyjechała, tak powiedziała pani kwiaciarka”. Przed cmentarzem – policja i ochroniarze. Dziwne, rok temu tak nie było. Od prezeski gminy żydowskiej dowiadujemy się, że będzie prezydent Duda z prywatną wizytą na grobie Edelmana. „Wyprzedźmy delegację, pani Julio” – rzuca Krall i łapie mnie za rękę. Odwiedzamy inne groby, wiemy, że do Edelmana przyjdzie dużo ludzi, a te nawiedzamy tylko my. Spomiędzy macew spoglądają na nas czujnie BOR-owiki. Prezydenta widzimy z daleka, ale kluczymy, żeby uniknąć oficjalnego spotkania. W końcu i on, i my jesteśmy na cmentarzu prywatnie i po chwilę zadumy. Prezydent już był przy grobie Edelmana, a to nasz ostatni przystanek, decydujemy się więc tam pójść, choć BOR-owiki ciągle depczą nam po piętach. Do grobu jednak nie możemy podejść, bo otacza go wianuszek dzieci. Nauczycielka tłumaczy, kim był Edelman i że w przyszłości będą czytać o nim w książce Hanny Krall „Zdążyć przed Panem Bogiem”. „Pani Haniu, autorka musi poczekać, bo teraz bliżej grobu jest książka” – szepczę. Nauczycielka wyławia jednak wzrokiem postać reporterki, którą ledwo widać zza dzieci: „O Boże, przepuśćcie panią Krall!”. Podchodzimy do grobu w szpalerze szóstoklasistów. Na grobie wiązanka z biało-czerwoną szarfą i napisem ANDRZEJ DUDA. Pani Hania kładzie na płycie tę erotyczną różę. Zapala znicz i zamienia kilka słów z Edelmanem. Nagle poruszenie wśród BOR-owików. Prezydent wraca! Chcemy więc pójść już w kierunku bramy, ale pani BOR-ówka zastępuje nam drogę. Nie wycofamy się też drugą stroną, bo za naszymi plecami stoi cała klasa szósta ze Szkoły Podstawowej nr 210 imienia Bohaterów Pawiaka. No więc czekamy, aż przejdzie prezydent wraz z niewielką świtą. To oczywiście nie mogło się udać – spotkanie było nieuniknione. Rabin Schudrich wskazuje Hannę Krall prezydentowi, który podchodzi, żeby się przywitać. „Cieszę się, że tu jestem – mówi prezydent. – Miałem zaszczyt poznać Marka Edelmana, choć pani książki niestety w szkole nie omawialiśmy”. „A ja się cieszę, że przyszedł pan do Marka” – odpowiedziała Krall. Uznałyśmy, że to ładne, że przyjechał w ten dzień na cmentarz żydowski bez kamer i zamieszania, nieoficjalnie. Oficjalnie pojawił się dopiero pod pomnikiem Bohaterów Getta. Że spędził godzinę na chodzeniu między grobami, słuchaniu opowieści rabina i kadyszu. Pani Hanna była poruszona: „Przecież w osobie prezydenta to Polska przyszła dzisiaj do Edelmana”.

Tę opowieść Julianna Jonek zamieściła na swoim fejsbukowym profilu jeszcze tego samego dnia, kiedy z pisarką uczciły rocznicę wybuchu powstania w getcie. Internauci zaczęli sobie post masowo udostępniać. Wzruszali się nim, dziękowali zań, „Fakt” zrobił z niego newsa, pan prezydent napisał o tym na Twitterze.

– Oszołomiło nas, że prezydent może zachować się jak człowiek, a nie robot wynajęty przez PiS, piękne! – powiedziałem.

– Ludzie chyba zobaczyli inną twarz prezydenta. Choć nie miała być to twarz do publicznego pokazania – powiedziała J.

A ja przytaczam to wszystko, ponieważ pan Hubert Kopacz z FB umocował całość w bliskim mi kontekście: „Może jest tak – napisał – że z człowieka, mimo urzędu, mimo wszystkiego, zawsze gdzieniegdzie wyjdzie jego prawda”.

http://wyborcza.pl/duzyformat/1,151494,19985799,u-pana-doktora-szczygiel.html?utm_source=facebook.com&utm_medium=SM&utm_campaign=FB_Gazeta_Wyborcza

Historia pewnej nazwy!

Pisałam, że Mąż zakupił łódkę, aby kiedy Wnuki i Rodzina się spotka w okresie letnim, to będzie to jakaś atrakcja, a zwłaszcza dla Dzieci.

No dobrze! Łódka zakupiona, ale należy ją jakoś nazwać, a więc włączyły nam się różne pomysły.

Mąż chciał nazwać swój nowy nabytek „Helena” – od imienia jego śp. ukochanej Babci, ale trochę zaprotestowałam, gdyż Babcia Helena jest już wielokrotnie upamiętniana. Stwierdziłam, że może nazwa będzie od imion naszych Wnucząt, ale trudno było wymyślić coś ciekawego i sensownego.

Rzuciłam nazwę „Familijna”, ale Mężowi się  ta nazwa nie spodobała.

Nasze zmagania i główkowanie dotarło do naszej młodszej Córki, która po dwóch dniach rzuciła na telefon nazwę od imienia naszej Wnuczki – Luizy i tak padła nazwa – „Luizjana”.

Bingo i Mąż nazwę zaakceptował, a i mnie się  spodobała, ale się zastanowiłam dlaczego nazwa powstała tylko od imienia jednej z Wnuczek i już wiem!

Moja Wnusia – Luiza jest jedynaczką i taką też już zostanie, ponieważ jej Mama urodziła dwóch Synów (Szymona i Miłosza), którzy po porodzie żyli tylko jedną godzinę i aby ich upamiętnić i sprawić Luizce przyjemność taka nazwa powstała! (Dziękuję Ci moja młodsza Córko – Mamo Anieli i Wojtusia).

Ale to nie koniec mojej opowieści:

Mąż przesłał wszystkim zdjęcie łódki z nalepioną już nazwą.  Mama Luizy pokazała swojej Córeczce zdjęcie i wywiązała się między nimi taka oto rozmowa:

– To chyba od mojego imienia? – zauważyła malutka,

– Tak od Twojego – córka przytaknęła,

– To Dziadek musi mnie bardzo kochać,

– Oczywiście, że Cię mocno kocha,

– Mamo,  ja chyba zemdleję, ja chyba zemdleję i upadnę na ziemię! 🙂

Tak bardzo ucieszyło to moją Wnusię, a jej reakcja przejdzie do legend rodzinnych. Warto żyć dla takich chwil, kiedy widzi się radość Dziecka. 🙂

Nasza straszna starość!

Istnieje w Polsce taki Dom Seniora, który funkcjonuje w Trzciance, położonej 50 kilometrów od Warszawy.

Szukając domu dla swojego, chorego rodzica najczęściej sięgamy do sieci i czytamy, co ów ośrodek proponuje staremu człowiekowi, któremu z jakiś przyczyn nie jesteśmy dać całodobowej opieki i choć z bólem – jesteśmy zmuszeni staruszka posłać na służbę w obce ręce.

Dom Seniora w Trzciance tak mniej więcej się ogłasza na swojej, internetowej stronie:

„Dom A. Alzheimera

– miejsce, gdzie Twoi bliscy mogą żyć godnie

Dom im. A. Alzheimera w Trzciance  uruchomiliśmy z myślą o osobach cierpiących na Alzheimera oraz inne rodzaje demencji i tym schorzeniom podporządkowaliśmy wszystko: opiekę medyczną i pielęgniarską, aranżację przestrzeni, zajęcia terapeutyczne. Zapewniamy nie tylko profesjonalną opiekę stałą i tymczasową, ale też ciepłą, rodzinną atmosferę. A wszystko to w bajkowej scenerii, pełnej zieleni i urokliwych alejek…”

A k u r a t!

Oto na światło dzienne zaczęły wychodzić różne grzeszki samego kierownictwa i personelu, że w tym domu dzieje się coś bardzo złego!

Reporterka z programu „Uwaga” bez żadnych przeszkód i bez sprawdzenia kwalifikacji zostaje zatrudniona w Domu Seniora w Trzciance i zaczyna nagrywać wszystkie draństwa, jakie są stosowane w stosunku do bezradnych, schorowanych staruszków!

Powstaje ogromny reportaż telewizyjny, z którego dowiadujemy się, że osoby znajdujące się w tym domu poddawane są nieludzkiemu i ekstremalnemu  traktowaniu, a więc są związywane pasami i krępowane. Karmione są jakimiś zmielonym papkami, które w swoim składzie mają nie zjedzone pożywienie. Higiena polega na tym, że kąpiel jest raz na dwa tygodnie, a pampersy bardzo długo nie wymieniane.

Staruszków budzi się o 4 w nocy, a do snu kładzie pod przymusem o 16 po południu, a więc znęcanie się nad staruszkami jest na porządku dziennym i bezkarnie.

Nie podawane są chorym żadne leki, a lekarz przychodzi tylko po to, by coś podpisać i wziąć za to pieniądze, a draństwo dzieje się nadal.

Podejrzewam, że kierownik tego domu ma spore układy skoro przeszedł wiele kontroli i one nie stwierdziły żadnych nieprawidłowości, bo pewnie łapówki robią swoje! Kierownik oszczędzając na chorych Seniorach ma z czego łapówki wręczać skoro w Polsce pobyt w Domu Seniora kosztuje 3 tysiące złotych, a podopiecznych w tym domu jest czterdziestu!

Rachunek więc jest prosty, że jest to dochodowe zajęcie kiedy oszczędza się nawet na gąbkach do mycia pensjonariuszy! 

Dopiero po emisji programu coś w sprawie się ruszyło bo:

„RPO, minister i wojewoda interweniują ws. Trzcianki

Rzecznik Praw Obywatelskich, Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej i urzędnicy wojewody zaczęli działać w sprawie ośrodka dla cierpiących na chorobę Alzheimera w Trzciance. O koszmarze ludzi, którzy tam się znajdują mówimy w naszych programów od poniedziałku”.
Tak, tak, piszę o tym, a właściwie drę japę, bo to może każdego z nas spotkać, kiedy za wielką kasę będą nas traktować nieludzko i niegodnie!

„Kiedy po raz ostatni widziałeś ojca? – to jest świetny i mądry film!

„Kiedy po raz ostatni widziałeś ojca?”, to jest tytuł bardzo dobrego filmu, jaki zdecydowałam się obejrzeć.

O czym jest to kino, to zachęcam do obejrzenia, bo film jest o czymś, ponieważ dotyczy nas wszystkich, śmiertelnych na tej Ziemi.

Kiedy odchodzi rodzic, to nagle stają nam przed oczami obrazy, kiedy byliśmy dziećmi i przypominamy sobie jakim rodzicem był Ojciec, czy też Matka.

Jakże często mamy w sobie nieprzyjemne wspomnienia, tak mocno zakodowane w duszy, z którymi przychodzi nam żyć. Wspomnienia mocno skrywane, o których najchętniej byśmy chcieli zapomnieć, bo Matka, czy Ojciec nie zawsze byli dobrymi rodzicami.

Jednak w obliczu odchodzenia otwierają się szufladki ze wspomnieniami nie tylko przyjemnymi, ale i z tymi bolesnymi i jakże często obwiniamy swoich rodziców za cierpienie zgotowane swojemu dziecku.

Tylko od nas zależy, czy będziemy w stanie w obliczu śmierci przebaczyć, czy też rozgrzeszyć, a także niespodziewanie dowiedzieć się prawdziwych powodów dlaczego oni taki los zgotowali swojemu dziecku, czy też dzieciom? Takie rozliczenie przy łożu śmierci może prowadzić do wielu zaskakujących wyjaśnień, co spowoduje, że będzie nam wybaczyć łatwiej i na zawsze.

Polecam ten film młodym i tym starszym, ponieważ film ma w sobie wielką życiową mądrość i może pomóc wielu ludziom skonfliktowanym z przeszłością!

 

 

 

Reklamy, które mnie akurat nie wnerwiają, a bawią!

 

 

Dzień dobry. 🙂

Lubicie reklamy w telewizji, czy też w radio?

Ja nie cierpię i uważam, że państwo polskie okrada mnie z prądu, wstawiając te wszystkie durne i oszukańcze reklamy, którym absolutnie nie wolno wierzyć, a zwłaszcza reklamom o lekach!

Istnieje do tego zmowa reklamowa i cyckając pilotem na inny kanał ponownie natrafiamy na reklamy, a więc wkurzeni wracamy na poprzedni kanał, na którym nas coś zaciekawiało i tak:

TVN o poranku naszpikowany jest reklamami, co pięć minut, a przełączając np. na Polsat mamy niestety też reklamy w tym samym antenowym czasie!

Jednak, aby za bardzo nie marudzić dwie reklamy bawią mnie i uważam je za bardzo udane i zabawne, a więc tu nie psioczę , a życzę sobie więcej reklam, które autentycznie mnie rozśmieszają.

Pierwsza reklama Vectry, kiedy dziewczyna mówi do kudłatego (łysy jest :D), iż myślał w szkole, że rozmaryn to był rzymski cesarz, a druga reklama Banku, w którym monter oferuje montaż za  darmo, a babcia niedosłysząca pyta, czy na czarno!

Pewnie znacie te reklamy, a ja się dzielę wrażeniami, że te dwie reklamy wyjątkowo nie grają mi na nerwach.

Miłego dnia 🙂

 

Jakże budujący tekst z sieci! Jestem zachwycona inicjatywą, że komuś się chce!

Zaprosił seniorów do teatru i opery. Bo powinni mieć coś z życia

Renata Radłowska
21.04.2016 21:00
 
Teatr LudowyTeatr Ludowy (fot. Jakub Ociepa / Agencja Gazeta)
Rodzina myśli, że dziadek zaczął już odliczanie. Więc wciska mu do ręki różaniec, bo z nim łatwiej odliczać. Paciorki się przesuwają, godziny lecą. Nie nudzi się. Ale ten dziadek bardzo chciałby do teatru. Do opery bardzo by chciał. Pożyć mu się marzy.
Mikołaj Spodaryk, lekarz pediatra, który zajmuje się dzieciakami i ich potrzebami, tupnął nogą (powiedziałby, że „wkurwił”, tyle że nie bardzo mu wypada), wszedł do pierwszego lepszego domu pomocy społecznej (pogodnej starości czy jak je tam zwą), zapytał, kto chciałby jeszcze pożyć.Las rąk. Jedne oderwały się od lasek, inne od balkoników. Kręgosłupy przygięte do ziemi nagle się wyprostowały, oczy zniebieściały, okulary z wrażenia zsunęły na czubek nosa.A doktor Spodaryk w szoku, że aż tylu dziadków i tyle babć chciało jeszcze pożyć.

Senior krzyczy bojowo

Dzieci to pieluchy, wyrzynające się zęby (czyli ślinią się), kaszki, przecierane zupki. Babcie i dziadkowie są podobni – już bezzębni, ślina im kapnie niechcący, nad ciałem przestają panować. Bardzo młoda młodość i bardzo stara starość niewiele się różnią.

Doktor Spodaryk widział: dzieci wzruszają wszystkich, a te chore szczególnie. Łzy wyciskają, portfele otwierają. Starzy ludzi nie łapią za serce. W dzieci się inwestuje, w starych nie. To on postanowił zainwestować.

Spodaryk: – Przecież wszyscy widzimy ten kult młodości: w telewizji reklamy kremów do depilacji, wybielone zęby, gęste włosy, sterczące piersi. A starości nie ma, nigdzie. Ona nie istnieje. Więc ta starość nie jest żadną grupą docelową, nikt nie zwraca na nią uwagi, zamyka się przed nią drzwi. To nieludzkie, podłe. Odsuwamy się od starych w autobusie, bo oni nie wiedzą, jak skasować bilet i zawsze szukają wolnego miejsca, żeby odpocząć; nie potrafią wyjąć pieniędzy z bankomatu, wysłać SMS-a. Z przodu cię coś wypsnie, z tyłu czasem też, normalna fizjologia. Mają swoje kluby seniorów, a tam malują obrazki (jak dzieci, no jak dzieci), czasem zrobią kabaret (śmieszne to nigdy nie jest, raczej gorzkie), powiezie się ich na świeże powietrze. I tyle z życia.

Uparł się doktor, że starzy muszą mieć coś z życia. W końcu żyją jeszcze. I tak wymyślił projekt, który nazwał „Jeszcze żyję”; żadne tam – „dać szansę”, „przeciw wykluczeniu”, „dbajmy o seniorów”. „Jeszcze żyję” miało zabrzmieć jak skarga, ewentualnie jak okrzyk bojowy.

Uznał doktor, że należy się starym teatr, opera i operetka. Napisał list do dyrektorów wszystkich krakowskich teatrów, do opery napisał – nie chcemy dotacji, tańszego biletu, chcemy przyjść na spektakl za darmo, a żeby wam nie robić kłopotu, to zawsze przychodzić będziemy na trzecią próbę generalną.

I czekał na odpowiedź.

Oj, dyrektorzy zachwycili się pomysłem. Zaprosili na rozmowę doktora. Mili byli, wzruszali się. Opera zaprosiła seniorów Spodaryka (których wynalazł w domach pomocy społecznej, klubach seniora, także tych za Krakowem) na „Wesele Figara” – byli przeszczęśliwi. Projekt rozpoczął się w 2014 roku.

A potem dyrektorzy przestali odbierać telefony. Doktor wyczuł, że nie bardzo chcą niewyrobionej teatralnie publiczności – która niewiele zrozumie z awangardowych spektakli, może źle zinterpretować i w miasto pójdzie przekaz, że przedstawienie do niczego.

Jeden tylko teatr (naprawdę jeden, na cały Kraków!) zaprosił seniorów raz, drugi, kolejny. I tak już zostało. Każda trzecia próba generalna jest z udziałem podopiecznych doktora Spodaryka. To Teatr Ludowy w Nowej Hucie.

Senior na rokendrolowym spektaklu

Ludowy pracował nad spektaklem „Amy. Klub 27” (rzecz inspirowana życiem Amy Winehouse). Trochę obawiał się Jacek Strama, dyrektor Ludowego, czy seniorzy zniosą łomot i hałas. Nie, że nie zrozumieją albo że rzecz będzie szokująca, obrażą się (wiadomo – narkotyki, seks). Bał się, że dla nich będzie za głośno. W końcu przedstawienie rokendrolowe.

Strama: – A oni byli zachwyceni, nikt nie narzekał. Usłyszałem, że sprawiliśmy im wielką radość, że to było dla nich święto. Czy mogło być coś bardziej chwytającego za serce? I jeszcze jak dyskutowali!

Aktorzy też zachwyceni, przejęci. Grali dla ludzi, którzy na wyjście do teatru czekali bardzo długo. Doktor Spodaryk nieśmiało zapytał, czy może jednak nie wypadałoby zapłacić obsłudze. Ktoś w końcu czekał na te babcie i dziadków w szatni, ktoś wieszał ich płaszcze, a potem usadzał na widowni. Usłyszał od dyrektora Stramy, że w życiu – obsługa by się obraziła. Obsługa ma honor. Poza tym tu chodzi o widza wyjątkowego.

Strama: – Po każdym takim spektaklu (trzeciej próbie generalnej) mamy krótkie spotkanie. Siadają seniorzy, a obok nich aktorzy. Rozmawiają. To mądre rozmowy, jedni od drugich coś dostają. Myślę, że my od nich więcej.

Senior jako źródło inspiracji

Poprosił doktor o pomoc dwóch ministrów (dziś już byłych) – Małgorzatę Omilanowską (kultury) i Władysława Kosiniaka-Kamysza (pracy i polityki społecznej). On i ona napisali list, a potem rozesłali do wszystkich teatrów w Polsce.

 

„Serdecznie zachęcamy, aby idąc za krakowskim przykładem, podjęli Państwo w kierowanych przez siebie instytucjach artystycznych podobne inicjatywy. Wierzymy, że instytucje artystyczne (nie ponosząc przecież dodatkowych nakładów finansowych) wpiszą się w ogólnopolską misję aktywizacji kulturalnej seniorów – idei stanowiącej przedmiot szczególnej troski i zainteresowania naszych resortów. Jednocześnie zachęcamy do podejmowania innych inicjatyw kulturalnych, które pozwolą na wykorzystanie ogromnego potencjału twórczego osób starszych. Realizacja takich projektów kulturalnych z pewnością stanie się dla Państwa źródłem inspiracji oraz satysfakcji zawodowej i osobistej”.Tylko teatry w Poznaniu chciały mieć taką satysfakcję.Senior zakłada krawat

A seniorów chętnych do kulturalnego aktywizowania się przybywało. Spodaryk zakładał, że jak uda się stworzyć grupę dwudziestu, trzydziestu osób (seniorów teatromanów), to będzie sukces. Tymczasem grupa Spodaryka rozrosła się do trzystu.

Więc pojawił się kłopot. Bo dla dwudziestu seniorów można załatwić busa, no dwa. Ale dla trzystu?

Poszedł więc doktor do firm przewozowych. Autobusy dały, bez problemu (doktor prosi, żeby koniecznie napisać o Zdzisławie Szkutniku z Poznania, cud-człowieku, który zawozi i odwozi, a przejęty przy tym jak mało kto).

Spodaryk: – Każde wyjście do teatru to zawsze spore przedsięwzięcie logistyczne: trzeba zorganizować opiekę medyczną (co, jak senior się wzruszy i przyspieszy mu serce?, no musimy być przygotowani); zapakować wózki, balkoniki, a potem ten sprzęt wnieść po schodach do teatru. Powiem tak: chętnych do pomocy mamy aż za dużo.

Bogumiła Jakus, szefowa koła nr 18 Polskiego Związku Emerytów i Rencistów (w Nowej Hucie), nachwalić się nie może doktora i dyrektora. Mogłaby też w kółko mówić, ile takie wyjście do teatru znaczy dla babć i dziadków. Szkoda tylko, dodaje szefowa Jakus, że te wyjścia są tak rzadko – dwa, trzy razy w roku przecież. Gdyby tylko więcej teatrów chciało mieć na widowni seniorów, właśnie podczas trzeciej próby generalnej…, ech, gdyby. Jest pewna pani Bogumiła, że teatr ewidentnie wydłuża życie.

Chce się dziadkom założyć krawat, babciom wyszminkować usta, wytuszować rzęsy. Perfumami się skropić.

Cały tekst: http://krakow.wyborcza.pl/krakow/1,42699,19956779,zaprosil-seniorow-do-teatru-i-opery-bo-powinni-miec-cos-z-zycia.html#ixzz46liymXyA

Coś tam upitrasiłam :)

Dzień dobry.

Zupa krem, to nie jest nie wiadomo jaki tam wyczyn w kuchni, ale miałam akurat pod ręką warzywa i dwa bataty, a więc postanowiłam coś z tego ugotować, a więc warzywa jak na zdjęciu:

– drobno posiekaną cebulę, 4 ząbki czosnku też posiekane i wszystko wrzuciłam na gorący olej, aby się zeszkliło.

– pokrojoną marchewkę, a także paprykę, oraz dwa bataty wrzuciłam do cebuli i czosnku i jeszcze trochę to wszystko dusiłam, aż papryka puściła swój cudowny sok.

– Zalałam wodą, aby tylko lekko przykryła warzywa, a następnie gotowałam na małym ogniu do miękkości.

– Sól i pieprz są konieczne, a na koniec dodałam posiekany, zielony koperek.

– Następnie wszystko zblendowałam i wyszła super smaczna zupa krem.

Ostatnia czynność, to pokroić chleb w drobną kostkę i usmażyć go na suchej patelni i oczywiście łyżka jogurtu, albo gęstej śmietany na wierzch zupy. 🙂

Zapewniam, że wyszła mi bardzo dobra zupa z batatami w roli głównej.

 

Co obecny rząd robi dla kobiet? Grozi im więzieniem!

Oto mamy histerię aborcyjną!

Tak, tak to już jest histeria, kiedy kobiety wychodzą na ulicę i domagają się aborcji w każdym przypadku, a to nie powinno tak być!

Obserwuję tę histerię i manifestowanie, że macica należy tylko do kobiety, ale sądzę, że to wszystko poszło za daleko.

Badania prenatalne są w stanie wykryć wysoce uszkodzony płód, kiedy lekarz widzi, że dziecko urodzi się bez mózgu, bo mózg jest przytwierdzony jakąś żyłką poza czaszką i tu nie będę wklejała tak drastycznego zdjęcia jakich w sieci są tysiące.

Matka wówczas ma prawo zażądać w takiej sytuacji dokonania aborcji, bo takie dzieci nie przeżywają, choć profesor Chazan nie podjął się aborcji takiego potworka i skazał matkę na kilku miesięczne psychiczne cierpienie. „Dziecko” żyło kilka godzin.

Podczas badań prenatalnych lekarz jest w stanie stwierdzić, czy dziecko urodzi się z zespołem Downa i tu matka powinna mieć przestrzeń, czy będzie chciała poświęcić swoje życie wychowując takie dziecko, czy też zdecyduje się je urodzić, a potem oddać pod opiekę jakiemuś ośrodkowi, lub dokona aborcji. Dobry lekarz powinien ją powiadomić, że ma trzy  wyjścia – urodzić, albo usunąć, lub urodzić i oddać, ale powinien jej też polecić psychologa! Jednak w myśli zaostrzenia ustawy aborcyjnej nie będzie miała takiej możliwości – będzie musiała urodzić! Dzieci z zespołem Downa są dziećmi z lekkim upośledzeniem i często są bardzo inteligentne, choć żyją krócej i o tym matka powinna być powiadomiona przez dobrego lekarza i psychologa, a nie pozostawiona jest sama sobie!

Znam przypadek, że lekarz powiadomił matkę, że istnieje prawdopodobieństwo, iż dziecko urodzi się z zespołem Downa, a faktycznie urodziło się zupełnie zdrowe dziecko!!!!

Zastanawiam się dlaczego nie ma punktów psychologicznych, w których to można było takiej matce przegadać problem  wadliwej ciąży, a w przypadku aborcji grozi się jej więzieniem.

Albo niby dlaczego dziecko zgwałcone, czy też dorosła kobieta zmuszona będzie do urodzenia dziecka hańby?

I tu kłaniają się punkty psychologiczne z najlepszymi psychologami w takiej dziedzinie. Dlaczego nie ma takich gabinetów dostępnych 24 godziny na dobę, a kobietę straszy się więzieniem? To jest Polska?

Boże do czego to wszystko zmierza i ileż stresu musi przeżyć kobieta zgwałcona i dlaczego zostawia się ją bez pomocy psychologicznej, tak jak to jest w innych krajach?

To są te przypadki kiedy ja jako osoba dojrzała dopuszczam aborcję, ale nie tak hop siup!

A teraz opowiem historię z mojego podwórka.

Badania prenatalne nie są w stanie wykryć wszystkich chorób, bo znam matkę, która zaszła w ciążę i nikt jej nie był w stanie powiedzieć, że urodzi debila.

Urodziła zdrowego chłopca, dużego i dopiero z czasem okazało się, że jej syn jest inny od drugich dzieci, choć rósł na wielkiego chłopa.

Na podwórku rozstawiał inne dzieci po kątach, bił je i pluł. Rodzicie myśleli, że to jest taki okres dojrzewania, ale z czasem kompletnie nie byli w stanie zapanować nad jego charakterem. Bił rodziców i bił rodzeństwo, a więc oddawali go do różnych ośrodków z nadzieją, że tam go opanują i wychowają.

Niestety, ale nic takiego się nie stało i chłopak pił, ćpał i w końcu zrobił dziewczynie dziecko, a potem nie chciał go wychowywać. Pozostało na tym, że teraz dziadkowie wychowują jego dziecko, a ten buja się od więzienia do więzienia i matka nie raz twierdziła, że szkoda, iż  go nie wyskrobała, bo urodziła bandytę.

Badania prenatalne nigdy nie wykryją, wad psychicznych u dziecka w łonie matki, które wygląda na zdrowe, a z czasem po urodzeniu okazuje się, że ma skłonności psychopatyczne, pedofilskie i jest wysoce psychicznie zaburzone i często nadające się do szpitala psychiatrycznego na całe życie.

Dlatego uważam, że krzyczące feministki na ulicach -„pierdolę” nie rodzę” nie we wszystkich kwestiach mają rację. To są tematy bardzo delikatne. Uważam, że manifestujące niech zmienią knajacki język, bo można znaleźć w języku polskim mocne słowa, choć kulturalne! Taka wulgarna postawa kobiet mnie razi!

Dlaczego politycy – mężczyźni przeważnie nie mówią, że każdej kobiecie należy się szeroka opieka psychologiczna, a w zamian grozi się jej więzieniem? Tego też nie pojmuję!