Archiwa tagu: samotność

Podróże kształcą!

W telegraficznym skrócie napisała do mnie na FB Córka, która z Mężem z Madery poleciała do Lizbony:

Co kawałek muzyka

Ale już M ktoś chciał sprzedać marihuanę

Trzeba uważać

Jest też dużo biedy

Ludzie śpią na ulicy

Żebrzą.

Prawdą jest więc fakt, że podróże uczą i można potem wspominać, co się zobaczyło i oczywiście oglądać zdjęcia.

Mój kawałek podłogi jest w Polsce i byłam parę razy gdzieś w świecie, ale nigdy bym nie mogą zamieszkać gdzieś tam, bo by mnie zjadła tęsknota za krajem.

Kocham bardzo Polskę, a tym bardziej teraz, kiedy to 15 października 2023 roku pogoniliśmy PiS na zawsze.

Często oglądam cykl dokumentów pt. „Jestem z Polski”, w którym pokazuje się ludzi, którzy wyjechali z Polski być może na zawsze do innych krajów i są autentycznie szczęsliwi.

Pokazują w tych dokumentach gdzie pracują w obcym miejscu, jak mieszkają, co jedzą, a więc oprowadzają widza po swoim, wybranym miejscu.

Podziwiam, kiedy mówią, że pokochali swoje, nowe miejsce i nie planują powrotu do kraju,

Inni z kolei mówią, że być może kiedyś nastąpi taki czas powrotu.

Jesteśmy więc bardzo różni, bo na przykład widziałam też takie dokumenty, kiedy ktoś wybiera całkowicie samotne życie w ekstremalnych warunkach, bo na Alasce.

Jest to wielka odwaga, bo na Alasce aby przeżyć muszą ciężko pracować, kiedy to trzeba wybudować sobie dom – oczywiście z drzewa i uzbierać tyle, aby mieć czym napalić w piecu kiedy spadnie śnieg.

Muszą umieć zapolować na zwierzynę, a także nałapać tyle ryb, by mieć czym się odżywać i jest to potwornie trudne życie.

Jesteśmy różni, bo jedni wolą żyć w grupach, a inni wybierają samotność i widziałam taki dokument, kiedy kobieta po 60-tce sama ocieplała dach domu bardzo prymitywnymi metodami i doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że w tym miejscu umrze całkiem samotnie.

Samotny Senior!

Polscy seniorzy czują się samotni | Czas dla Seniora

Jestem seniorką już – niestety, ale mam to szczęście, że nie daję się nabrać na byle co.

Nie klikam w podejrzane linki w sieci i nie odbieram nieznanych numerów w telefonie, a więc nie jest mnie tak łatwo oszukać i wydoić ze mnie kasy, a także umiem chronić komputer przed wirusami.

Nie wierzę za Chiny Ludowe politykom, a zwłaszcza tym po prawej i od razu wyczuję ich fałsz i manipulację.

Nikt mi nie wmówi, że w Smoleńsku był zamach i Macierewicz może się dwoić i troić i wiem, że jest to polityk wyjątkowo szurnięty.

Nie wierzę Kaczyńskiemu, który oderwany jest od rzeczywistego życia i Morawieckiemu, który jest notorycznym kłamcą.

Można tak wymieniać, ale nadmienię, że Szymona Hołownię rozpracowałam już na starcie, że będzie grał tylko na siebie w polityce.

Nie jest żadną tajemnicą, że polskie społeczeństwo się w zastraszającym tempie starzeje, a dzietność spada też w niewiarygodnym procencie!

Mamy w naszej społeczności coraz więcej samotnych seniorów, którzy stają się podatni na kontakt z drugim człowiekiem, bo tego pragną.

Często ich bliscy wcale się nie interesują ludźmi starszymi, a więc jeśli ktoś do nich zadzwoni, to z chęcią odbierają telefony i nawet nie wiedzą, co na nich czyha.

Oglądają bardzo często szczujnię, czyli TVP Info, a tam im nie powiedzą, aby uważali na oszustów i dlatego nie mają oni pojęcia, że są w niebezpieczeństwie.

Oto program „Uwaga” na TVN-e ukazał bandycki proceder, kiedy to ludzie bez empatii i godności naciągają ludzi starszych na straty finansowe – oferując im cudowne tabletki na odchudzanie, albo plastry na chore stawy.

Bandyci idą dalej, bo oferują połączenie się z osobami zmarłymi, którzy rzekomo płaczą, bo czują, że osobie samotnej jest źle i oni się przyczynią do tego, że los seniora się polepszy.

Podpowiedzą numery toto-lotka, aby senior stał się bogaty i ci samotni ludzie to autentycznie łykają jak pelikany.

Oddają więc ostatnie pieniądze, a potem nie mają na jedzenie.

Już tyle było ostrzeżeń w sprawie metody na wnuczka i na policjanta, ale to wszystko nie działa, nie ostrzega i nie powoduje ostrożności i to jest strasznie smutne.

W mojej rodzinie był taki przypadek, że osoba starsza wpuściła do domu jakąś linię tańszej energii, a haczyk był w drobnym druczku.

Długo trzeba było to odkręcać i seniorka została pouczona, że nikogo ma do domu nie wpuszczać bez wiedzy młodszej rodziny i na razie to działa.

Trzeba być wyjątkową świnią, aby okradać samotnych seniorów z jego marnych emerytur.

Pani Maląg – Minister pracy i polityki społecznej Polski w tym nierządzie, która napieprza o sytuacji o coraz lepszej sytuacji seniorów – dlaczego im nie powiesz kobieto, że w Polsce pisowskiej okradani są najsłabsi!

Uciec od cywilizacji!

Mały kościół w Chełpie w woj, zach.-pom.

Swego czasu mieliśmy w tej wsi działkę, a na niej stała nasza altana.

Spędzaliśmy tam rodzinnie dużo czasu, bo choćby robiliśmy grilla i po prostu wypoczywaliśmy na leżakach po całym tygodniu.

Altana miała prąd z agregatu, wodę przywoziliśmy w baniakach, a do mycia naczyń używaliśmy deszczówki w zgromadzonej w dużych wannach.

Można było sobie coś ugotować na butli gazowej, albo na ognisku w kociołku!

To jest piękne miejsce otoczone lasami i jeziorem w środku, a więc była to taka ucieczka od cywilizacji.

Bywało, że w piątek po pracy mąż mnie tam zawoził, kiedy byłam zmęczona robotą.

Zostawałam tam na jedną noc i sama paliłam sobie w piecu drewnem, a wieczorem czytałam książki w łóżku, które sami robiliśmy z drzewa.

Czytałam pół nocy i potem zasypiałam, a rano budził mnie świergot ptaków – było cudnie.

Kiedy była pora grzybowa szłam do lasu i zebrane grzyby suszyłam na słońcu.

Do domu Mąż przywoził mnie w niedzielę po południu – wypoczętą.

Dzieci były już duże, to mogłam sobie pozwolić na takie chwile samotności.

Piszę o tym dlatego, że oglądałam dziś dokument, w którym poznałam człowieka żyjącego w lesie, ale nie w Polsce.

Uciekł z dużego miasta, porzucając cywilizację i korporację i zdecydował się żyć bez wody, bez prądu, bez żadnej technologii.

Żywi się tym, co posadzi i zasieje koło chaty, którą sam wybudował – nie ma zamiaru wracać do ludzi!

I ja poznałam takich ludzi na wsi, którzy wyjechali ze Szczecina i osadzili się właśnie blisko naszej działki – jakieś 300 metrów dalej.

Najpierw zamieszkali w wozie kampingowym budując dla siebie dom z drzewa, a przy domu postawili kurnik, gołębnik i wszystko, co im do życia było potrzebne, a wiec toaletę i prysznic.

Zrobili masę grządek pod rośliny i posadzili drzewa owocowe.

Z początku myślałam, że to idealne małżeństwo z takim sposobem na życie.

Z czasem doszły mnie słuchy, że on nie był zbyt dobry dla niej i podobno dochodziło tam do przemocy i dlatego urwałam kontakt.

On umarł i wydawało się, że ona wróci do miasta – do dzieci.

Nic z tych rzeczy, bo to dzielna kobieta jest i zbudowała przy pomocy mieszkańców wsi dom murowany ze wszystkimi dogodnościami.

Męża spopieliła i trzyma do dziś jego prochy w domu, a więc musiała go bardzo kochać.

Uciekła na zawsze od wszystkiego i wiem, że mimo 70-tki nadal sobie radzi z wcale niełatwym życiem.

Czy czuje się samotna – chyba nie skoro takie życie wybrała, a od czasu do czasu odwiedzają ją dzieci.

Jakże różnie plotą się nasze życia i tak dziś widziałam w dokumencie Martyny Wojciechowskiej, która była w Korei Południowej.

Miliony ludzi mija się na ulicach w wielkich miastach, a wszyscy są samotni i nie mogą znaleźć partnera do wspólnego życia, a posiłki jedzą przed komputerem z drugą samotną osobą!

Dziwny jest ten świat.

Samotność Seniora!

Może być zdjęciem przedstawiającym przyroda i drzewo

Zdjęcie to zrobiłam parę dni temu i widać na nim dwie starsze panie siedzące sobie na ławeczkach.

Zmierzam do tego, że dzisiaj mój Mąż musiał jechać daleko na szkolenie i nie było go cały dzień i poczułam u siebie jakiś taki stan bliski samotności!

Nasze Dzieci są gdzieś tam w świecie i mają dziesiątki swoich zadań, a więc nigdy im nie truję, że czuję się czasami samotna.

Z reguły zawsze sobie świetnie radziłam z tym stanem i nawet będąc sama w domu nie czułam się samotna, a dzisiaj coś mnie naszło, bo może to starość, choć nie czuję się stara wcale, tam w środku!

Obiad miałam dzisiaj w lodówce, a więc coś tam zrobiłam w domu i właściwie miałam cały dzień tylko dla siebie!

Mimo wszystko miałam w sobie jakiś niepokój i zdałam sobie sprawę z tego, że jakie to szczęście, że umiem się poruszać po Internecie!

Obsługi komputera nauczyłam się praktycznie sama, drogą prób i błędów, a teraz nawet jestem w tym dość dobra, bo nawet piszę bloga, który daje mi dużo radości!

Jestem na bieżąco z polityką, bo sobie zajrzę czy na Facebooka, albo Twittera i mam wszystko z pierwszej ręki!

Dużo czytam w sieci, a także oglądam sobie wybrane filmy i dziś obejrzałam film pt. „Pani Bovary” nakręcony w 1991 roku, który polecam ludziom o romantycznej duszy!

Po przez bloga poznałam interesujących ludzi, a także wdaję się w dyskusje na tematy polityczne, bo lubię to!

Piszę o tym wszystkim dlatego, że często widzę starsze osoby, siedzące na ławeczkach, albo spacerujące często bez żadnego celu, aby tylko zabić czas!

Myślę sobie wówczas, że jaka szkoda, iż ci ludzie nie mają połączenia do sieci i nie wiedzą z czym się to „je”

Boją się tego ustrojstwa i nie ma kto im pokazać, że Internet, to jest taka zabawka na zabicie samotności.

Wiem także, że wielu starszych ludzi po prostu nie stać na komputer, a potem opłacanie abonamentu, ale sądzę, że wielu by się to spodobało, a potrzeba tylko dobrej woli osób młodszych!

Pamiętam, że kiedy byłam młodsza i nie było Internetu, to w czasie wolnym coś tam dziergałam na drutach i szydełku, a teraz niby dla kogo mam robić coś, co już jest niemodne!

Kiedy mam awarię laptopa, czy dostawca szwankuje, to wpadam w dygot, bo Internet stał się dla mnie jak woda na młyn i nie potrafię już bez niego żyć, a więc jest to uzależnienie!

Kiedyś ludzie byli blisko siebie i można było pożyczyć od sąsiadki szklankę cukru, a teraz wszyscy jesteśmy w swoich enklawach zamknięci i nawet kiedy wyciągnę nogi, to nikt się tym nie zainteresuje – bo takie mamy czasy, że sąsiadki już się nie zapraszają na kawę i swoje ciasto!

Dlatego ludzie w starszym wieku czują się samotni, bo to oto mamy taki znak czasów!

Samotność!

Obraz może zawierać: roślina i jedzenie

Jutro będzie u mnie na obiad fasolka szparagowa – oczywiście z masłem i bułką tartą.

Moje Dziecko ma ogromną działkę, którą uprawia z Mężem i tym sposobem mamy na jutro obiad.

Moje dzielne Dziecko – takie pracowite – praca, dom rodzina i działka, ale ja kiedyś byłam taka sama.

Uczę się robić zdjęcia smartfonem i wybrałam taką opcję jak na zdjęcu powyżej.

Przeskoczę na inny temat, bo właśnie w telewizji usłyszałam, że w Polsce ludzie są coraz bardziej samotni i już prawie, co trzeci Polak żyje jako singiel z wyboru, albo z konieczności.

Najbardziej samotni są seniorzy, którym umarł małżonek i nie mają zamiaru szukać na stare lata partnera.

Seniorom żyć w pojedynkę  – z jednej emerytury jest bardzo ciężko, gdyż są one głodowe i dlatego nie stać ich na warzywa i owoce, które w tym roku są bardzo drogie.

Zazdroszczą emerytom żyjącym np. w Niemczech, gdzie emerytury są przyzwoite i stać ich jest nawet na zagraniczne wakacje.

U nas senior liczy każdy grosz i wybiera między jedzeniem, a wykupem leków!

Ludzie młodzi także wybierają samotne życie, bo chcą posmakować życia, zrobić karierę zawodową i coraz później wstępują w związki!

Na wsi sytuacja jest nie lepsza, bo młodzi uciekają do miasta, a ci co zostają nie mają szans założyć rodziny.

Podobno jest taka tendencja na całym świecie, że ludzie są bardzo samotni, a chyba najbardziej samotni są Japończycy, którzy pracują bardzo dużo i nie mają czasu na życie prywatne.

Jesteśmy społeczeństwem starzejącym się i obserwuję ludzi w moim mieście i stwierdzam, że tej starości jest coraz więcej.

Widać to wiosną, kiedy wychodzą ze swoich domów, aby pospacrować z laseczką, albo balkonikiem.

Każdego dnia cieszę się, że jesteśmy z Mężem wciąż razem, bo to nadaje życiu sens.

Nie tak dawno zrobiłam sejsę i zatytuowałam ją – Senior w mieście:

Obraz może zawierać: co najmniej jedna osoba, ludzie stoją, drzewo i na zewnątrz

Obraz może zawierać: co najmniej jedna osoba i na zewnątrz

Obraz może zawierać: drzewo, niebo, na zewnątrz i przyroda

 

Przeczytajcie poniższe, wzięte z Facebooka. Łza w oku!

LEKCJA DLA NAS WSZYSTKICH 

Przyjechałem pod adres do klienta, i zatrąbiłem. Po odczekaniu kilku minut, zatrąbiłem ponownie. Był późny wieczór, pomyślałem że klient się rozmyślił i wrócę do „bazy”… ale zamiast tego zaparkowałem samochód, podszedłem do drzwi i zapukałem. „Minutkę!”, odpowiedział wątły, starszy głos. Usłyszałem odgłos tak jakby coś było ciągnięte po podłodze…
Po długiej przerwie, otworzyły się drzwi. Stała przede mną niska , na oko dziewięćdziesięcioletnia kobieta. Miała na sobie kolorową sukienkę i kapelusz z dopiętym welonem; wyglądała jak ktoś z filmu z lat czterdziestych.
U Jej boku była mała nylonowa walizka. Mieszkanie wyglądało tak, jakby nikt nie mieszkał w nim od lat. Wszystkie meble przykryte były płachtami materiału.
Nie było zegarów na ścianach, żadnych bibelotów ani naczyń na blacie. W rogu stało kartonowe pudło wypełnione zdjęciami i szkłem.
„Czy mógłby Pan zanieść moją torbę do samochodu?”, zapytała. Zabrałem walizkę do auta, po czym wróciłem aby pomóc kobiecie.
Wzięła mnie za rękę i szliśmy powoli w stronę krawężnika.
Trzymała mnie za ramię, dziękując mi za życzliwość. „To nic”, powiedziałem, „Staram się traktować moich pasażerów w sposób, w jaki chciałbym aby traktowano moją mamę.”

„Och, jesteś takim dobrym chłopcem” , odrzekła. Kiedy wsiedliśmy do samochodu, dała mi adres, a potem zapytała: „Czy mógłbyś pojechać przez centrum miasta?

„To nie jest najkrótsza droga”, odpowiedziałem szybko, włączając licznik opłaty.
„Och, nie mam nic przeciwko temu”, powiedziała. „Nie spieszę się. Jestem w drodze do hospicjum.”
Spojrzałem w lusterko. Jej oczy lśniły. „Nie mam już nikogo z rodziny”, mówiła łagodnym głosem. „Lekarz mówi, że nie zostało mi zbyt wiele…”

Wyłączyłem licznik… „Którędy chce Pani jechać?”

Przez kilka godzin jeździliśmy po mieście. Pokazała mi budynek, gdzie kiedyś pracowała jako operator windy.

Jechaliśmy przez okolicę, w której żyli z mężem jako nowożeńcy. Poprosiła abym zatrzymał się przed magazynem meblowym który był niegdyś salą balową, gdzie chodziła tańczyć jako młoda dziewczyna.

Czasami prosiła,by zwolnić przy danym budynku lub skrzyżowaniu, i siedziała wpatrując się w ciemność, bez słowa.

Gdy pierwsze promienie Słońca przełamały horyzont, powiedziała nagle „Jestem zmęczona. Jedźmy już proszę”. Jechaliśmy w milczeniu pod wskazany adres. Był to był niski budynek z podjazdem, tak typowy dla domów opieki.

Dwaj sanitariusze wyszli na zewnątrz gdy tylko zatrzymałem się na podjeździe. Musieli się jej spodziewać. Byli uprzejmi i troskliwi.
Otworzyłem bagażnik i zaniosłem małą walizeczkę kobiety do drzwi. Ona sama została już usadzona na wózku inwalidzkim.

„Ile jestem panu winna?” Spytała, sięgając do torebki.

„Nic”, odpowiedziałem.

„Trzeba zarabiać na życie”, zaoponowała.

„Są inni pasażerowie,” odparłem.

I nie zastanawiając się kompletnie nad tym co robię, pochyliłem się i przytuliłem Ją. Objęła mnie mocno.

„Dałeś staruszce małą chwilę radości”, powiedziała. „Dziękuję”.

Uścisnąłem jej dłoń, a następnie wyszedłem w półmrok poranka. Za mną zamknęły się drzwi – był to dźwięk zamykanego Życia.

Tego ranka nie zabierałem już żadnych pasażerów.Jeździłem bez celu, zagubiony w myślach. Co jeśli do kobiety wysłany zostałby nieuprzejmy kierowca, lub niecierpliwy aby zakończyć jego zmianę? Co gdybym nie podszedł do drzwi, lub zatrąbił tylko raz, a następnie odjechał?

Myśląc o tym teraz, nie sądzę, abym zrobił coś ważniejszego w całym swoim życiu.

Jesteśmy uzależnieni od poszukiwania emocjonujących zdarzeń i pięknych chwil, którymi staramy się wypełnić nasze życia.

Tymczasem Piękne Chwile mogą przydarzyć się nam zupełnie nieoczekiwanie, opakowane w to, co inni mogą nazwać rutyną.
NIE PRZEGAPMY ICH..  💫💞😃💞💫

Czająca się depresja!

 

Obraz może zawierać: co najmniej jedna osoba, ocean, tekst, woda i na zewnątrz

Od kiedy mama umarła analizuję i nagle zdałam sobie sprawę z tego, że oto zostałam sama na tym świecie.

Mam przy sobie Męża, który o mnie dba i opiekuje się mną, ale często z racji pracy nie ma go w domu i ja jestem wtedy sama.

  • nigdy nie poznałam swoich babć i dziadków, bo umarli jeszcze przed moim narodzeniem,
  • wszystkie ciotki i wujkowie od dawna nie żyją,
  • moi rodzice nie żyją także,
  • nie mam już siostry, która pefidnie mnie oszukała,
  • moje dzieci toczą swoje życie i uczestniczą w wyścigu szczurów, a więc nie mają dla mnie zbyt dużo czasu.

Zostałam sama na tym świecie i po zgonie mamy zdałam sobie z tego sprawę.

Nie mam z kim przerobić tematu, że matka mnie wydziedziczyła i nie mam już szansy, by zpytać ją – dlaczego?

Poczułam się strasznie samotnym bytem, odsuniętym od rodziny i czuję się z tym wprost fatalnie.

Z każdym dniem czuję, że mogę popaść z powrotem w stan depresyjny, bo zostałam skrzywdzona najbardziej w rodzinie przez własną matkę i siostrę.

Nie zasłużyłam sobie na takie traktowanie, a tylko żałuję, że nie spytałam matki dlaczego tak postanowiła i czym jej zawiniłam.

Czuję się bardzo samotna, kiedy Mąż jest w pracy i nawet nie będę miała do kogo zwrócić się o pomoc, gdyby mój Mąż odszedł wcześniej z tego świata.

Zostanę sama jak palec, choć z nikim nie byłam w konflikcie i żyłam tak, aby nikogo nie obrażać, obgadywać i być w zatargach.

Nie opłaca się takie życie, bo czasami trzeba było walnąć w stół i domagać się swoich praw, a ja tego nie potrafię i dlatego jest tak, jak jest – wyobcowana zostałam i odsunięta przez cwaniaków!

Jest mi strasznie żle – tak źle, że czasami brakuje mi oddechu i czuję, że ponownie czai się za plecami moja przyjaciółka – depresja.

W latach 90-tych jeździłam do mojego ojca, który po rozwodzie z mamą mieszkał w innym mieście.

Sprzątałam u niego zbierając pety z podłogi i wynosiłam gówna, bo mu się zapchał kibel.

Myłam naczynia  w zimnej wodzie, zasyfione, bo nie opłacał gazu i płaciłam jego rachunki!

Załatwiłam mu Dom Spokojnej Starości i tak mu przedłużyłam życie o siedem, dobrych lat.

Robiłam to, bo w jakimś sensie mi na nim zależało, choć o milości trudno mówić.

Odwiedzając go, dostałam od niego dwa razy po tysiąc złotych i potem w księgowości zostało cztery tysiące, które przeznaczyłam na pominik, kiedy odszedł.

Z powodu tych pieniędzy, jakże skromnych, miałam nalot na mój dom i krzyczały – oddaj kasę i oddałam płacąc kamieniarzowi.

Do dziś pamiętam tą pazerność i oskarżenie mnie o kłamstwo finasnowe, ale muszę z tym jakoś żyć, kiedy siostra zgarnęła za mamy mieszkanie 79 tysięcy!

Mnie nie chodzi o te pieniądze, ale nie mogę pojąć tego, że moja, własna matka tak mnie zlekceważyła i to będzie mnie boleć do końca moich dni!

Przepraszam czytających za to, że jestem monotematyczna, ale jak się z tym draństwem uporam, to na blogu znajdą się inne tematy, a siostrze życzę spokojnego życia w zgodzie z własnym sumieniem!

Samotność nie jest taka straszna!

Znalezione obrazy dla zapytania inteligencja

Różne samotności
ksiądz Jan Twardowski
Przyszedłem Ci podziękować

za samotności różne

za taką gdy nie ma nikogo

lub gdy się razem płacze

i taką że niby dobrze

ale zupełnie inaczej

za najbliższą kiedy nic nie wiadomo

i taką że wiem po cichu ale nie powiem nikomu

za taką kiedy się kocha i taką kiedy sie wierzy

że szczęście się połamało bo mnie się nie należy

jest samotnością wiadomość

list dworzec pusty milczenie

pieniądz genialnie chory

minuty jak ciężkie kamienie

czas zawsze szczery bo każe isć dalej i prędzej

mogą być nawet nią włosy

których dotknęły ręce

są samotności różne

na ziemi w piekle i w niebie

tak rozmaite że jedna

ta co prowadzi do Ciebie

Znalazłam oto poniższy artykuł mówiący o tym, że ludzie, którzy wolą spędzać czas samotnie, to są inteligentni.

Owszem lubię swoją samotność, choć samotna nie jestem, ale bywam dość często samotna, kiedy Mąż idzie do pracy i zostawia mnie na parę godzin.

Inteligentna nie jestem, ale się staram myśleć o życiu i postępować poważnie i rozważnie, ale to mogą ocenić jaka jestem – ludzie mnie obserwujący, a najbardziej rodzina.

U mnie w domu nie ma żadnych spotkań z przyjaciółkami i nie ma wspólnych ploteczek przy kawie, bo mam złe wspomnienia z młodości, kiedy takie spotkania okazały się nielojalnością i zdradą, a więc z tym skończyłam już wiele lat temu.

Nie przysiadam na ławeczkach z paniami, aby spędzić miło czas, bo nie wierzę w takie znajomości.

Moja Mama kiedy była zdrowa, to lubiła w pogodny dzień tak sobie z innymi paniami posiedzeć, a kiedy zachorowała, to nie zjawiła się żadna!

To mnie tym bardziej utwierdziło, że mi to jest do niczego potrzebne, bo dobrze się czuję we własnym towarzystwie.

Lubię te moje samotności, kiedy robię coś dla siebie i Męża, a więc posprzątam bez spinki i ugotouję dla nas obiad, a potem mogę dysponować swoim czasem wg. upodobania i chęci.

Kiedyś cierpiałam na bezsenność, co mnie wyczerpywało, bo byłam zagoniona i sfrustrowana, a teraz zdarza mi się spać do 10 nawet – wyciszyłam się.

Żyję spokojnie odkąd Mama odeszła i się uspokoiłam, a mój dzień nie jest pośpieszny i wolny czas potrafię sobie zagospodarować i absolutnie się nie nudzę.

Póki co jest dobrze, bo  jako tako zdrowie dopisuje, ale co będzie za chwilę – tego nikt nie wie.

Pozdrawiam wszystkich samotników, którzy mimo wszystko nie są nieszczęśliwi, a może są inteligentni!

Stasiu to do Ciebie i do wielu innych blogierów, z którymi krzyżują się nasze ścieżki w pisaniu!

Wolisz spędzać czas w samotności? To może wynikać z wysokiej inteligencji.

Inteligentni ludzie zorientowali się, że nie potrzebują tego samego co nasi przodkowie, by przetrwać, i dlatego podświadomie odrzucają towarzystwo innych ludzi.

Satoshia Kanazawa i Norma Li, psycholożki ewolucyjne z Singapore Management University i London School of Economics and Political Science, przebadały grupę ponad 15 tys. osób.

Były wśród nich przede wszystkim te osoby, które stronią od towarzystwa innych i preferują spędzać czas wolny w samotności. Badaczki interesował związek między sposobem spędzania wolnego czasu a poziomem inteligencji.

Ich badania prowadzą do wniosku, że, jak powszechnie wiadomo, towarzystwo innych ludzi czyni nas szczęśliwszymi, ale osoby o wyższym ilorazie inteligencji są wyjątkami od tej reguły.

z czego wynika to odstępstwo?

Badaczki tłumaczą to dwojako. Po pierwsze: konsekwencją ewolucji. To właśnie z ewolucyjnego punktu widzenia towarzystwo innych ludzi było nam tak potrzebne, bo w grupie łatwiej stawić czoła niebezpieczeństwom i tym samym przetrwać. Czasy się jednak zmieniły, a ludzie nauczyli się żyć w luźniejszych więzach z innymi.

Inteligentni ludzie zorientowali się, że nie potrzebują tego samego co nasi przodkowie, by przetrwać, i dlatego podświadomie odrzucają towarzystwo innych ludzi.

Natomiast druga teoria tłumaczy, że inteligentni ludzie posiadają ambitne cele w życiu, z którymi koliduje czas spędzany z przyjaciółmi, choć często spędzany przyjemnie. U osób wysoce inteligentnych poziom satysfakcji z życia spada wraz ze wzrostem czasu spędzanego z przyjaciółmi. Im częściej inteligentni ludzie spotykają się ze znajomymi, tym bardziej nieszczęśliwie się czują.

Tylko inteligentni cenią samotność?

Tezy brytyjskich badaczek wydają się nieco ryzykowne i już zostały skrytykowane przez ich kolegów po fachu.

Ann Clarkson z brytyjskiego oddziału Mensy uważa, że poziom inteligencji nie zależy od tego, jaki charakter mają nasze relacje z innymi. Według niej ludzie o wysokim poziomie inteligencji również mogą być ekstrawertykami, którzy doskonale czują się w gronie znajomych i bliskich, którzy preferują samotność.

Z drugiej strony przyznaje, że inteligencja może doprowadzać do wyizolowania z grup towarzyskich. „Chodzi o postrzeganie świata. Ciężko znaleźć kogoś, kto myśli podobnie do nas, jeśli należymy do dwóch procent populacji Ziemi” – tłumaczy, powołując się na poziom inteligencji, który jest wymagany, by należeć do Mensy.

https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/ludzieistyle/1689200,1,wolisz-spedzac-czas-w-samotnosci-to-moze-wynikac-z-wysokiej-inteligencji.read?fbclid=IwAR19rSSfZZUrL4ZYCPiSnJDW-CNSReYP2mCsARBSlT57U6TZ8hSILP1NV1E

Komputer, to antidotum na samotność Seniora

 

DESZCZ JESIENNY

O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny

I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,

Dżdżu krople padają i tłuką w me okno…

Jęk szklany… płacz szklany… a szyby w mgle mokną

I światła szarego blask sączy się senny…

O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny…

Leopold Staff

 

Dziś od rana na zachodzie Polski pada deszcz. Pada i wieje tak intensywnie, że psa z domu nie wygonisz.

Kocham słoneczną jesień, ale widocznie na początku października pogoda robi nam psikusa.

Tak się zastanawiam, co robi Senior w tak brzydką pogodę, kiedy to nawet na ławeczkę wyjść się nie da, aby spotkać się ze znajomymi i wygrzać kości w ostatnich promieniach słońca.

Zauważyłam dużą poprawę aktywności Seniora w sieci. Nie wszyscy boją się komputera i uczą się jego obsługi.

Czasami sami krok po kroku zdobywają wiedzę, a często rodzina pokaże jak surfować w sieci i na portalach społecznościowych.

Bardzo dużo Seniorów jest na Facebooku, którzy przyłączają się do grup dyskusyjnych i nawet politykują.

Bardzo wielu robi różne prezentacje, które można obejrzeć na YT i są to naprawdę perełki.

Wielu Seniorów prowadzi od lat swoje blogi, które są bardzo ciekawe, bo naszpikowane doświadczeniem życiowym.

Lubie czytać blogi moich znajomych w wieku Seniora, gdyż bije z nich życzliwość i wiedza ogromna i tu ukłon w Twoją stronę Tatulu i Jędrzeju.

Nie wiem, czy Czarownica z bagien jest Seniorką, ale pisze na blogu świetne limeryki i Optymista też.

Jeszcze nie Seniorka, ale Anna pisze bloga i do tego powieści.

Antoneta i Ula piszą wspaniałe wiersze i tak bym mogła wymieniać i wymieniać.

Spotykamy się też na Facebooku i żyjemy w pełnej zgodzie.

Osobiście bardzo się cieszę, że nauczyłam się surfować w sieci – praktycznie sama doszłam do wszystkiego.

Mam z tego frajdę i rozrywkę i to zapełnia mi znaczną część dnia, a zwłaszcza w taką pogodę jak dziś.

Piszę bloga od ponad 3 lat, a także udzielam się na Facebooku.

Mam swojego fan-page, gdzie umieściłam już ponad 5 tysięcy zdjęć z mojej okolicy i ogromnie to lubię.

Uwielbiam robić zdjęcia, a także kręcę filmiki i mam swój kanał na YT.

Staram się być tam, gdzie coś ciekawego dzieje się w mojej okolicy i mieście i robię masę zdjęć, a czasami wychodzę bez konkretnego celu, tak jak dziś i zrobiłam jesienne zdjęcia mojego parku.

Nie wyobrażam sobie mojego życia bez komputera. Chyba bym umarła z nudów, bo już nie dla mnie dzierganie na drutach, czy robienie szydełkowych serwetek, bo są ciekawsze zajęcia.

Namawiam Seniorów do tego, by odważyli się w miarę zdrowia swego, by odnaleźli się w sieci.

Komputer jest świetnym antydotum na samotność, a przykład podaję:

Piszę codziennie listy ze wspaniałą, mądrą kobietą od ponad dwóch lat! Dziękuję Ci „A” za wszystko.

 

 

 

86-letni Antoni: „Szukam na stałe, a nie na chwilowe bzykanie, bo samotność mi dowala”. Czyli o miłości starych ludzi

Patrzę na niebo
i ono zawsze wisi
nad moimi rzęsami.
Patrzę na drzewo
i ono odradza się
z wiosną zielonymi listeczkami.
Patrzę na trawę świeżą
oplecioną mleczami.
Patrzę na nas
i nie wiadomym jest czy ona
zabierze ciebie pierwszego,
czy pierwszą mnie – na zawsze, 
bez możliwości odrodzenia!
autor: kalinaxa
Jan myślał, że klęknie, kiedy 82-latka zapytała, czy nadal jest aktywny. – Ale, jak aktywny, czy na nogach jeszcze chodzę? – dopytywał. – Na co ona prosto z mostu, czy seks jeszcze uprawiam – oburza się. Janina na randki umawia się bardzo rzadko. Jeśli już się spotyka to z panami, którzy mają ładny głos, poprawnie budują zdania. – Z łapciuchami nie mam o czym rozmawiać. Szkoda czasu i atłasu – kwituje. Przy każdym kolejnym ogłoszeniu matrymonialnym, które ląduje w gazecie, zarzeka się, że to już ostatni raz.

– Ale minie miesiąc, dwa i znowu ta samotność gnębi – usprawiedliwia się. Wszystkie historie starych ludzi, którzy w gazetach szukają miłości mają wspólny mianownik. Uroda przemija, chorób przybywa, bliscy odeszli, a dzieci wyjechały. Dręczy ich samotność, pusty dom, dlatego piszą ogłoszenia i godzinami wiszą na telefonach – liczą, że w ten sposób poznają kogoś bliskiego na stare lata.

Jesień. Mały osiedlowy kiosk na warszawskiej Woli. Dwie ściany od góry do dołu obłożone przeróżnymi gazetami. Szperam, przeszukuję, ale „Kontaktu” z ogłoszeniami matrymonialnymi znaleźć nie mogę. O pomoc proszę kasjerkę. – Pani, to w czwartki przychodzi, a w soboty już nigdy nie ma. Wykupują – rozkłada ręce. I wykłada przede mną inne gazety, w których są długie rzędy ogłoszeń matrymonialnych. W kolejnym sklepie słyszę: – Najlepiej to się ją kradnie – patrzy na mnie wymownie sprzedawczyni. Po chwili rozwija: – Bo ludzie wstydzą się kupować tę gazetę, więc ją wynoszą albo przeglądają na miejscu. Dlatego jest taka wymemłana.

Krystyna, 68 lat, szuka: dobrego człowieka, nie pijaka

W ogłoszeniu siebie opisuje tak: brunetka, wdowa, ładny biust, niebrzydka, włosy długie, bez nałogów, z emeryturą i dobrym sercem. Mieszka na mazowieckiej wsi. A szuka pana, ale wyłącznie wolnego, najlepiej wdowca, zmotoryzowanego, z dobrocią serca. Dzwonię. Krystyna chętnie opowie o poszukiwaniach miłości, ale wyłącznie przez telefon. Za nic w świecie nie chce się spotkać i powiedzieć, gdzie mieszka. Zastrzega też, żeby nie pisać, skąd pochodzi i jak ma na imię. Ściszonym głosem zdradza, że nawet dzieciom nie powiedziała, że rozgląda się za partnerem na stare lata. Do gazety podała ją 78-letnia kuzynka, która już piątego pana tak poznała. Krystyna nie dowierzała, że jej się uda, ale tak dokucza jej samotność, że w końcu usiadła i napisała parę słów o sobie. Teraz trochę się wstydzi, że wspomniała o biuście. Ale w końcu ma taki, że mogłaby nim kilka sąsiadek obdzielić. Szczegółowo opisuje mi swoją anatomię: wysoka po tacie, przystojna po mamie. – Córka mi mówi, że mam ładną buzię. Ciągle jestem rześka i żywotna – reklamuje się.

Starsze panie siedzą na ławce w parku wLublinie
Starsze panie siedzą na ławce w parku wLublinie•Fot. Jakub Orzechowski / Agencja Gazeta

Jej urody nie zniszczyło świecące nad grządkami słońce. Łatwo nie miała, całe życie przepracowała w polu i praktycznie sama wychowywała dzieci. Na równych nogach była jeszcze zanim słońce wstało. Robiła jedzenie. I pędem do pracy. – Pranie robiłam w nocy. Truskawki sadziłam, ogród był, trzeba było zaiwaniać. Dziś siedzę w domu – gaśnie. W życiu Krystyny różnie bywało. Dlatego teraz wie, że po prostu szuka dobrego człowieka i że „piękności do gara nie włoży”. I ma jeszcze jeden warunek: „żeby nie pił”. – Miałam męża alkoholika, miałam gospodarstwo, musiałam ciężko pracować. Powiedziałam mamie, że się z nim rozejdę. Na co ona wypaliła: „córko, brałaś ślub. To jak ktoś chce, to i z psem na łańcuchu wytrzyma”. Wytrzymała aż 46 lat.

Krystyna miała wielu adoratorów. Był taki jeden, co to czapką przed nią na podwórku się kłaniał. Ale ona go pogoniła, w końcu miała do wychowania trójkę dzieci. Mieli się kiedyś zejść, jak „odejdą ich drugie połówki”. – Ale jego już dawno robale spożyły. Pierwszy od mojego męża poszedł – parska śmiechem. Ale to trochę śmiech przez łzy. – Wszystko szybko się zawija. Smutne, ale prawdziwe. Mało tych przyjaciół zostaje. Jak idę na cmentarz, to im mówię, że za szybko się pozabierali, ale widocznie tak musi być – tłumaczy mnie i chyba też trochę sobie.

Ogłosiła się w „Kontakcie” tylko raz. Przez 15 dni miała ze 200 telefonów. – Ale to wszystko to głupota, nic konkretnego – narzeka Krystyna. I zarzeka się, że więcej ogłoszenia nie zamieści. – Stary facet, a on dzwoni i mówi, jakby to pieścił, sutki całował. Ludzie kochani. Mówię, żeby sobie do sex-shopu poszedł albo się wyłączam – wyjaśnia. Raz usłyszała, że pan dzwoni do niej, bo szuka starszej kobiety, by móc się na niej wyżyć.

KRYSTYNA

Powiem brzydko, bo jestem stara i dużo powiedzonek znam: „Na starej piczy, to się ch*** ćwiczy”. Tacy są nasi seniorzy. Najgorsi ci warszawscy. Są tak zadufani w sobie, że głowa mała. Jeden mówi, że na ciągniku by się przejechał, ja mu na to, żeby se kupił. I wyłączam się, bo na co komu takie głupoty. Inny mówi, że wczoraj był u jakiejś pani, a dziś przyjechałby do mnie. Ale opowiada mi, że z nią wyprawiał seks i było okej. Więc ja mu na to: „a spier*** ty facet ode mnie”. Jakby moje dzieci wiedziały, że ja takie telefony miałam, to powiedziałyby mi: „mamo, że ciebie chyba poje*** na stare lata.

– Teraz dzwonię z trzema panami. Z tym Lublina to już nawet długo. Ale ostatnio, jak rozmawialiśmy to głupoty miał w głowie. Dobrzy, uczciwi ludzie, to albo zajęci, albo poumierali. A ile tak można dzwonić, do usranej śmierci? – wzdycha.

Janina, 70 lat, szuka: perełki w tym barachle

Janina napisała o sobie, że „twardo stąpa po ziemi”. I już w rozmowie słychać, że nie kłamała. Nie pozwala sobie na żadne zbędne słowa. Mówi wyłącznie na temat – o poszukiwaniu partnera, wątki poboczne – czyli rodzina, o to absolutnie nie zahacza. W krótkim ogłoszeniu w „Kontakcie” napisała, czego wymaga od kandydata i irytuje się, kiedy dzwonią panowie, którzy tych oczekiwań nie spełniają. Partner Janiny powinien być: „niezgnuśniały, rzutki, zmotoryzowany”. Zaimponować jej można „wiedzą, a nie seksem„. „Bajerantom i gadułom z miejsca dziękuje”. A tym „niezdecydowanym mówi stop”. Ewentualne poznanie miałoby nastąpić w kawiarni. O sobie pisze tylko: 70 lat, „bardzo dobrze utrzymana, niebrzydka, wykształcona, twardo stąpa po ziemi”.

Starsza kobieta wchodzi na kładkę przy ulicy Czerniakowskiej w Warszawie
Starsza kobieta wchodzi na kładkę przy ulicy Czerniakowskiej w Warszawie•Fot. Przemek Wierzchowski / Agencja Gazeta

Największym problemem Janiny jest to, że dzwonią do niej siusiumajtki, tacy panowie 30-40 lat. A oni mają przecież zupełnie inne potrzeby. – Ja szukam człowieka, z którym mogłabym porozmawiać. Pewnie, że bliskość jest ważna: ten dotyk, podanie ramienia, to przytulenie się przy oglądaniu telewizji – i Janina spuszcza z tonu. Ale zaraz znów się denerwuje. – Delikwenci są bardzo różni. Szukają podpory, żeby włożyć tyłek do mieszkania, szukają kobiety, która pracowałaby na etacie, kochanki, gospodyni, sprzątaczki, praczki, bez zapłaty. Są wygodni. To bezczelność, głupota, która nie mieści się w żadnych ramach – oburza się Janina.

Męczą ją „te durne” telefony. Dlatego przeważnie zawsze jest tak samo: odpuszcza i nie zamieszcza ogłoszeń, ale nerwy jej mijają i znów publikuje. – Ta samotność, no niestety, jest przykra. Więc człowiek szuka. Gdzieś ta jedna perełka wśród tego barachła musi być – mięknie znów. Dziś jednak jest dzień, w którym Janina wątpi w istnienie tej jednej jedynej perły. Dziś widzi same barachło. Zna już dobrze całe to towarzystwo, „wszystkich tych graczy”.

JANINA

Nie jestem seksturystyką. Mój dom to nie hotel. Mężczyźni są przyzwyczajeni do tego, że zaraz pani zaprosi do domu, obiad postawi, wikt i opierunek, a i coś więcej. Ani nigdzie nie jeżdżę, ani nikogo do domu nie zaproszę. Pierwsze spotkanie w kawiarni. Najpierw rozmowa, wzajemna ocena, poznanie się, każdy potem płaci za siebie. Mnie mężczyzna musi zafascynować. Spotkałam się może z 7 razy. Pani wybaczy, ale jak stare chłopisko przychodzi w dresie albo takie zapyziałe, to się odwracam na pięcie i uciekam.

Z jednym panem Janina spotkała się, bo dobrze budował zdania. Opowiedział jej przez telefon, że miał piękną żonę. – Zwykle się nie maluję, ale na pyszczysko coś nałożyłam. Ust korale poprawiłam, na szyję też korale włożyłam. Idę na to spotkanie i nie widzę tego faceta – opowiada skrupulatnie. Zwalnia kroku i dostrzega, że w umówionym miejscu ktoś jednak stoi. Podchodzi bliżej i oczom nie wierzy. – 150 cm w kapeluszu może miał, spodnie do kolan w kolorowe kwiaty, koszula też w kwiaty. Wyglądał, jak Rumcajs z bajki – mówi jednym tchem. Zmierzyła go od góry do dołu i złośliwie zapytała, czy ma w domu lustro. – Kazałam mu więc w nie spojrzeć. Mężczyźni traktują kobiety, jak niewolnice. To obłęd. Gówno przez „rz” pisze, nic sobą nie reprezentuje i uważa, że każda na niego poleci – oburza się Janina.

Ostatnio wieczorem odebrała telefon. Po drugiej stronie 75-latek z Wrocławia. – Szuka pan przyjaciółki, do siebie, czy pan się przeprowadzi – zapyta od razu Janina. I słyszy, że pan ma samochód i od czasu do czasu mógłby do niej przyjechać. – 75-lat i chce z doskoku? Mnie jest potrzebny mężczyzna na stale, żeby mnie wpierał, żeby porozmawiał, doradził, żeby podał herbatę, jak na grypę zachoruję. A on mówi do mnie: ” ja bym się tak jeszcze popieścił”. Wysłałam go do cholery. Do pieszczot to trochę młodsi od niego – Janina nie spuszcza z tonu. Pytam wprost, po co się tak męczy? – Samotność, samotność, samotność, proszę panią. No właśnie o to chodzi, że jestem samotna, córka jedna wyjechała. Tu miałam liczną rodzinę, czasy są jakie są, młodzi się porozjeżdżali, została jedna siostra i koniec. Tak to wygląda.

Hanna, znalazła i postawiła warunek: „ślub”

Jak Hanna owdowiała 18 lat temu, to absolutnie nie myślała o ponownym zamążpójściu. A tym bardziej o szukaniu sobie chłopa. Chociaż została sama jak palec, bo nie ma dzieci. („Urodziła, ale były komplikacje, teraz by sobie z tym poradzili”). Ale teraz już wie, że źle żyć w pojedynkę. Lata lecą, chorób przybywa. Dostała cukrzycy. – Cukrzyk, proszę panią, nie może być sam. Jest wielkie ryzyko, bo jak nie zdążę wziąć cukru na czas, to mogę stracić przytomność – powtarza za lekarzem. Dlatego też Hanna regularnie od pięciu lat zamieszczała ogłoszenia w gazetach. Ale już przestała. W końcu będzie mogła powiedzieć lekarce, że nie mieszka sama. – Co prawda jeszcze nie wyszłam za mąż, ale znalazłam kogoś. Wydaje mi się, że uczciwy – mówi bez emocji.

Starsza pani przechodzi przez jedną z warszawskich ulic
Starsza pani przechodzi przez jedną z warszawskich ulic•Fot. Adam Stępień / Agencja Gazeta

Znają się od roku, utrzymują stały kontakt telefoniczny. On jest byłym policjantem. Hania uważa, że jest raczej prawdomówny. Udało mu się przejść jej test.

HANNA

Zahaczałam go i z tej i tamtej strony, a raczej panowie jak kłamią, to się gubią. Próbowałam go podejść, czy mówi prawdę. Jak opowiadał coś o dzieciach, to udałam, że nic nie pamiętam i znów pytam. A jeżeli dwa razy mówi to samo, to oznacza, że prawda.

Planują ślub, bo to był warunek Hani, dlatego, że jest młodsza. I co prawda, nie wygląda jego śmierci, ale kiedyś może odziedziczyć po nim wysoką emeryturę. Wszystko już ustalili: latem będą mieszkać u niego, zimą u niej, bo palić nie trzeba („ogrzewa ją miasto”). Pytam Hanię, czy jest szczęśliwa, bo w jej głosie ekscytacji i radości na próżno szukać. – No raczej tak. Miałam zwątpienie, że nikogo odpowiedniego nie spotkam. Ale tak, jak jest powiedziane: szukaj, szukaj, aż znajdziesz – odpowiada beznamiętnie. Zagaduję nieśmiało, czy się zakochała. – Miłość? Wydaje mi się, że za wcześnie. Może z jego strony tak, ja z rezerwą. To nie jest młodzieńcze zauroczenie, żeby się tam.. – urywa. I dodaje: – Wszystko po kolei.

Honorata, 75 lat, szuka: bez nałogów i bez długów

Honorata jest poetką, ale w ogłoszeniu nadto się nie rozwodzi: „Serce bez miłości jest bez wartości. Poznam pana po 70, bez nałogów i długów. Jestem wdową”. W drugim zdaniu mówi, że pochodzi z rodziny Kraszewskich. Sama też pisze wiersze, chodzi nawet do klubu poetów. Potem ni stąd, ni zowąd zmienia wątek i z zapałem, jednym tchem wyrzuca z siebie: – Dobrze się trzymam. Ważę 68 kg, mam 164 cm wzrostu, jestem drobnej kości, ale nie jestem gruba, chuda też nie. Codziennie robię gimnastykę. I znów szybka zmiana tematu: – Nieraz tylko człowiek popłacze oglądając zdjęcia. Najgorsze są zimowe wieczory. Ale układam sobie wiersze i mówię na głos. Na walentynki dwa wiersze powiedziałam, brawa były, że ojojoj – śmieje się. Teraz Honorata mieszka sama, córka wyjechała za granicę. Mąż nie żyje.

A do pewnego momentu miała poukładane życie. Była technologiem obuwia. Praca lekka, sprawdzała buty i stawiała pieczątki. Miała wspaniałego męża, który pewnego dnia wyszedł z domu. To było akurat po tym, jak sprzedali hodowle norek i lisów. Honorata uważa, że ktoś mógł pomyśleć, że ma przy sobie pieniądze. I może dlatego uderzył go w głowę. – Nie przyszedł na noc, zadzwoniłam na komendę, a potem dowiedziałam się, że jest w szpitalu. Mówi do mnie: „Honorciu, przynieś mi golarkę, bo ja do domu wychodzę”. Wycałowaliśmy się. A wieczorem przychodzi zapłakana wnuczka i mówi, że dziadek nie żyje. Napisali, że zator i na tym się skończyło – opowiada.

I szczęśliwe życie Honorki niedługo później też się skończyło. Ale wcześniej poznała wartościowego człowieka – tak jej się na początku wydawało. Nie palił, nie pił, czasami kieliszeczek w towarzystwie. Honorata mówi, że „był na miejscu”. – Był ze mną prawie rok – opowiada. Nagle dowiedziała się, że jej syn nie żyje. – Matka, która chowa swoje dzieci, to naprawdę coś strasznego – wzrusza się. Sama pojechała na pogrzeb, a kiedy wróciła nie zastała ani Stasia, ani wielu innych swoich rzeczy. – I tak żeśmy się rozstali. Jeszcze potem wydzwaniał do mnie i mówił: „kocham cię, słoneczko”, ale ja już się bałam – mówi z rozpaczą. I dalej ciężko jej komuś zaufać.

Antoni, 86 lat, szuka: na stałe, a nie na chwilowe bzykanko

„Emeryt inż., 180/90, po 80-tce, M-60 mkw., spod Warszawy, wiele zainteresowań, poznam panią w wieku 60-75 lat” – napisał konkretnie. – Pani tak szybko mówi, że ja dopiero za chwilę mogę to przerobić – powtarza kilka razy 86-letni Antoni. Wcale nie chce mnie zbyć, jest po prostu przygłuchy, ale bardzo chętny do rozmowy. O poszukiwaniu miłości to on może długo, bo „ma niesamowite rozeznanie”. W końcu próbuje znaleźć kobietę od 25 lat. Kiedyś ogłaszał się raz w roku, w ostatnich miesiącach zwiększył częstotliwość – do jednego ogłoszenia w miesiącu. Jeździ też na wieczorki zapoznawcze. – Ci ludzie się tam bawią, nie chcą wiązać się na stałe. Tylko się oszukują, byle wieczór był ładny – wytyka.

Mężczyźni równie często zamieszczają ogłoszenia w prasie i szukają partnerek, małżonek na starość
Mężczyźni równie często zamieszczają ogłoszenia w prasie i szukają partnerek, małżonek na starość•Fot. Flickr

Bo Antoni absolutnie nie jest żądny przygód, nie interesują go przelotne znajomości, dlatego ogłasza się zawsze w dziale matrymonialnym. – A dzwonią i pytają, czy ja chcę przyjaciela, czy chcę porozmawiać. Jak ogłaszam się w dziale matrymonialnym, to jest jednoznaczne, że chcę kogoś na stałe, a nie jakieś chwilowe bzykanie – wypala nagle staruszek. – Jeżeli znajdę kobietę, która będzie mi sprzyjać, to będę się starał, żeby to się skończyło czymś uczciwym. Nie będę hulał z kimś, kto opowiada głupstwa albo traktuje mnie jako przygodną zabawę. I jeśli nie ma w tym żadnego podtekstu uczuciowego – dodaje.

ANTONI

Ale na ten towar nie ma kandydatek. Liczę na to, że może ktoś się jednak znajdzie. Jeszcze jestem na absolutnym chodzie. Chociaż od dwóch lat czuję, że opadam z sił, chudnę. Jakby się jakaś opiekuńcza trafiła, tobym jakoś ją wsparł. Nie na zasadzie handlowej, bo na razie nie potrzebuję opiekunki. Szukam kogoś do miłości, w takim wydaniu jakie jest możliwe.

Antoni jest „rozwiedziony nietypowo”. – Moja żona przekwitała. I ni stąd, ni zowąd poszła w tango – mówi. Potem usłyszał, że się zakochała i odeszła. I od tego czasu szuka kogoś na jej miejsce. – Miałem bardzo dobre partie, nawet profesorskie. Ale po 2-3 latach wszystko się rozmywało. Ktoś na chwilę wyjechał i już nie wrócił. Oprócz tego budowałem dom, prowadziłem warsztat, jeździłem po świecie i robiłem pieniądze – mówi zrezygnowany. Teraz wieczorami analizuje, co i dlaczego poszło nie tak. – Wyciągam wnioski, bo jestem bardzo samotny. Bardzo mi ta samotność dowala. Jestem człowiekiem, który sprzyja ludziom, empatycznym. Żaden tam pyskaty gość. Nie wiem, czemu nikogo nie mogę znaleźć.

Antoni był oficerem. Ożenił się z „potężnej miłości”. Ale później okazało się, miłość nie jest równoznaczna ze szczęściem.

ANTONI

U nas była miłość, ale nie okazywaliśmy sobie uczuć. Nasi dwaj synowie też nie mieli ciepła. Jeden i drugi się ożenił. Teraz się rozwiedli. Mają zaufanie do obcych, a do rodziców nie za bardzo, chyba dlatego, że nie było ciepła. To są bardzo kochane moje dzieci, ale widzę, że dosłownie nie wynieśli z domu tej miłości. Nic nie spada z nieba.

– Dzieci wiedzą, że Pan szuka? – Jeśli wiedzą, to tylko połowicznie. Między nami są bardzo dobre układy, szczególnie, że ja ich kocham i im pomagam, a oni mnie szanują. Mają we mnie autorytet, ale nie odzywamy się do siebie specjalnie. Oni nie mają tej potrzeby. To bardzo smutne – kończy Antoni.

Jan, 69 lat, szuka: do życiowego wsparcia

Pisze o sobie: „wolny, biedny, odrzucony przez dorosłe dzieci”. Pozna panią: „w zbliżonym wieku, w podobnej sytuacji, do wspólnego, trwałego, życiowego wsparcia”. I Jan apeluje, by zgłaszały się do niego kobiety z wyłącznie poważnymi ofertami. – Dzwoni do mnie 82-latka i pyta, czy jestem aktywny seksualnie, no myślałem, że klęknę. Każdy chce się tylko zabawić, wykorzystać, a nie myśli, żeby z tą drugą osobą spędzić kolejne dni życia – oburza się Jan. Ogłaszał się w zeszłym miesiącu, ale nikt ciekawy nie zadzwonił. Do swojej notki dodał adnotację: przeczytaj zanim zadzwonisz. – Poskutkowało, zmniejszyła się ilość zgłoszeń – mówi.

Starsi ludzie w Radomiu
Starsi ludzie w Radomiu•Fot. Karol Piętek / Agencja Gazeta

Jan jest rozwodnikiem, samotny od 11 lat. Ma dzieci. – Ale co będą się biednym ojcem zajmować. Każdy ma swoje kłopoty, a jeżeli dobrze mu się powodzi, to o rodzicach się zapomina – opowiada ze smutkiem. Zdecydował się zamieścić ogłoszenie, bo chciałby z kimś być. – Ale przeżywać to samo, co się przeżywało kilka lat temu, to też nie ma sensu. Ile jest takich pań, które co pół roku sobie zmieniają facetów. Pojedzie gdzieś, miło spędzi czas, a później powie „spi*** dziadu” – oburza się Jan. Denerwuje się też, gdy odbiera telefon i słyszy całą serię pytań o to: dlaczego do tej pory nie ma chałupy; jaką bryką jeździ; jaką miłość preferuje; czy lubi miłość francuską; czy gdzieś razem wyjadą.

JAN

Pytam, gdzie: w góry czy nad morze, ale słyszę, że koniecznie musi to być wycieczka zagraniczna. Więc pytam, kto ma za to płacić i wtedy słyszę „no jak to kto, ty”. Ręce opadają po trzech dniach. Trzeci raz daję to ogłoszenie, ale nic na siłę, bo do tanga trzeba dwojga. Konkretnej osoby szukam, a nie zabawy. Turystą nie jestem, żeby latać z jednego końca Polski na drugi.

– Kobiety potrzebują mężczyzn na wczoraj, nie na za tydzień, dwa. Grypa mnie zmogła, więc uznały, że wynalazłem chorobę, bo nie chcę przyjechać. A jakie potem bluźnierstwa leciały – opowiada.

AGATA DROZDOWSKA

biuro matrymonialne Ostoya

Biura matrymonialne przeżywają teraz oblężenie. Zgłaszają się do nas osoby w różnym wieku. Mamy też grupę w wieku 60-90 lat. Nasz najstarszy klient miał 90 lat i nie szukał partnerki, tylko żony. Nasi klienci najczęściej szukają przez biuro, bo w ten sposób mogą trafić na osoby, których nie interesuje sponsoring czy wyłącznie seks. A tacy często się trafiają. Był u nas pan, który miał około 80 lat i musiałam go z biura skreślić za nadgorliwość seksualną. Były na niego skargi, on deklarował, że na spacery chodził nie będzie, wprost mówił, że spotykamy się u niego, dwa razy w tygodniu. Ciekawa jest też historia 90-latka. Trudno było uwierzyć, że ma tyle lat. Był dziarski, grał na giełdzie, wdowiec, bezdzietny. I mieliśmy panią, która dokładnie takiego kandydata szukała. Wiek nie był dla niej przeszkodą. A im starszy, tym lepszy. Bo proszę pamiętać, że przez biuro szuka się nie tylko miłości życia, ale i stabilizacji. Także to historia, która skończyła, a właściwie zaczęła się ślubem.


Mirosław, 78 lat, szuka: towarzystwa

„Anons od Mirosława. 78/169/79, samotnego, wykształcenie wyższe”. Krótkie, ale jakie skuteczne ogłoszenie. Bo do Mirosława dzwoniło już wiele kobiet. Nie wie dokładnie ile, bo nigdy nie liczył. Ogłasza się mniej więcej dwa razy w roku. I już sporo pań do niego zawitało. – Przeważnie przyjeżdżają na wakacje. Mają spanie, jedzenie, trochę mi tam pomagają – opisuje znudzony Mirosław. Mój telefon przeszkodził mu w robieniu obiadu. – A pani może ma na mnie ochotę? Za stary jestem? A widzi pani ile mam lat, ile ważę, ile mam wzrostu” – pyta bez ogródek.

Starsi mężczyźni równie często, co kobiety szukają miłości w gazetach
Starsi mężczyźni równie często, co kobiety szukają miłości w gazetach•Fot. Tomasz Stańczak / Agencja Gazeta

Mirosław jest starym kawalerem. Za młodu do żeniaczki mu się nie spieszyło. Lata leciały i teraz łapie się za głowę, bo nie ma ani żony, ani dzieci, ani wnuków. – Co ja sobie narobiłem – mówi przerażony.

MIROSŁAW

Koledzy poumierali, albo mieszkają daleko, albo są kulawi, chorzy. A ja dość zdrowy jestem. Po co ja ich słuchałem, jak narzekali na swoje żony i teściowe. Prawdopodobnie niesłusznie, to oni byli bardziej winni. Mówiłem, że ja to sobie poczekam. Później zacząłem studiować na wieczorówce, potem miałem problem zdrowotny. I tak zostało.

– Samemu źle. Już tu kartofle obrałem, kurczaka trzeba piec. Bałagan mam w domu – żali się. – Szuka pan sprzątaczki i kucharki? – dopytuję. – Szukam sobie kobiety, która by już była ze mną na zawsze, jako konkubinat czy małżeństwo – mówi beznamiętnie. Udało mu się poznać już niejedną, ale najczęściej były to panie z głębi Polski. – Miejscowe, z mojego regionu, to powiem szczerze, dziwne kobiety. Te z centralnej Polski są fajne, ale przecież ja się tam nie przeniosę. One też nie chcą. Więc wiosną i latem nadmorskie mieszkanie Mirosława zamienia się w hotel.

MIROSŁAW

To jest turystyka matrymonialna. Przeważnie w lecie i w wakacje. W zimie nie ma chętnych na przyjeżdżanie. Mieszkam w dużym nadmorskim mieście, to dosyć atrakcyjne miejsce dla pań. Rozumie pani, hotel, jedzenie, pobyt tutaj – to wszystko by je kosztowało. U mnie mają za darmo. Turystyka matrymonialna pod pozorem poznania się, panie lubią sobie przyjechać i pobyć.

Mirosław narzeka, że kobiety wcale nie szukają miłości, partnera, a pieniędzy. – Poznałem panią z Elbląga, która jednego pana oskubała z mieszkania, i zionie, i zionie. Nawet nie potrafiła ukryć tego, że jej chodzi głównie o pana, po którym można by szybko zdobyć mieszkanie – opowiada Mirosław.

Potem przerywa znów: – A mamuśka wolna, do wzięcia? – pyta. – Ale przecież pan nie szuka miłości – odpowiadam. – Widocznie mimo wszystko samemu jest mi dobrze. Stękam, że muszę gotować, sprzątać, ale przynajmniej nikt mi nad głową nie bredzi. Wiem, że będę miał tu w wakacje wizyty. Wiem, że jedna pani, która była u mnie trzy razy, odwiedzi mnie. To bardziej taka towarzyska znajomość – ciągnie Mirosław. Ale szybko dochodzi do wniosku, że za długo rozmawiamy i przerywa. – No dobra, to idę zupę gotować.

Kazimierz, 66 lat, szuka: babeczki na wycieczkę
„Domator, zadbany, niepalący, z poczuciem humoru. Uwielbiam wypady na łono natury. Ty – zadbana, ugodowa, uczciwa, bez większej nadwagi i problemów życiowych”. I Kazimierz obiecuje, że dla przyszłej pani będzie „na pewno lepszy, niż samotność”. Długo się ogłaszał i wydzwaniał, ale już chyba brakło mu sił. – Jeżeli mam poznać jakąś babę, która patrzy na kasę, auto, to jednak wolałbym zostać sam. Chciałbym poznać skromną, fajną babeczkę, żeby wyjechać z nią na wycieczkę. Ale do tej pory mi się nie udało – mówi zawiedziony.

KAZIMIERZ

W dzisiejszych czasach najtrudniej jest o kogoś zupełnie normalnego. Co która do mnie dzwoni, to najpierw pyta mnie o to, ile mam emerytury, jakie mam auto. Czy to jest normalne? Chciałbym spotkać kogoś normalnego, zwykłego, żeby wyjechać nad wodę, w góry. A o kogoś takiego jest bardzo trudno.

Polecano Kazimierzowi, by w sanatoriach poszukał kobiety. Dostał przydział, ale wcześniej dowiedział się, co tam się wyprawia. – Przepraszam bardzo, ale dla mnie sanatoria – niech się pani nie gniewa za takie wyrażenie – to kur***wo. Tam jeżdżą mężatki i się pie***lić – mówi Kazimierz. – Jak miałem jechać do sanatorium, żeby przelecieć jedną, czy druga babkę i później przyjechać i znowu być samotny, to po co? Ja po prostu chcę poznać kogoś, żeby wyjechać nad wodę, na grilla, a nie do sanatorium, żeby zaspokoić się seksualnie.

Starszy pan dokarmia gołębie w Katowicach
Starszy pan dokarmia gołębie w Katowicach•Fot. Marta Błażejowska

Kazimierz robi wszystko, żeby nie zanudzić się w domu. Ma dodatkową pracę, mimo że jest na emeryturze. – Nie jestem samotny, bo mieszkam z córką, ale ona ma swoje życie. A ja mam swój pokój. Patrzę w telewizor i w sufit. Nic więcej. I to jest właśnie ta moja samotność.

Imiona niektórych bohaterów zostały zmienione.

http://natemat.pl/206761,86-letni-antoni-szukam-na-stale-a-nie-na-chwilowe-bzykanie-bo-samotnosc-mi-dowala-czyli-o-milosci-starych-ludzi

Samotność umierania!

Kiedy jesteśmy młodymi ludźmi, to nie zastanawiamy się nad starością.

Biegniemy przez życie, bo dom, bo praca, bo rodzina i nawet nie obejrzymy się, że na pstryk – starość puka do bram.

Nagle stajemy się powolniejsi, bardziej niezdarni i wkradają się niechciane choróbska.

Odchodzą dzieci, a często też odchodzi współmałżonek i zostajemy sami jak palec.

Jakże często dzieci mieszkają na drugim krańcu  kraju i te spotkania i odwiedzimy są sporadyczne, bo dzieci też mają swoje, ważne życie.

Nagle stajemy się samotni i okropnie opuszczeni.

Wszystko jest dobrze, jeśli jeszcze, jako tako dopisuje nam zdrowie i jesteśmy w stanie coś sobie kupić do jedzenia,  ugotować i o siebie zadbać.

Wszystko jest dobrze jeśli możemy wyjść na spacer, spotkać się ze znajomymi i porozmawiać z kimś w parku.

Wówczas ten dzień jest bardziej przyjazny, bo jeszcze mamy siłę pokonać schody, jeśli mieszkamy wysoko.

Wszystko jest dobrze jeśli potrafimy znieść swoje towarzystwo w czterech ścianach.

Nasze społeczeństwo starzeje się w zastraszającym tempie. Na osiedlach mieszkają już przeważnie starzy ludzie, bo młodzież jedzie za lepszym życiem i goni za pieniądzem.

Obserwuję starych ludzi na moim osiedlu, na którym w każdym miesiącu odchodzą na tamten świat starzy ludzie.

Robi się pusto, bo znajome twarze znikają na zawsze.

Obserwuję ludzi starych i wiem, że żyją samotnie i nawet jeśli mieszkają w jednym bloku, to nie przyjaźnią się ze sobą.

Każdy zamyka się w mieszkaniu i przekręca klucz na dwa razy, aby absolutnie nikt nie zakłócał mu spokojnego, choć samotnego życia.

Ludzie teraz nie chcą kompletnie siebie odwiedzać, tak jak to bywało kiedyś.

Ludzie się obrażają za wszystko. Potrafią zerwać jakieś sąsiedzkie zażyłości, bo nie chcą żadnego kontaktu i tak wpędzają się w samotne bytowanie.

Co się dzieje, jeśli złoży choroba? Nikt takiej osobie nie pomoże. Nikt nie kupi bułki, czy mleka i nie  zaprowadzi do lekarza. Do drzwi nie zapuka nawet pies z kulawą nogą i nikt nie spyta o zdrowie.

Nie jestem gołosłowna, bo znam przypadki, kiedy chora osoba, taka bez sił, pozostawiona jest sobie tylko i nikt w klatce nie wie, że tam gdzieś za ścianą toczy się dramat.

Dopiero, kiedy zobaczą w mieście klepsydrę są zdziwieni, że nie wiedzieli nic, bo może by pomogli. Powspominają, pójdą na pogrzeb i tyle, a może gdzieś tam za następną ścianą też ktoś umiera samotnie, ale życie toczy się dalej.

Przyjedzie rodzina z daleka i wywali wszystkie rzeczy po zmarłym, a potem kłóci się o majątek i tyle po nas zostaje.

Piszę o tym, gdyż przyjaźń między ludźmi, to już rzadkość i wyjątek. Wszyscy będziemy umierać coraz bardziej samotnie, tylko dlatego, że zamykamy się w swoich domach na dwa spusty, aby tylko za życia nikt nam nie przeszkadzał.

Czy się mylę? Raczej nie, bo obserwuję, że coraz częściej ludzie mieszkają obok siebie latami, a nie znają swoich nazwisk.

Taki znak czasów i to się już nie zmieni, a przecież dawnymi czasy umierało się w otoczeniu rodziny, a trumna otwarta stała nawet i trzy dni w domu. Był czas się pożegnać. 

Teraz ludzie umierają przeważnie w szpitalach i z łóżka trafiają do lodówki. Ktoś obcy zmarłego ubiera i szykuje do pogrzebu, a nie rodzina i to też jest znak czasów. Wszystko się zmieniło, aby jak najszybciej pozbyć się zmarłego.