Archiwa miesięczne: Sierpień 2014

Święto Blogierów!

Pewnego dnia, tuż po wypiciu kawy,

pomysł wpadł mi do głowy łaskawy.

Będę bloga w sieci pisała

tak moja stara głowa sobie pomyślała.

Pierwsza notka taka niemrawa wyszła,

trochę drżąca, bojąca i nieśmiała taka,

taka  od sasa do lasa, ni taka, ni siaka.

zupełnie bez pomysłu pisana, ale za to,

 następna już była bardziej śmiała i przemyślana.

I tak od ponad roku się już kręci,

by pisać  codziennie – coś gna i nęci,

Kochani blogierzy, których poznałam,

z okazji święta blogiera, życzę Wam

bezkresnej weny i nie ograniczonych niczym tematów

i wspierajmy się, lubmy się,  czytajmy, komentujmy.

Do następnego święta,

wszystkiego dobrego, życzy

Ela uśmiechnięta 😀

Seks z osobą niepełnosprawną

Adam bardzo kochał swoją rodzinę i był pełen poświęceń. Brał po pracy fuchy, bo był dobrym fachowcem i budował ludziom domy. Akurat w okolicy powstało osiedle domków jednorodzinnych, a więc pracy było moc. 

Dzieci rosły i ich potrzeby także, a w międzyczasie zbudował dom dla swojej rodziny, aby żyło się im wygodnie, bo w domu była trójka dzieci, a on marzył zawsze o dużej rodzinie. Kochał swoją żonę, która nie pracowała, bo uważał, że jako mężczyzna musi im zapewnić dostatnie życie, gdyż w końcu jest mężczyzną z krwi i kości. Taki dumny z niego facet był. 

Żona miała się opiekować dziećmi, gotować im i opierać i na to się zgodziła, choć gdzieś tam z tyłu marzyła by do pracy wrócić jak najszybciej, by realizować się zawodowo, ale póki co, zgodziła się na taki układ.

Byli szczęśliwą i wzorową rodziną, podziwianą przez sąsiadów. Nikt im nie mógł niczego zarzucić, gdyż dom był zadbany i wyjątkowo ułożone dzieciaki. Koło domu powstał piękny ogród i to było dzieło jego żony. Lubiła grzebać w ziemi, kiedy dzieci przebywały w szkole. Ogród był jej pasją i wciąż coś przesadzała, albo przycinała. Kochał ją za to i podziwił jej zmysł ogrodniczy. Był z niej dumny i pragnął przynosić do domu więcej pieniędzy, a więc pracował bardzo dużo.

Zawsze czekała na niego z gorącą kolacją podczas, której omawiali swoje sprawy i dzielili się tym, jak minął dzień. Ich intymne życie było bardzo sporadyczne, ale śmiali się, że kiedyś to nadrobią. 

Jeden telefon zwalił jego żonę z nóg. Jej mąż miał groźny wypadek samochodowy i przebywa w szpitalu. Natychmiast udała się do szpitala, kiedy lekarze robili mu operację, bo stan był na tyle ciężki, że natychmiast wymagał pomocy lekarzy.

Po operacji lekarz ją powiadomił, że być może, ale jej mężowi grozi wózek do końca życia. Obrażenia były na tyle groźne, że kręgosłup doznał wielu urazów.

Nie wierzyła i miała nadzieję, że to tylko takie gadanie. Minęły miesiące i jej mąż poddany rehabilitacji został jednak na wózku, a ćwiczenia nie przynosiły żadnych efektów.

Kiedy wrócił do domu, wymagał całodobowej opieki, ale ich życie zamieniło się w szpital. Wózek, wyciągi i codzienna pielęgnacja męża ją przeraziły. Przerosło ją to wszystko i się załamała. Nie mogła patrzeć na swojego męża – inwalidę. Nie miała sił i odeszła od niego razem z dziećmi. Nie zatrzymywał jej, gdyż jego duma mu na to nie pozwalała, choć wył z rozpaczy, że nigdy już jej nie przytuli i nie nadrobi z nią tego obiecanego seksu.

Sprzedał ten duży dom i kupił mniejszy na obrzeżach miasta. To był dom przystosowany dla osoby niepełnosprawnej i powoli do siebie dochodził, tłumacząc sobie, że nie wolno się załamywać.

Z czasem brakowało mu kobiety. Był jeszcze młodym facetem i co z tego, że na wózku. Siedział dużo w sieci i przeglądał fora dla takich ludzi jak on. Dowiedział się, że można zapłacić za towarzyszkę niedoli, która przyjedzie i zrobi, co do niej należy.

Zadzwonił i przyjechała do niego niepozorna blondynka, która była profesjonalistką. On nigdy nie zapomni tej nocy, kiedy zajęła się nim, niepełnosprawnym z taką delikatnością i czułością. Czuł się jak dziecko prowadzone w krainę szczęśliwości i pierwszy raz poczuł się tak zaopiekowany i obsłużony. Płakał kiedy odchodziła i prosił o więcej, bo dawno nikt nie zwrócił takiej uwagi na jego potrzeby.

Zawarł umowę z tą kobietą, że zapłaci każde pieniądze, aby zawsze miała dla niego czas i tak się też stało, gdyż ta kobieta najbardziej na świecie rozumiała potrzeby niepełnosprawnego. Była na każdy jego telefon, a po roku znajomości wzięli ślub, bo jemu nie przeszkadzało, że jest prostytutką, a jej, że on jest niepełnosprawny.

Ps. W Polsce żyje podobno 5,5 miliona osób niepełnosprawnych i jak myślicie, kto zaspokaja ich potrzeby seksualne, kiedy opuszcza ich rodzina, albo nigdy jej nie mieli?

W Polsce zaczyna się dopiero dostrzegać ten problem, kiedy w innych krajach istnieją agencje obsługujące tylko osoby niepełnosprawne i oby u nas w kraju ten problem, przestał być problemem, a normalną koleją życia.

Nie zaszalałam w tym życiu :)

Dzień dobry 🙂

Tak sobie od rana myślę, że nie zaszalałam w swoim życiu, nic, a nic. Taka ze mnie spokojna kobieta była i jest. Tylko tu i teraz i ani krok w bok. Zawsze taka zachowawcza, poukładana, w miejscu stworzonym na swoje życiowe potrzeby. Z tym samym partnerem życiowym od prawie 40 lat – to chyba chore, co nie? Ha ha.

Kto porusza się w sieci, ten wie jak zajrzeć na strony portali plotkarskich i zna ich nazwy, jak choćby sławny „Pudelek”. Proszę się nie wymigiwać, bo każdy tam zagląda, choć nie wszyscy się przyznają, bo to niby wstyd podglądać cudze życie i czytać, co tam u elit z wielkiego i rodzimego świata, słychać. Lubimy wiedzieć i podglądamy, choć nie we wszystko wierzymy.

Wchodzimy i czytamy, że oto ktoś się rozstał z długoletnim partnerem, czy partnerką i niezależnie ile dzieci jest z tego związku. Nagle dowiadujemy się, że po dwóch tygodniach jakiejś znajomości z nowym partnerem, wybucha namiętna miłość i poprzedni partner idzie w odstawkę, a dzieci są między młotem, a kowadłem.

Zastanawia mnie z jaką łatwością ludzie się rozstają i z jaką łatwością sprzedają swoje nowe miłości w tabloidach. Zastanawia mnie fakt, że po drodze krzywdzą swoje dzieci, wplątując je w nowe, zupełnie inne położenie. Podam przykład, bardzo jeszcze głośny, kiedy to Zbigniew Zamachowski zostawił byłą żonę z dziećmi i poszedł do Moniki Richardson, która też swoje dzieci ma. 

Takich przykładów jest więcej oczywiście, bo ludzie wciąż się rozstają i zakochują, oraz biorą śluby i korzystają z życia ile się da. 

Mamy jedno życie – wszyscy i myślę sobie, że ja jakaś głupia jestem, będąc tyle lat z jednym partnerem, w którym jestem wciąż zakochana, jak nastolatka. Nigdy mi do głowy nie przyszło, aby go zostawić i poszukać kogoś innego i świeżego. Nie potrafiłabym iść gdzieś indziej i zostawić to wszystko, co udało mi się w życiu zbudować.

Moje życie chyba dla innych, to totalna nuda, bo znam panie, które za mąż wychodziły nie dwa razy, ale czasami i pięć. Porzucały starego męża i szły w ramiona innych panów i najlepiej, aby mieli zasobny portfel i co najważniejsze sprawny „korzeń”. 

Różnie się takie migracje kończyły, bo często kiedy przyszła starość, owe panie zostawały z niczym, ale co się nażyły, nakochały – to ich. 🙂

A ja, spokojna prowincjuszka, żyję sobie ze swoim staruszkiem i nie żałuję niczego i niech dalej to moje spokojne życie się toczy wiele lat, gdyż nie oczekuję nic więcej.

A inni, a co mnie oni obchodzą! Czasami tylko pokiwam głową z ubolewaniem, że tak potrafią sobie to życie zagmatwać i czasami po prostu – spieprzyć.

Rodzić trzeba z głową!

Urodziłam dwoje dzieci z pełną odpowiedzialnością. Jako matce zależało mi bardzo i mojemu mężowi, aby móc zapewnić im to minimum, aby je nakarmić, ubrać i oczywiście wykształcić w przyszłości. Po to się rodzi dzieci, aby po sobie coś fajnego zostawić, a także mieć kogoś do kochania. 

Dla mnie dzieci to największa wartość, jaką po sobie zostawię. Nie kariera zawodowa, która jakaś tam była, ale gdy przestałam pracować, nagle wszyscy zapomnieli, że kiedyś byłam w tym zakładzie pracy, czy urzędzie. Nagle urywają się telefony od koleżanek z pracy i człowiek zostaje sam na tej emeryturze, ale dzieci nie zapominają i dlatego warto je mieć, gdyż od nich telefon nigdy nie milknie, jeśli nie mają czasu wpaść do starszych rodziców.

Nie chciałam mieć nigdy trzeciego dziecka, bo z dwojgiem czasami było ciężko finansowo i trzeba było dobrze główkować, aby starczyło na rachunki i przede wszystkim na podstawowe potrzeby dzieci.

Myślę, że te 30 lat temu i tak było łatwiej, bo dzieci nie miały tak wiele pokus. Najczęściej bawiły się na podwórku z innymi dziećmi, a sklepy nie były tak zasypane kolorowymi zabawkami jak jest to obecnie. Widzę po swoich wnukach ile mają tych wszystkich kolorowych zabawek i przypominam sobie, że moje dzieci ich tyle nie miały, a jeśli, to były to proste zabawki z drewna, jak kolorowe klocki i do tego kilka lalek. Dzieci obecnie bawią się zabawką pięć minut, która za chwilę idzie w kąt, a moje dzieci bawiły się zabawkami bardzo długo. Tak to sobie kombinuję, ale do rzeczy.

Premier Tusk zapowiedział w ostatnim wystąpieniu w Sejmie, że będą jakieś dodatki dla rodzin wielodzietnych i chwała mu za to, choć nie wiem, czy uda mu się to wcielić w życie i o jakich kwotach tu mowa.

Uważałam zawsze, że będę miała tyle dzieci, aby było mnie stać je utrzymać razem z mężem i abym nigdy nie musiała wyciągać ręki do pomocy społecznej i abym nigdy nie oczekiwała na państwową mannę z nieba. To chyba by mi uwłaczało i daleka byłam, abym rodziła kolejne dziecko, kiedy w portfelu świeci pustkami.

Żyją obok nas rodziny wielodzietne, które nie mają często, co włożyć do garnka, aby nakarmić kolejne, przychodzące na świat dziecko. Nie mają na początku na pieluchy, potem na ubrania i książki i wiążą z ledwością koniec z końcem i oglądają się na pomoc ze strony instytucji do tego powołanych. Matka bez wykształcenia, a ojciec popijający, ale co rok to prorok i stawiam tu pytanie – dlaczego ludzie nie myślą, gdy w dzisiejszych czasach można regulować swoją płodność. Dlaczego ludzie nie interesują się antykoncepcją i powołują dzieci skazane na biedę? 

Nie mam nic do rodzin wielodzietnych i niech kobiety rodzą ich nawet dziesięć w swoim okresie rozrodczym, ale niech robią to z odpowiednim zabezpieczeniem finansowym, bo kiedy w domu jest bieda, to żyją w nim ludzie egoiści. 😦

Nadmienię, że wiara nie ma nic do świadomego rodzicielstwa – tak myślę!

Żony policjantów – dwie historie

A to było tak:

W latach siedemdziesiątych w małym miasteczku się pobrali. Na uroczystość w Urzędzie Stanu Cywilnego przybyli najwięksi oficjele tutejszej Milicji Obywatelskiej. Ona ubrana skromnie, ale bardzo elegancko. Była śliczną dziewczyną z burzą czarnych włosów, upiętych w najmodniejszy kok. On, wysoki brunet w mundurze ze sznurem, zapięty na ostatni guzik, prezentował się jak malowany. Pasowali do siebie i tworzyli prześliczną parę.

Po życzeniach i lampce szampana wręczono im od milicyjnych gości – sokowirówkę. Na tamte czasy to był ekstra prezent, z którego najbardziej cieszyła się ona.

Czas na wesele, a więc w wynajętym lokalu grała orkiestra w mundurach i wszyscy doskonale się bawili. Młodzi grajkowie nie mogli się nadziwić, że panna młoda jest taka śliczna i to powiedzieli matce panny młodej. Taka była dystyngowana i taka inna od innych pań młodych.

Potem nastąpiła proza życia. On pracował w prewencji na zmiany, a więc często w nocy nie było go w domu. Nie sprawdzała go i ufała bezgranicznie. Czasami prosiła, aby przyjechał w czasie służby i ją przytulił, aby sen miała spokojny.

Urodziła mu dwoje dzieci w przerwie trzech lat. Dziewczynki rosły zdrowo, a ona zajęta domem i dziećmi nie zauważyła, że on kąpie się i stroi przed każdą nocną służbą. Przecież to takie naturalne, że chce być świeży na swoich służbach, by koledzy nie posądzili go o niechlujstwo.

Zaczął pracować więcej i więcej, ale dla niej był to znak, że skoro pracuje więcej, to się stara i przyniesie większe pieniądze.

Przyszedł do domu dobrze wypity i kiedy ona na niego czekała już w łóżku robiąc mu wyrzuty, że nie powinien pić w pracy, wyciągnął pistolet i lufę skierował w jej stronę.

– Zabiję cię, bo jesteś zrzędliwą babą – i w tym momencie pistolet się rozsypał mu w dłoniach, a więc uszła z życiem. Wezwała milicję, ale przyjechali jego kolesie i sprawie ukręcono łeb.

Pił coraz więcej i tłumaczył, że to z powodu stresu w pracy. Rozumiała i znosiła to wszystko, bo wciąż go kochała.

Dowiedziała się, że na tych nocnych służbach zmajstrował jednej, takiej dziecko. Okazało się, że pani była szeroka w kroku i chętnie przyjmowała w swoim domu milicjantów, którzy dowozili w nocy alkohol swoimi służbowymi sukami. Balangom nie było końca, a ten dom, tej pani wsławił się w mieście jako przystań milicjantów.

Zrozumiała, że dlatego chciał ją zastrzelić, aby iść do kochanki i rozpocząć nowe, rozrywkowe życie. Stała mu na drodze do nowej miłości i szczęścia, a więc chciał się jej pozbyć.

Tamta urodziła mu córkę, ale nie odszedł, gdyż nagle puknął się w łeb, że ta jego kochanka to latawica i dawała jego kolegom też. Błagał o przebaczenie, ale stres go zjadł na tyle, że dostał zawału serca i opuścił żonę i kochankę. Kwiaty nosi na grób tylko żona, bo kochanka bawi się dalej.

 

Kilkanaście lat po tym Katarzyna też wyszła za mąż, ale już za policjanta. Wszyscy ją ostrzegali, że policjant, to cholernie zła partia, bo to jest specyficzna grupa zawodowa, która kompletnie nie nadaje się, by rodzinę zakładać. Nie słuchała i wierzyła, że jej się uda i koleżanki bredzą i jej zazdroszczą tak przystojnego mężczyzny.

Poznali się na domówce jej koleżanki i od razu wpadli sobie w oko. Przetańczyli ze sobą całą noc i przegadali. Była wniebowzięta, że mając około trzydziestki wreszcie trafiła na tak interesującego faceta.

Po roku wzięli ślub i otrzymali służbowe mieszkanie. On jeździł na akcje, bo pracował w kryminalnym. Wiele widział i szczycił się wśród kolegów tym, iż był najbardziej skutecznym. Był dobry w swojej robocie, ale to była praca bardzo stresująca, a więc często zbierali się w zakamarkach komisariatu i chlali na umór, a Komendant udawał, że nic nie widzi. Tolerował to, bo chłopakom należy się odskocznia i kiedy przyszła na skargę, że jej mąż pije na terenie, obiecał, że wezwie go na rozmowę, ale raczej nie wezwał, bo jej mąż chlał coraz więcej, pod przykrywką własnego szefa.

Kiedy robiła mu wymówki i biła się o jego godność, ten przychodził i od progu walił ją pięścią w twarz. Twierdził, że ma się zamknąć i nie fikać, bo nie takie numery on w pracy widział i ma być posłuszną.

Przychodził do domu i okładał ją ile wlezie. Miał pretensje o wszystko i choć nie mieli dzieci, to ona służyła mu za worek treningowy za przyzwoleniem kolesi z pracy, którzy udawali, że nic się nie dzieje.

Chowała przed światem te swoje siniaki i tak przeżyła z nim dziesięć lat. Nie mogła dobić się sprawiedliwości, bo wszyscy wiedzieli, że ją bije, ale wszyscy chronili świetnego policjanta.

Pewnego razu nie wytrzymała i uzbroiła się w kuchenny nóż i wbiła go mu prosto w serce. Nagle stała się wolna od przemocowca i agresora, ale sąd postanowił, że zamordowała męża, nie dając jej cienia na obronę. Odsiaduje karę 25 lat za kratami za to, że jej mąż ją chciał zaszczuć i zrobił z niej ofiarę ciężkiej pracy w policji.

Podsumowanie: Praca jak praca, ale kochane kobiety – nigdy nie wychodźcie za policjantów, gdyż jest to najbardziej stresogenna grupa zawodowa, nie radząca sobie z emocjami i od lat siedemdziesiątych nic się nie zmieniło i nie zmieni. To jest grupa, wypasionych osiłków, którzy idąc w tę służbę uważają, że wszystko im wolno i zatracają się w swojej władzy, raniąc, bijąc, maltretując, bo sami nie radzą sobie z alkoholem, kochankami, kłamstwami, a najbardziej ze sobą!

Jeśli się mylę, to sorry.

Dziś jest moje święto :)

Urodziłam się 28.08. – ale roku nie nie zdradzę he he. Tak sobie myślę, że moja data urodzenia nie jest szczęśliwa z powodu tego, co dzieje się się na świecie, choć ja cieszę się, że na nim jestem, mimo, że starsza o rok, ale może i mądrzejsza?

Wstałam dziś rano, włączyłam telewizor i od razu dostałam po uszach, bo niezależny obserwator powiadomił mnie, iż wojska rosyjskie wykroczyły na Ukrainę i zajmują ukraińskie wioski. Pokazali, że giną niewinni ludzie, a ich domostwa płoną, a za chwilę ogłoszono, że właśnie zaczęła się trzecia wojna światowa!

Wiecie jak zrobiło mi się przykro, że zamiast szykować się do świętowania, to zadrżałam ze strachu o to, co może się jeszcze wydarzyć, bo z Rosji popłynęły rozkazy, by zabijać ludzi i zdobywać nowe tereny, a więc może i zahaczyć niedługo o Polskę!

Wszystko jest możliwe i mamy prawo się bać i ja się autentycznie boję tego nieobliczalnego człowieka. 

Wczoraj jadąc na grzyby tak mimochodem sobie rzekłam, że chyba po naszych lasach nie będą jeździły ruskie wojska, tak jak kiedyś jeździli Niemcy, ale już dziś nie jestem tego taka pewna. Obleciał mnie blady strach i dlaczego na stare lata ktoś każe mi się bać? Dlaczego ludzie są tacy pazerni, jakby mieli zamiar ze sobą to wszystko zabrać do grobu!

Nie pojmuję i nigdy nie pojmę, a wojny boję się okropnie, jak chyba wszyscy, ale postanowiłam otrzepać się z tego strachu i mimo wszystko świętować. 🙂

Pada komenda – jedziemy na grzyby!

No i nastał sezon grzybowy, a więc pada komenda i jedziemy na grzyby? Odpowiedź – jedziemy! Wskakujemy w ciuchy do lasu, szykujemy koszyki i małe nożyki i wyruszamy w trasę dobrze nam znaną od lat. 

Jesteśmy szczęściarzami, bo mieszkamy w okolicy, że lasów nie brakuje, a więc za pół godziny jesteśmy w naszym lesie, który pamięta nasze wszystkie eskapady, jeszcze, kiedy nasze dzieci były małe, co uwiecznione jest na zdjęciach.

Jedziemy i wspominamy jak nasze wyprawy wyglądały, a więc koniecznie szykowaliśmy danie jednogarnkowe w szybkowarze, butlę gazową i jakiś materac, aby po grzybobraniu zrobić sobie rodzinną biesiadę.

Mieliśmy Gaza – 69, a więc jechaliśmy godzinę do lasu, kiedy dziś jechaliśmy około pół godzinki i byliśmy na miejscu, ale już bez dzieci i bez teścia, który uwielbiał zbierać grzyby, ale już nie ma go z nami.

Włącza nam się nuta wspominkowa i jednogłośnie stwierdzamy, że kiedy minęły te wszystkie, nasze szalone lata – no kiedy? Jedziemy i przypominamy sobie jak to bywało i poznajemy stare miejsca. Nic się nie zmieniło, bo las rośnie w tym samym miejscu, a tylko my się zmieniliśmy i komu to przeszkadzało?

Niestety, ale grzybów jak na lekarstwo, ale za tydzień będzie wysyp, to jest pewne, bo ściółka jest dość mokra, a noce ciepłe, a więc według naszych przewidywań będziemy jechali z wielkimi koszami po niedzieli. Wycieczka była przednia i rozpoznanie terenu też. 🙂

Specyficzna miłość męża!

Przyparł ją do okna, mocno ścisnął za gardło i zasyczał – spierdalaj!

Pobrali się dwa miesiące temu, bo byli w sobie bardzo zakochani. Cała rodzina przyklasnęła na ten ich ślub, gdyż uważali, że pasują do siebie idealnie. Wesele było huczne i zjechała się cała rodzina, która bawiła się do białego rana pośród biało – różowych baloników. Orkiestra wynajęta, najlepsza w okolicy grała najlepsze, weselne kawałki.

Po weselu wprowadzili się do własnego mieszkania, które dostali w prezencie od rodziców – żyć, kochać się i nie umierać. Młoda kobieta czuła się wspaniale, mogąc zająć się urządzaniem domu, aby jej dom był przytulny i robiła to dla nich. On wnosił te wszystkie sprzęty i meble zadowolony, że na starcie mają prawie wszystko.

Oboje pracowali, a więc nie powodziło im się źle i mogli pozwolić sobie na więcej, niż inne młode pary, które dorabiają się od łyżki i talerza.

Wrócił zmęczony do domu i ona podała mu obiad. Ugotowała mu to, co lubi, a wiedziała od swojej teściowej, czym uraczyć jego podniebienie.

– Co za świństwo mi tu podałaś – krzyczał z nad talerza, który za chwilę wylądował z jedzeniem na podłodze.

Przestraszyła się, ale nie pojęła, o co mu chodzi.

– Nie gotujesz jak moja matka i jesteś do niczego – nie ustawał w pretensjach.

Poszła do pokoju i łzy nie chciały przestać lecieć. Przecież tak bardzo się starała, a więc nie wie, o co mu właściwie chodzi.

Na drugi dzień przyniósł bukiet kwiatów i ją przeprosił, obiecując, że więcej nie zrobi jej żadnych wymówek.

Kwiaty przyjęła i się uspokoiła, gdyż taki jednorazowy wybryk nie powinien zakłócić ich szczęścia. Postara się bardziej przykładać, aby tylko więcej się to nie powtórzyło. Zrobi wszystko, aby go zadowolić, bo kocha go nad życie.

Minęło parę miesięcy i pewnego dnia, wybiegł z łazienki zarzucając jej, że wanna jest brudna i on nie będzie tego tolerował, bo w syfie mieszkać nie będzie.

– Przepraszam, nie zdążyłam – próbowała się tłumaczyć, kiedy nagle dostała pięścią w twarz, aż odbiła się od szafek kuchennych i spadła kolanami na podłogę pod wpływem ciosu.

– Ty cholerny brudasie, ty wywłoko, ty niedorajdo – wrzeszczał, że z niczym sobie nie radzi i zmarnowała mu życie, że ją spotkał na swojej drodze. – Nigdy nie dorównasz mojej matce – i zaczął wyliczać przymioty swojej rodzicielki.

Kiedy się pozbierała, zagroziła, że go opuści i wyjedzie do rodziców, a na jej twarzy pojawił się wielki siniak i podbite oko, co widziała w lustrze przez morze łez.

– Spierdalaj i szybko pakuj manatki, żebym cię tu nie widział – wrzeszczał na całą kamienicę.

Nie wyjechała, bo nie chciała pokazać się rodzicom w takim stanie.

Nadeszła noc, a on klęczał przy ich łóżku i błagał o przebaczenie. Płakał, że nie wie dlaczego tak się zachował i przysięgał, że nigdy więcej nie podniesie na nią ręki. Płakała i ona z żalu, że tak ją potraktował, choć tak bardzo się stara, aby nie dać mu powodów do rozdrażnienia i aby dorównać jego matce, bo tak bardzo go kocha.

Minęły dwa lata ich małżeństwa i na świat przyszło  dziecko. Ciężko znosiła tę ciążę, gdyż była zagrożona i musiała dużo leżeć, aby tę ciążę utrzymać. Wiele miesięcy leżała w szpitalu, a on o nią dbał najtroskliwiej jak tylko można sobie wyobrazić. Codziennie przychodził do szpitala, przynosząc świeże owoce i soki. Obsypywał ją kwiatami, aż wszystkie kobiety w szpitalu zazdrościły jej tak kochanego i troskliwego męża, a i jej imponowało, że tak o nią dba. Była szczęśliwa, że dziecko przyszło na świat zdrowe i dała mu upragnionego syna.

Chłopczyk rósł jak na drożdżach i był oczkiem w głowie całej rodziny, a dziadkowie rozchwytywali go, jako pierwszego wnuka i nie posiadali się z radości, a ona była taka dumna, że w końcu wszystko jest tak, jak sobie wymarzyła.

Pewnego dnia wyszła z synem na spacer i nie wiedzieć kiedy, mały się przewrócił i nabił sobie guza na czole. Nic mu się nie stało i nie groziło, ale kiedy jej mąż to zobaczył, wyciągnął swoje łapy po nią, okładając pięściami tak, że nie poznała się w lustrze. Bił mocno i długo, aby sobie zapamiętała, że dzieci należy pilnować, a nie rozglądać się nie wiadomo za czym i dał jej do zrozumienia, że nie nadaje się na matkę i ma się to więcej nie powtórzyć, bo ją zabije.

Chwyciła dziecko w ramiona i w chwili nieuwagi oprawcy, wybiegła na ulicę taka posiniaczona. Pobiegła na policję i zgłosiła pobicie, robiąc od razu obdukcję.

Postanowiła, że nigdy więcej jej nie uderzy i nie pozwoli na zmarnowanie ich dziecka. Nie pozwoli, aby ten tyran był jej mężem, bo sobie niczym nie zasłużyła, aby ktoś zrobił z jej życia – piekło.

Doprowadziła do sprawy rozwodowej, mieszkając kątem u swoich rodziców dochodząc do siebie po latach bólu i strachu u boku nieobliczalnego człowieka.

Usiadła do komputera i wydrukowała dziesiątki ogłoszeń, w których zawarła jego imię i nazwisko, datę urodzenia, jego wizerunek i napisała, że oto jest człowiek, który bije kobiety i pewnej nocy tymi plakatami obwiesiła całe miasto, mając nadzieję, że długo w tym mieście żadna kobieta na zwiąże się z psychopatą!

Siostrzana miłość

Nina była naukowcem i pracowała ze swoim zespołem opracowując szczepionki na tropikalne choroby. Tworzyli grupę ludzi zdolnych z całego świata. Była bardzo zapracowana, ale kochała swoją pracę i oddawała się jej bez reszty.

Jednak przyszedł taki czas, że zapragnęła mieć rodzinę. Poznała mężczyznę, który był lekarzem w krajach afrykańskich. Spotykali się najpierw rzadko, bo tylko na sympozjach naukowych, a potem on przeniósł się do Polski, by być blisko ukochanej. Kiedy się pobrali, za rok urodziła się im śliczna córeczka, podobna do matki – taka słodka blondyneczka.

Cieszyli się ogromnie i dziecko było ich oczkiem w głowie, a Nina poświęciła dziecku trzy lata swojej kariery. Kochała swoją pracę, ale dziecko było dla niej najważniejsze.

Kiedy ich córeczka podrosła, zatrudnili bardzo dobrą opiekunkę, która była z ich dzieckiem, kiedy oni musieli wyjeżdżać za granicę, bo pragnęli wciąż się kształcić. Praca dla nich była bardzo ważna i wymagała ciągłych wyjazdów. Ona jechała, by pracować ze swoim zespołem, a on jechał na misję, by nieść pomoc najbiedniejszym.

Pewnego dnia Nina otrzymała telefon, że jej mąż zginął w wypadku samolotowym, co było dla niej wielkim szokiem i odczuła wielką stratę, gdyż kochała swego męża nad życie. Długo nie mogła podnieść się z żałoby i wciąż opłakiwała swoją wielką miłość. Pracowała dużo, bo praca pomagała jej odrobinę zapomnieć.

Minęły trzy lata i na jej drodze stanął przystojny mężczyzna, w którym nie od razu się zakochała, ale przypominał jej pierwszego męża. Był bardzo do niego  podobny w wielu aspektach i Nina to zauważyła. Był wykształconym człowiekiem i wykładał na uczelni polonistykę. Trochę czasu minęło i Nina zauważyła, że ten mężczyzna staje się dla niej coraz ważniejszy. Wzięli ślub i znów za rok Nina urodziła dziewczynkę, tym razem podobną do ojca. Miała czarną czuprynkę i śniadą cerę i wyglądała jak zdarta skóra z ojca. Byli szczęśliwi, że pierwsza córeczka zaakceptowała swoją siostrzyczkę i nie odstępowała jej na krok. Ogromnie się cieszyła, że pojawił się ktoś, z kim będzie niedługo mogła się bawić.

Nina po roku wróciła do pracy, a dziewczynki były pod opieką wciąż tej samej opiekunki, do której Nina miała ogromne zaufanie. Ona i mąż dużo pracowali, aby ich dzieciom niczego, nigdy nie zabrakło, a do tego dochodziła ich pasja do wykonywanych zawodów.

Powodziło się im bardzo dobrze i starali się być jak najczęściej ze swoim dziećmi, zabierając je na wakacje i w każdej wolnej chwili wyjeżdżali zabierając córeczki ze sobą.

Dziewczynki nie widziały za sobą świata. Wszędzie razem i gdy jedna nabiła sobie guza, druga razem z nią cierpiała i płakała. Kiedy jedna nie mogła zasnąć, to druga tuliła ją do snu, czytając bajeczki i gładząc ją, aby się wyciszyła. Kiedy jedna miała kłopoty w szkole, to ta druga pomagała jej z nich wyjść i razem z nią się uczyła.

Dorastały ze sobą i były prawie nierozłączne, co cieszyło ich rodziców, że tak się kochają i uzupełniają. Martwiło jednak od czasu, do czasu, że dziewczynki nie szukały innych rówieśników i wystarczyła im siostrzana przyjaźń, ale ten fakt nie spędzał z oczu snu rodzicom. Podziwiali swoje dzieci i byli z nich dumni, bo dziewczynki rosły na piękne i mądre nastolatki, a do tego były bardzo zdolne i nie było z nimi żadnych wychowawczych kłopotów. Do tego dochodziła ich towarzyskość i cała dalsza rodzina była w nie wpatrzona na wszystkich rodzinnych świętach i spotkaniach.

Kiedy osiągnęły pełnoletność poszły na te same studia i bywały w tym samym towarzystwie, a więc znowu były nierozłączne. W gronie rówieśników były postrzegane za idealne rodzeństwo, które było duszą towarzystwa, gdyż potrafiły rozkręcić każdą imprezę, która bez nich wiele traciła.

Nina miała z nimi stały kontakt telefoniczny i internetowy i cieszyła się, że dobrze im idzie na tych studiach i tak wspaniale się wpasowały w inne, z dala od domu życie. Rodzice wynajęli córkom duże mieszkanie, by nie musiały mieszkać w akademiku. W końcu poświęcili dla swoich dzieci lata ciężkiej pracy i nie szczędzili pieniędzy.

Młode kobiety wiodły szczęśliwe życie, spędzając czas na nauce i od czasu, do czasu na rozrywkach. Łączyło je wszystko. Te same książki, to samo kino i ten sam pogląd na wszystkie otaczające je sprawy. Zgadzały się ze sobą w każdym aspekcie i nigdy nie dochodziło między nimi do sprzeczek i niedomówień.

Pewnego wieczoru, jedna z nich po obejrzeniu horroru, tak się bała, że poprosiła siostrę, aby ta z nią spała, bo trzęsie się ze strachu i boi, że będzie miała koszmarne sny.

Położyły się obok siebie i zaczęły się całować i pieścić. W pewnym momencie odskoczyły od siebie, że nie powinny tego robić, bo płynie w nich jedna krew i poczuły wyrzuty sumienia i ogromne zawstydzenie. Zaczęły o tym rozmawiać, ale żądza była tak ogromna, że przeważyła zdrowy rozsądek. Kochały się całą noc i było im tak dobrze, że przestały żałować, że do tego doszło i nie zastanawiały się jak to ukryją przed światem i rodzicami.

Ich miłość rozkwitała z dnia na dzień i pewnego dnia zaręczyły się w restauracji przy szampanie i świecach. To był dla nich bardzo ważny wieczór, podczas którego omówiły, że nikt, nigdy się nie dowie o ich miłości i faceci nie mają u nich żadnych szans, bo mają siebie i będą o siebie dbały do końca swoich dni.

Mijały lata, rodzice odeszli  i nikt, niczego się nigdy nie domyślił. Nikomu do głowy nie przyszło, że oto dwie już dorosłe, wykształcone kobiety łączy tak wielkie uczucie i spędzają ze sobą każdy wolny czas. Czasami dziwiono się dlaczego żadna z nich nie wyszła za mąż, ale one ucinały takie rozmowy, tłumacząc, że obie są po traumatycznych przeżyciach z facetami i powiedziały sobie, że nigdy więcej.

Może nie udać się z mężem, ale dlaczego nie udało się z dziećmi?

Jestem daleka od wchodzenia z butami w cudze życie i długo się zastanawiałam, czy ten temat poruszyć, bo można kogoś skrzywdzić. Pani Dorota Zawadzka powiedziała sporo w mediach o swoim życiu, może nawet za dużo i zbiera teraz tego plony. 

Nie ukrywam, że śledzę jej fan – page na Facebooku i w niektórych jej wpisach dostrzegam straszną niespójność i okropny fałsz. Przeczytałam chyba wszystkie jej wywiady, w których opowiedziała o swoim pierwszym małżeństwie i następnie o drugim. Poznała w sieci mężczyznę, z którym jest obecnie, który zrezygnował z kariery zawodowej i robi teraz za szofera swojej żony. Na  lewo i prawo chwalą się tą miłością – no i na zdrowie, bo każdy człowiek na tej ziemi zasługuje na szczęście. Nie szczędzi  swoim czytelnikom zdjęć z nowym mężem i jako zaangażowana i uzależniona od Facebooka, co trochę wkleja dowody swojej małżeńskiej miłości. Cieszę się razem z nią, że w końcu jest szczęśliwa, ale niechaj na Boga, przestanie gwiazdorzyć, bo jej aura celebrytki już dawno zgasła i robienie czegoś na siłę, staje się zwyczajnie śmieszne. 

Ja wiem, że ciężko zejść z piedestału Super Niani, ale na jej miejscu tak bym właśnie zrobiła i ukryła się w swoim szczęśliwym życiu, bo przestało być już ciekawe – wszystko na pokaz. 

Okej, nie rozumiem,  że szokiem jest, iż coraz mniej ludzi i telewizji chce ze mną gadać, ale aby zachować resztki przyzwoitości, tak bym zrobiła i wtuliła bym się w swojego męża, usuwając się i już. Ale nie Zawadzka. Ona walczy o resztki popularności i czytam takie komentarze!

~Stefan -07.08 (09:00)

Dorota Zawadzka, czyli prowadząca program „Superniania”, straciła swoją szansę na karierę medialną przez… margarynę. Występ w reklamie tego produktu spowodował to, że medialna kariera Doroty Zawadzkiej ostatecznie dobiegła końca. Podpadła też popierając reformę nakazującą wysyłanie do szkół sześciolatków. Jakiś czas temu odeszła z TVN-u. Potem na chwilę zaczepiła się w Polsacie w programie „Studio weekend”. Producenci szybko jednak z niej zrezygnowali. Potem Dorota Zawadzka podpadła TVP za krytykę serialu Rodzinka.pl. Wiadomo, jak mocna jest pozycja Hanny i Tomasz Lisów, a Zawadzka pozwoliła sobie na głupie docinki wobec Hanny. Na Facebookowym profilu psychoterapeutki Małgorzaty Ohme pojawił się link do bloga Hanny Lis, na którym prezenterka zwierzała się, że choć je jak Francuzka, waży jak Amerykanka. Linka skomentowała Superniania. „A dlaczego wygląda jak topielica?” – napisała pod artykułem Zawadzka. „Też się nad tym zastanawiam” – odpowiedziała jej Ohme, która jest przyjaciółką Kingi Rusin, pierwszej żony Tomasza Lisa. Zawadzka okazała się pazerna do granic nieprzyzwoitości. Oworzyła gabinet psychologiczny. Wynajęła pomieszczenia w warszawskim Sheraton Plaza. Cenę konsultacji ustalila na 350 zł, co miało jej dawac za 4 dni pracy w m-cu…10 tys. złotych. Szajba odbiła jej całkowicie, kiedy po 20 latach małżeństwa matka dwójki dzieci rozwiodła się, znajdując sobie partnera za pośrednictwem internetu. Dodając do tego skandal, jakim był udział w jej programie dzieci znajdujących się pod wpływem leków psychotropowych, dalsza kariera Zawadzkiej poszła w ch(…)! PS: A teraz do urzędu pracy! Za jakiś czas dowiemy się, że jest w depresji, popadła w alkoholizm (to jest ostatnio modne – już sie nie mówi pijaństwo tylko choroba, dzięki celebrytkom, którzy normalnie chleją, a nie są rownież zwyczajnymi k(…), tylko nimfomankami, bo to ładnie brzmi – tak dostojnie)! PS: To medialne wystąpienie już nic nie pomoże. Do urzedu pracy!

Czytaj więcej na http://www.pomponik.pl/plotki/news-dorota-zawadzka-karci-zachowanie-polskich-rodzicow-na-wakacj,nId,1480855,strona,2#commentsZoneListutm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=chrome

Powiecie, a co mnie to obchodzi, ano obchodzi, bo razi mnie diabelnie, że można się rozwieść, ale kiedy młodociane dzieci opuszczają matkę i idą z ojcem, to mi tu zgrzyta. Dorota Zawadzka doradza rodzicom jak wychowywać swoje dzieci. Prowadzi na Facebooku ostre dyskusje na temat wychowania dzieci i często dochodzi tam do  jatki. Dorota Zawadzka często poniża swoje rozmówczynie i każe im czytać ze zrozumieniem jeśli one negują i się nie zgadzają. Poniża je i nie słucha ich argumentów, co stawia ją w szeregu z kobietami wszystko wiedzącymi, nie dającymi sobie podskoczyć. Ten jej profil to jedna, wielka pomyłka w dyskusji, bo musi wyjść na jej, koniec i kropka.

Czytając jej prowokacyjne wpisy dochodzę do wniosku, że z Dorotą Zawadzką jest coś nie tak. Prowokuje dyskusję, a potem zjeżdża swoje rozmówczynie i sprowadza je do szamba i nie daje za wygraną. To takie smutne jest, że psycholog rozwojowy niszczy poglądy tych  młodych matek, bo ona musi być górą!

Okej, niech się tak bawi dalej, ale mnie śmieszy, że jej synowie musieli się do niej zrazić, że w cholerę ją zostawili. Co z nią było nie tak, że własne dzieci poszły do ojca. Ja bym umarła z rozpaczy!

Wiem, czepiam się i jestem wredna, ale sądzę, że tej kobiecie brakuje klasy 😦