
Przyparł ją do okna, mocno ścisnął za gardło i zasyczał – spierdalaj!
Pobrali się dwa miesiące temu, bo byli w sobie bardzo zakochani. Cała rodzina przyklasnęła na ten ich ślub, gdyż uważali, że pasują do siebie idealnie. Wesele było huczne i zjechała się cała rodzina, która bawiła się do białego rana pośród biało – różowych baloników. Orkiestra wynajęta, najlepsza w okolicy grała najlepsze, weselne kawałki.
Po weselu wprowadzili się do własnego mieszkania, które dostali w prezencie od rodziców – żyć, kochać się i nie umierać. Młoda kobieta czuła się wspaniale, mogąc zająć się urządzaniem domu, aby jej dom był przytulny i robiła to dla nich. On wnosił te wszystkie sprzęty i meble zadowolony, że na starcie mają prawie wszystko.
Oboje pracowali, a więc nie powodziło im się źle i mogli pozwolić sobie na więcej, niż inne młode pary, które dorabiają się od łyżki i talerza.
Wrócił zmęczony do domu i ona podała mu obiad. Ugotowała mu to, co lubi, a wiedziała od swojej teściowej, czym uraczyć jego podniebienie.
– Co za świństwo mi tu podałaś – krzyczał z nad talerza, który za chwilę wylądował z jedzeniem na podłodze.
Przestraszyła się, ale nie pojęła, o co mu chodzi.
– Nie gotujesz jak moja matka i jesteś do niczego – nie ustawał w pretensjach.
Poszła do pokoju i łzy nie chciały przestać lecieć. Przecież tak bardzo się starała, a więc nie wie, o co mu właściwie chodzi.
Na drugi dzień przyniósł bukiet kwiatów i ją przeprosił, obiecując, że więcej nie zrobi jej żadnych wymówek.
Kwiaty przyjęła i się uspokoiła, gdyż taki jednorazowy wybryk nie powinien zakłócić ich szczęścia. Postara się bardziej przykładać, aby tylko więcej się to nie powtórzyło. Zrobi wszystko, aby go zadowolić, bo kocha go nad życie.
Minęło parę miesięcy i pewnego dnia, wybiegł z łazienki zarzucając jej, że wanna jest brudna i on nie będzie tego tolerował, bo w syfie mieszkać nie będzie.
– Przepraszam, nie zdążyłam – próbowała się tłumaczyć, kiedy nagle dostała pięścią w twarz, aż odbiła się od szafek kuchennych i spadła kolanami na podłogę pod wpływem ciosu.
– Ty cholerny brudasie, ty wywłoko, ty niedorajdo – wrzeszczał, że z niczym sobie nie radzi i zmarnowała mu życie, że ją spotkał na swojej drodze. – Nigdy nie dorównasz mojej matce – i zaczął wyliczać przymioty swojej rodzicielki.
Kiedy się pozbierała, zagroziła, że go opuści i wyjedzie do rodziców, a na jej twarzy pojawił się wielki siniak i podbite oko, co widziała w lustrze przez morze łez.
– Spierdalaj i szybko pakuj manatki, żebym cię tu nie widział – wrzeszczał na całą kamienicę.
Nie wyjechała, bo nie chciała pokazać się rodzicom w takim stanie.
Nadeszła noc, a on klęczał przy ich łóżku i błagał o przebaczenie. Płakał, że nie wie dlaczego tak się zachował i przysięgał, że nigdy więcej nie podniesie na nią ręki. Płakała i ona z żalu, że tak ją potraktował, choć tak bardzo się stara, aby nie dać mu powodów do rozdrażnienia i aby dorównać jego matce, bo tak bardzo go kocha.
Minęły dwa lata ich małżeństwa i na świat przyszło dziecko. Ciężko znosiła tę ciążę, gdyż była zagrożona i musiała dużo leżeć, aby tę ciążę utrzymać. Wiele miesięcy leżała w szpitalu, a on o nią dbał najtroskliwiej jak tylko można sobie wyobrazić. Codziennie przychodził do szpitala, przynosząc świeże owoce i soki. Obsypywał ją kwiatami, aż wszystkie kobiety w szpitalu zazdrościły jej tak kochanego i troskliwego męża, a i jej imponowało, że tak o nią dba. Była szczęśliwa, że dziecko przyszło na świat zdrowe i dała mu upragnionego syna.
Chłopczyk rósł jak na drożdżach i był oczkiem w głowie całej rodziny, a dziadkowie rozchwytywali go, jako pierwszego wnuka i nie posiadali się z radości, a ona była taka dumna, że w końcu wszystko jest tak, jak sobie wymarzyła.
Pewnego dnia wyszła z synem na spacer i nie wiedzieć kiedy, mały się przewrócił i nabił sobie guza na czole. Nic mu się nie stało i nie groziło, ale kiedy jej mąż to zobaczył, wyciągnął swoje łapy po nią, okładając pięściami tak, że nie poznała się w lustrze. Bił mocno i długo, aby sobie zapamiętała, że dzieci należy pilnować, a nie rozglądać się nie wiadomo za czym i dał jej do zrozumienia, że nie nadaje się na matkę i ma się to więcej nie powtórzyć, bo ją zabije.
Chwyciła dziecko w ramiona i w chwili nieuwagi oprawcy, wybiegła na ulicę taka posiniaczona. Pobiegła na policję i zgłosiła pobicie, robiąc od razu obdukcję.
Postanowiła, że nigdy więcej jej nie uderzy i nie pozwoli na zmarnowanie ich dziecka. Nie pozwoli, aby ten tyran był jej mężem, bo sobie niczym nie zasłużyła, aby ktoś zrobił z jej życia – piekło.
Doprowadziła do sprawy rozwodowej, mieszkając kątem u swoich rodziców dochodząc do siebie po latach bólu i strachu u boku nieobliczalnego człowieka.
Usiadła do komputera i wydrukowała dziesiątki ogłoszeń, w których zawarła jego imię i nazwisko, datę urodzenia, jego wizerunek i napisała, że oto jest człowiek, który bije kobiety i pewnej nocy tymi plakatami obwiesiła całe miasto, mając nadzieję, że długo w tym mieście żadna kobieta na zwiąże się z psychopatą!