Kiedy urodziła się im dziewczynka, zdrowa i wspaniała cieszyli się jak wariaci. Poród przebiegał prawidłowo i kiedy pielęgniarka spytała jakie imię ma wpisać w papiery, to matka jednogłośnie podała, że Jowita. Tak bardzo się to imię jej podobało i na tamte czasy w PRL, brzmiało tak jakoś światowo.
Ojciec Jowity, jako żołnierz zawodowy, często bywający w jednostce też się cieszył, ale ogólnie wychowanie dziewczynki spadło na barki matki. Takie były czasy, że mężczyzna w wojsku to przede wszystkim przeniesienia z garnizonu do garnizonu, dużo stresu i dużo alkoholu wypitego na służbach, potajemnie oraz na wszelkich poligonach. Dobrze w miarę było i matka Jowity to znosiła, ale przyszedł czas, że ojciec swoje frustracje odbijał na niej i na swoim dziecku.
Kiedy Jowita dorastała, to w pamięci na zawsze zostały jej awantury domowe, wybite szyby i wyrwane włosy jej matki. Znęcał się nad rodziną i z dnia na dzień było coraz gorzej. Wrzeszczał, że obie są mu kulą u nogi i on nie będzie na nie tyrał, a więc niech się darmozjady wezmą do roboty – tak wykrzykiwał w alkoholowym amoku.
Jowita chowała się w swoim pokoju i płakała z bezradności, bo żal było jej matki i żal było jej ojca, bo mimo wszystko jakoś go kochała. Ojciec nie wiedział do jakiej klasy chodzi jego córka, nie wiedział jak się uczy i nie wiedział kompletnie nic o swojej córce. Miał tendencję wyśmiewania swojego dziecka, że urosły jej cycki i ma za duży tyłek. Wyśmiewał, że nigdy nikt jej nie pokocha, bo jest okropnie szpetna i na pewno ktoś ją wykorzysta i porzuci jak zbędny śmieć. Nigdy Jowity nie przytulił, nie pogładził po policzku i nie zostawił na jej czole ojcowskiego całusa – nigdy!
Matka Jowity była wciąż sfrustrowana i zapracowana, aby związać koniec z końcem i wciąż uchylała się przed mężowskimi ciosami, a więc i ona nie miała czasu dla swej córki, bo po prostu brakowało jej na to sił. Kiedy w domu była awantura, wpychała córkę do swojego pokoju i tak próbowała ją chronić, ale także nie poświęcała jej czasu na czułości, gdyż po ekscesach w domu zwyczajnie opadała psychicznie. Była zmęczona i zastraszona, ale chroniła Jowitę przed razami i to wyssało z niej kompletnie energię i choć wiedziała, że Jowita jest w tym wszystkim sama, to nie stać już ją było na odrobinę bliskości w stosunku do córki.
Pewnego dnia pogotowie zabrało ojca Jowity z ulicy. Miał delirkę, a więc najpierw szpital, a potem szpital dla alkoholików, gdzie próbowano doprowadzić ojca Jowity do jako takiego stanu, ale w tym czasie matka jej założyła sprawę o znęcanie się nad rodziną i przestawiła świadectwa pobić, a sąsiedzi zgodzili się zeznawać.
Otrzymała rozwód, kiedy jej mąż siedział w kiciu. Odbywał trzy lata pozbawienia wolności i w tym czasie Jowita skończyła szkołę i poszła do pracy. Chciała pomóc matce, która rozkwaterowała wspólne mieszkanie i przeniosła się do samodzielnej kawalerki, a sama przeniosła się też na swoje, do malutkiego mieszkanka z dala od matki. W tym momencie można napisać, że w końcu zaczęło im się układać, ale tak nie było.
Jowita otrzymała pracę w telekomunikacji, na węźle łączności i wszystko byłoby dobrze, dopóki nie doznała mobbingu ze strony swojego szefa. To było piekło, bo każdy ruch Jowity był poddany krytyce i wyśmianiu. Znosiła to dzielnie, bo wiedziała, że pracuje dobrze i bez zarzutu, ale kiedy szef ośmieszył jej pracę po raz kolejny przed koleżankami – nie wytrzymała.
Wybiegła z pracy, zrzucając ubranie ochronne i ubierając się w biegu opuściła miejsce pracy i za to została natychmiast zwolniona. Nikt nie słuchał, że szef ją zgnoił, a więc była na straconej pozycji, bo koleżanki bały się stanąć w jej obronie. Była totalnie wypompowana i kompletnie się załamała.
Leżała w łóżku sama jak palec przez miesiąc i swój ból zapijała alkoholem tak samo jak jej ojciec. Piła, budziła się, zasypiała i znów się budziła i piła. Czuła, że jest nikomu kompletnie niepotrzebna, że nikt w życiu jej nie kochał, że nikt jej nie przytulił i nie powiedział dobrego słowa, bo zawsze była dla wszystkich nikim. Nie czuła potrzeby, by dalej żyć, kiedy nikt nigdy nie powiedział, że ją kocha, że jest ważna, że jest ładna i mądra.Nie zdążyła się nawet zakochać w kimś, kto by dał jej schronienie w swoich ramionach na zawsze. Poczuła w sobie potrzebę zniknięcia z tego złego dla niej świata. Czołgając się resztkami sił do kuchni, rozpaczając nad swoim losem, odkręciła kurki od gazu. Ktoś poczuł z sąsiadów woń gazu na klatce, ktoś inny wezwał pogotowie, straż i karetkę, ale było już za późno!
Prawie w tym samym czasie w więzieniu zmarł na serce ojciec Jowity, ale matka odwiedzała codziennie tylko grób córki. Błagała nad jej grobem o wybaczenie, za brak dostatecznej uwagi dla swojego dziecka i za to, że zgotowała jej taki los!