Archiwa tagu: egoizm

Himalaiści, czy egoiści!

Znalezione obrazy dla zapytania k2

Od kilku dni żyjemy wyprawą na K2, czyli na niezdobyty zimą – ośmiotysięcznik w Himalajach.

Kibicowałam im, ale ta wyprawa ma już swój finał w osobie polskiego himalaisty – Tomasza Mackiewicza, który podobno uciekł w góry przed narkotykami i w Polsce osierocił trójkę dzieci.

Nie będę tego oceniała, bo w sieci na tych ludzi spadła ogromna ilość hejtu i ja się w to nie włączam.

Zastanawia mnie jednak – po co ludzie tam idą, choć wiedzą, że mogą nie przetrwać i na wieki tam zostaną – w tej wiecznej zmarzlinie.

Idą tam choć muszą zakładać pampersy, bo tam załatwianie fizjologicznych potrzeb jest prawie niemożliwa.

Idą tam, choć kilka dni podczas wspinaczki  nie mają się jak umyć, gdyż gorąca woda prawie zamarza na ich ciałach.

Idą tam, choć często mają dolegliwości zdrowotne i nie zawsze w zapasach posiadają odpowiednie leki.

Idą tam, choć w namiotach sikają do butelek i mają masę niedogodności, bo ogromny mróz robi swoje i śpią w pełnym opakowaniu, a członki im zamarzają, kiedy ich ciała po prostu śmierdzą z braku higieny.

Oni pytani – dlaczego tam idą – odpowiadają, że to jest ich pasja i trudno jest im tej pasji się nie oddać.

Idą tam, bo chcą być zapisani na kartach himalaizmu i chcą być sławni, że jako pierwsi dokonali prawie niemożliwego i ta flaga wbita na szczycie stanowi ogromną adrenalinę.

Jednak ich rodziny widzą to zupełnie inaczej i czytamy, to, co napisało dziecko pewnego rodzica, który miał właśnie taką pasję, a więc:

Komentarz użytkownika Prawdomowny z 28 stycznia 2018 godz. 22:42 do artykułu „Dlaczego nie byli ubezpieczeni” opublikowanego na portalu teklak.pl:
„Zbiórka zbiórką, Kasa kasą – chuj mi do tego kto, ile i na co daje. Napiszę z innej perspektywy. Jestem synem człowieka, który na niejeden ośmiotysięcznik wchodził – na jeden wszedł i zginął. Chodziłem wtedy do podstawówki. I nie będę pisał o żadnym bohaterstwie mojego ojca. Wystarczająco nasłuchałem się tych wszystkich bredni na ulicy, w szkole, od urzędników, którzy widzieli moje nazwisko i z odmętów pamięci przypomnieli sobie o moim ojcu – chcąc mi sypnąć komplementem – słyszałem tysiące razy jakim to był wielkim bohaterem i jaką potężną miał odwagę. Chuja miał – nie odwagę. Chujem był a nie bohaterem. BOHATEREM była moja matka! Dopóki nas nie było na świecie razem wspinali się tu tu to tam. Obietnica była jedna – przychodzi dziecko na świat – odstępujemy od tego sportu w wymiarze ekstremalnym. I przychodzę na świat. Jest siermiężny PRL. Po co bawić się w kartki i kolejki, po co użerać się z bachorami, na chuj z tym wszystkim. I spierdolił. Mój ojciec był tchórzem ponad tchórze. Zostawił nas z tym wszystkim. Zostawił nas z traumą o której nawet głośno nie można powiedzieć – bo przecież był bohaterem! W imię czego bohaterem? W imię własnych ambicji które były ważniejsze niż dzieci? Na co szedł hajs? Na książki, zeszyty, ubrania, jedzenie? Zwykle pierdolenie – chodziłem w szmatach do szkoły, żarłem mortadele na która matka ledwo zarobiła biegając od jednej roboty do drugiej, z drugiej o trzeciej (i byłem szczęśliwy dzięki miłości matki). A on kartki sprzedawał by mieć na sprzęt. W dupie miał wszystko. Po co to piszę? Mackiewicz zostawił dzieci. Będą żyły z tym samym piętnem z którym ja i moje rodzeństwo borykaliśmy się tyle lat. I niech to będzie komentarz do jego bohaterstwa. Kocham góry ponad wszystko – ale kocham je mądrze i ta miłość to miłość przekazana dzięki matce. Wspinam się, ale nigdy nie narażę swojego życia w imię czczego bohaterstwa, w zapomnieniu dla rodziny i wartości, które powinny być nadrzędne dla każdego rozsądnego człowieka. Wychować dziecko – to jest bohaterstwo, odpowiedzialność to jest bohaterstwo – a nie wpierdolenie się na 7 tysięcy bez tlenu. Samobójstwo w imię dwóch zdań na wikipedii i jakiejś płaskorzeźby w bliżej nieokreślonej lokalizacji, w imię szyby wkutej w bloku mieszkalnym, w imię nazwy szkoły, której młodzież ma w dupie kim był patron, w imię jakiejś nazwy ulicy i bestialsko pojebanej gloryfikacji. I teraz walka z mitem – po co wchodzą na ośmiotysięczniki? Po co akurat tam? Dla pokonania własnych słabości, walki z ograniczeniami? Ściema kurwa. Ja Wam powiem po co mój ojciec to robił. By zaistnieć, by zapisać się na „kartach historii”, z nonszalancji, chujowo rozumianego splendoru, bo zwyczajnie w innych dziedzinach był zerem. Palił, pił – sportowiec. Przecież można wchodzić na o wiele mniejsze góry – nadal niebezpieczne – ale? No własnie nikt się takim wejściem nie interesuje. Na Mont Blanc wchodzą tabuny Januszów jak po browara w Biedronce. I tam „chwały” nie będzie. No chyba ze wszedłby boso. Mocarz bez tlenu wchodzi na Nanga Parbat i zostawia dzieci – i ja a takie bohaterstwo podziękuję.”

Źródło – komentarz do artykułu: ”
Dlaczego nie byli ubezpieczeni” na teklak.pl

Uzależniona egoistka od komputera

Lubimy swoje komputery i laptopy, a zwłaszcza kiedy znajdziemy sobie miejsce w sieci, gdzie się zagnieżdżamy na dłużej i tam szukamy znajomych, czy też chętnych do pisania. Wiadomo, że takimi miejscami są fora dyskusyjne, gdzie po jakimś czasie identyfikujemy się z grupą i piszemy na forum, albo prywatnie.

Ja pisałam jakiś czas z jedną kobietą, użytkowniczką forum właśnie. Już nie pamiętam od czego zaczęła się ta nasza korespondencja, ale na początku było mi miło, że mogę o poranku skrobnąć do niej pozdrowienia. To jest takie miłe uczucie, kiedy mamy do kogo się w tej przepastnej sieci odezwać.

Nazwę tę panią od luźniej korespondencji Krysią np. Krysia była w naszym pisaniu od razu bardzo wylewna i kiedy nie prosiłam o jej zdjęcia i jej rodziny, bo sama nie miałam zamiaru się dzielić, to zaraz na poczcie je miałam i tym sposobem wiedziałam z kim piszę. Przystojna kobieta nie powiem, ale ja byłam na etapie składania do kupy swojego małżeństwa i nie miałam zamiaru dzielić się swoją prywatnością, którą wolałam przeżywać w swojej, tylko duszy. Nie miałam się czym chwalić i starałam się nie zwierzać, jakie to przeżywam katusze i dlatego wolałam czytać, co też Krysia ma mi do napisania.

Krysia dzieliła się ze mną swoim życiem prywatnym i wiedziałam jak wygląda jej życie na co dzień. Czasami udzielałam jej swojego poparcia, czy też negacji, ale Ona się nie gniewała. Od niej dowiedziałam się, że jej mąż bardzo się denerwuje kiedy Ona siedzi całymi dniami na forum i w zasadzie na nią krzyczy, bo to On robił zakupy do domu i On sprzątał, a także gotował, bo Krysia była przypięta łańcuchem do komputera. Od rana do wieczora udzielała się na wątku babskim pisząc takie bzdurki nic nie znaczące.

Pisała mi, że by ułagodzić męża, to szła z nim na szybki seks i na jakiś czas miała spokój, aż do następnej awantury. Tego seksu to jej zazdrościłam najbardziej, bo u mnie na etapie odbudowy małżeństwa mogłam sobie tylko o tym pomarzyć, ale wspierałam ją w jej trudnej doli, choć tłumaczyłam, że mąż ma prawo mieć do niej pretensje, gdyż wyraźnie go zaniedbuje. Nie posłuchała, a ja jej szczerze zazdrościłam, że kobieta ma tylko takie problemy ze swoim chłopem. Stukała dalej, nabijając na forum ponad 30 tys. postów i pisała z przerwą, tylko na sen.

Pewnego razu przeczytałam jej euforyczny wpis na forum, że wyprowadziła się od męża, a mieli dwa domy, a więc miała dokąd. Mieli dom w apartamencie i domek letni z ogrodem, a więc spakowała swoje rzeczy, wzięła psa i oczywiście komputer.

Mnie ten wpis wprawił w osłupienie, bo nie wierzyłam, że powodem rozstania po 30 latach małżeństwa jest uzależnienie od pisania na forum od rana do wieczora. Wstawała rano, napaliła w kominku i zaszywała się w koc z laptopem i po śniadaniu miała luz bluz na cały dzionek z przerwą na nakarmienie i wyprowadzenie pieska.

Zganiłam ją za takie potraktowanie męża, a Ona mi napisała, że mam się nie wtrącać i jestem psychicznie chora, skoro bronię jej męża, a nie ją… hm.

I tak skończyła się nasza pisanina, a ja sobie odpuściłam kobietę, egoistkę, której od dobrobytu w de… się przewróciło. Niech jej będzie, pomyślałam, ale śledziłam jej wpisy na forum.

Była szczęśliwa, choć nie do końca, bo latem ogród wołał o to, by się nim zająć. Chwasty rosły na potęgę, a winorośle wołały o pielęgnację. Trzeba było zacząć gromadzić opał do kominka i trzeba było robić drobne naprawy, bo w domu zawsze coś się psuło, a do tego?

Przychodziła synowa z wnuczką bardzo energiczną, co odciągało Krysię od komputera i bardzo ją to męczyło. Pisała, że po tych wizytach jest padnięta i czekała z utęsknieniem kiedy sobie pójdą, aby Ona miała czas na klikanie z wirtualnymi koleżankami, bo tylko to jej sprawia niesamowitą przyjemność.

Odpuściłam czytanie jej pierdół, ale pewnego dnia zajrzałam na ten jej ukochany wątek i się dowiedziałam, że mąż machnął ręką i stwierdził, że niech Krycha sobie klepie te bzdury, z których nie ma żadnej korzyści dla niego, ale tak bardzo za nią tęsknił i ubolewał nad swoją samotnością, że machnął ręką i się zeszli. Znowu on robi zakupy i gotuje i pierze, a Krycha uwiązana do kompa klepie i klepie i klepie i tylko pies to zaakceptował siedząc z panią pod kocem.

Już nikt jej nie zrzędzi i jest szczęśliwą kobietą, notabene i ja też, bo przez ten czas na nowo zbliżyłam się z mężem i zbudowaliśmy wszystko od początku i On godzi się na to, że piszę bloga, a potem spędzamy czas razem najczęściej jak się da.:)

Morał z tej historii jest taki, że na starsze lata nie wszystkie panie rozumieją, że to są może ostanie wspólne chwile, które powinno się cenić jak drogocenny skarb, bo drugi raz na ten świat nikt nas nie zaprosi. 

Kochaczka gorsza niż sraczka – moje kino

Czy spotkaliście się kiedyś z taką sytuacją? Samotna kobieta z dzieckiem, albo dziećmi, która jest albo rozwódką, albo porzuconą kobietą zostawioną sama sobie, która musi sobie ze wszystkim radzić sama. Musi utrzymać dom i mieć z czego ubrać i nakarmić swoje dziecko, albo dzieci. Pozostawiona ze swoimi zgryzotami, która ma szczerze dość swojego życia i samotności. Nie godzi się na taki los i zaczyna szukać sobie nowego partnera, aby pomógł jej związać koniec z końcem. Jest takich kobiet bardzo wiele – samotnych, nie przytulanych, pragnących odrobiny uczucia i wsparcia. Teraz są takie czasy, że mamy Internet i to w nim trwają poszukiwania tego księcia z bajki i choć jest to bardzo ryzykowne, to jest najszybszym medium prowadzącym do tej pierwszej randki, a czasem kilka randek, aż się trafi na tego jedynego. Zakochują się na zabój i kiedy snują plany na wspólną przyszłość, nagle zaczynają im przeszkadzać dzieci, bo on się na nie nie zgadza i owszem będzie z nią, ale bez jej dzieci. I tu następuje dramat, bo wiele kobiet zgadza się na taki układ, podrzucając dzieci rodzinie, pozostawiając je na pastwę losu, a same są w stanie jechać na koniec świata za swoim panem, który gdzieś tam uwije dla nich gniazdko i tylko będą we dwoje, bez zbędnego balastu.

Chcę nawiązać do obejrzanego filmu pt. ” Lilja 4 – eber”.  Jest to film o porzuconej 16 letniej dziewczynie, przez własną matkę, która z Rosji pojechała za ukochanym do Stanów Zjednoczonych. Podrzuciła córkę, schorowanej ciotce, która jak się okazało niczego dobrego do dziewczyny nie czuła. Pozostawiła ją także na pastwę losu w biednej, pozbawionej perspektyw, rosyjskiej i odrapanej mieścinie, zupełnie się nią nie interesując. Film jest duński, ale bardzo sugestywnie oddał beznadziejność rosyjskiej rzeczywistości, a jakie były dalsze losy Liljany, to film trzeba obejrzeć, bo jest to bardzo wartościowe kino, które uświadamia, że rodzina powinna trzymać się razem, a jeśli matka zostawia swoje dziecko w imię chorej miłości, zasługuje na potępienie.