Kto mnie czyta, to wie, że trochę zaczęłam się leczyć i w związku z tym chodzę do lekarzy, co jakiś czas.
Właśnie wczoraj odbyłam wizytę w szpitalnej przychodni i to, co mnie podczas tej wizyty spotkało – spowodowało, że musiałam się z tym przespać!
Dopiero dziś dojrzałam do tego, aby napisać co i jak!
Siedziałam w kolejce do lekarza jakieś 1,5 godziny, bo mimo przydzielonej godziny, to czekanie się wydłużyło, bo lekarz wyszedł z gabinetu i długo go nie było! Norma!
Wreszcie przyszła moja kolej, weszłam do gabinetu i pokornie usiadłam na krześle po drugiej stronie stołu!
Mimo, że byłam już drugi raz, to lekarz zaczął mnie przepytywać tak jak za pierwszym razem i spytał czy pracuję?
Odparłam, że jestem na emeryturze i już nie pracuję, a ten gdzie pracowałam?
Odparłam, że tu i tu, a on do mnie, a czym się w pracy zajmowałam?
Pokornie odpwiedziałam, ale nie widziałam zasadności tych dziwnych pytań, bo co ma piernik do mojej cukrzycy!
Spojrzał w książeczkę cukrzyka i zaczął zapisywać w karcie moje wyniki, a potem pomachał mi moimi wynikami z krwi przed nosem i rzekł – przez ostatnie trzy miesiące pani się obżerała ponad miarę i nieprzyzwoicie.
Spojrzałam na niego i prosiłam o powtórzenie, bo myślałam, że czegoś nie zrozumiałam.
A on do mnie, że paramer z krwi wskazuje, że się obżerałam chyba jakimiś golonkami i mięsiwem i zaczął na mnie się drzeć, że powinnam wiedzieć jaki parametr jest prawidłowy przy cukrzycy.
Zdębiałam, ale się nie społoszyłam i powiedziałam wprost, że jest w ogromnym błędzie, bo przez rok zrzuciłam 18 kilogramów, a moja dieta jest bardzo skromna i właściwie nie jadam pieczywa, a obiad jest bardzo skromny i nie jem kolacji po 18!
Wbiłam go w konsternację i nagle poszedł po rozum do głowy, że ja trzy miesiące przed leczeniem nie brałam żadych leków i stąd są takie, a nie inne wyniki.
Nawet mnie nie przeprosił za kalumnię rzuconą o obżarstwie!
Ale to nie koniec szopki!
Jeszcze raz spojrzał na moje pomiary cukru i jednego wieczora miałam poziom blisko 200!
Grzecznie się przyznałam, że zjadłam trochę czereśni, bo sezon, a on do mnie – czeeereśnie pani zjadła?
A wie pani, że nie wolno jeść pani żadnych owoców, a jedynie warzywa i napadł na mnie w te słowa – a wie pani gdzie jest najwięcej węglowodanów?
Ja jąkając się odparłam, że w owocach, on – no właśnie w końcu pani to zrozumiała i to wszystko podniesionym głosem!
Poczułam sie jak intruz i w pewnym momencie miałam ochotę pieprznąć drzwiami i powiedzieć mu, że pomylił się z powołaniem, ale zachowałam stoicki spokój!
Wyznaczył mi kolejną wizytę i pójdę i będę dalej pod jego kontrolą, ale nie dam się sprowokować temu chamstwu.
Pisałam niżej, że kiedy miałam arytmię serca, to trafiłam do szpitala, a tam lekarka – młoda też wydarła na mnie buzię, że nie umiem opowiedzieć o tym – dlaczego jestem słaba.
Dopiero kiedy spłynęły wyniki moje z krwi i moczu się przestraszyła i chciała mnie zostawić na obserwację!
Podziękowałam jej, bo nie pozwolę, aby ktoś traktował mnie – senorkę jak zło konieczne.
Powiem Wam szczerze, że bywało, iż w czasach komuny miałam styczność z lekarzami, bo przecież rodziłam i dzieci chorowały, ale nigdy nie spotkałam się z takim chamstwem!
Unikałam lekarzy jak ognia całe życie, a ten lekarz mnie się pyta na co jeszcze choruję?
Odpowiedziałam grzecznie, że jestem niezdiagniozowana, bo miałam pierwsze USG w swoim życiu i jego to dziwi!
Leczysz się nadmiernie, to jesteś natrętem, a nie leczysz się, to jesteś idiotą!
Rozumiem, że od prawie 3 lat wszyscy boją się PiS i jego nowych rządów, ale dlaczego mają to odczuwać pacjenci Bogu ducha winni?
Oto moje menu odkąd wiem, że nie mogę sobie folgować z dietą.
Czytam, co mi wolno, a czego nie, ale to jest takie trudne, bo mamy sezon i chce się spróbowowac wszystkiego i popełnia się małe grzeszki, ale za sałatę mnie cham lekarz chyba nie zbeszta, a truskawki mają mały indeks glikemiczny i czytam w sieci, że czereśnie też, ale co ja tam wiem!


