Byli młodymi ludźmi i zaraz i za niedługo się pobrali. On był trochę starszy od niej, ale wcale jej to nie przeszkadzało. Podobało się jej, że ma dobrą pracę i jest zaradnym człowiekiem, który potrafi zaoszczędzić i wydaje pieniądze rozsądnie i bez szaleństw. Zakochała się bez umiaru i wszystko jej się w nim podobało, a najbardziej jego poczucie humoru.
Szybko dostali mieszkanie, a ona pomagała w urządzaniu tego wspólnego gniazdka, bo w końcu też pracowała i pragnęła pokazać mu, że zależy jej, aby ich miejsce do miłości było bardzo przytulne i takie, do którego chce się wracać, a więc ich miłość kwitła i cieszyli się z każdej zakupionej rzeczy.
Po roku urodziła się im śliczna córeczka, która rosła zdrowo, a ona będąc na macierzyńskim oddała się małej bez reszty. Była szczęśliwa, tym bardziej, że zarobki męża były coraz wyższe, ale pracował naprawdę wiele godzin – ponad normę.
Czekała na niego z gorącą kolacją – zawsze i starała się ile sił, aby był z niej dumny. Pewnego razu przyszedł z pracy skonany i zarzucił jej, że ta kolacja jest na odpieprz i odsunął talerz od siebie ostentacyjnie. Wyszedł i zostawił ją w konsternacji, a przecież się tak bardzo starała. Nie dało jej to nic do myślenia i zastanawiała się chwilę, że być może słabo się postarała, a rano, po nocy usłyszała z kuchni dlaczego nie zrobiła mu śniadania do pracy, kiedy on tak ciężko pracuje. Pomyślała sobie, że faktycznie, bo niepotrzebnie zaspała, ale córka w nocy marudziła, bo zachorowała na zapalenie ucha i całą noc ją tuliła i uspokajała. Wstała i zrobiła mężowi śniadanie, zawijając, aby miał co jeść.
Przyszło na świat drugie dziecko i wszystkie zajęcia były razy dwa. Córeczka była zazdrosna o braciszka i wybuchała co rusz płaczem z zazdrości i ona musiała to wszystko pogodzić. Sama do lekarzy i sama ogarniała dom, aby mąż po pracy nie miał żadnych pretensji, ale nie raz jej wypomniał, że nie wie, co ona robi, ale wszystko w domu jest nie tak. Chodził po domu i sprawdzał, czy czyste są podłogi, a kurze starte z mebli. Zawsze znalazł coś, co jej wypomniał. Zdarzało się, że krzyczał i pokazywał palec pełen kurzu i machał nieświeżym ręcznikiem, według niego.
Kiedy dzieci podrosły wróciła do pracy i była bardzo szczęśliwa, że oderwie się od domowej rutyny. Zaczęła się bać swojego męża, ale w pracy była zawsze uśmiechnięta i nikt niczego się nie domyślał, ale ona biegła z pracy do domu, aby szybko przygotować mu posiłek i ogarnąć dzieci, które musiały być bardzo cicho, kiedy ich ojciec wracał zmęczony z pracy. Jej życie zamieniło się w koszmar, bo mąż nigdy nie był zadowolony i potrafił ostro to wykrzyczeć.
Przestała dobrze sypiać i obwiniała się za taki stan rzeczy. Myślała, że jest do niczego, skoro mąż jest wiecznie niezadowolony. Wpadła w paranoję sprzątania, wycierania i układania. Gotowała z wyprzedzeniem, ale on nigdy sobie nie zagrzał gotowego obiadu, bo – czekał, aż poda mu się pod nos. Nie nadążała i wciąż myślała co dalej i ile jeszcze wytrzyma.
Wytrzymała do czasu, kiedy dzieci poszły na swoje i w pewnym momencie spakowała się i bez słowa odeszła. Wynajęła sobie pokój u starszej pani i pełna obaw myślała, że mimo skromnych środków da radę. Napisała pozew o rozwód, bo nie chciała wrócić nigdy więcej do tego piekła. Nie było łatwo w sądzie, ale rozwód otrzymała i odetchnęła z ulgą, że teraz zajmie się tylko pracą i swoimi dziećmi, które też odczuły terror domowy. Kiedy na świat przyszły wnuki, zajęła się nimi w miarę wolnego czasu.
Zatęskniła za miłością, ale taką prawdziwą. Miłością szczerą i pragnęła poznać człowieka, który ją doceni i zaakceptuje taką jaką jest. Jej były mąż zupełnie sobie nie radził z życiem, ale jej już to nic nie obchodziło. Nie miała dla niego odrobiny litości i zamknęła za sobą ten rozdział.
Pewnego dnia na spotkaniu klasowym, po 30 latach, jedna z koleżanek zapoznała ją z Jurkiem. Jurek był na emeryturze i dobrze mu z oczu patrzyło. Pierwszy taniec i tak do rana dużo ze sobą rozmawiali, oboje poranieni.
Wyszła za mąż za Jurka, zakochana po uszy. 60 latka czuła, że to jest ten mężczyzna, który bierze ją jaka jest. Nie krytykował, a kochał, obsypując kwiatami, zabierał na wczasy i wypady. Była tak bardzo wreszcie szczęśliwa. Była wreszcie sobą.
Pewnego dnia, miesiąc po ślubie ktoś do niej zadzwonił ze szpitala i poinformował, że Jurek upadł na ulicy i zmarł na zawał!
Zrobiła mu wspaniały pogrzeb, na który przybyło pół miasta, a potem długo chorowała, ale postanowiła żyć – wciąż dla dzieci.