Archiwum dnia: 25 sierpnia, 2021

Morze nasze morze!

Dostałam od Córki kilka zdjęć z nad morza, a bliżej ze Świnoujścia.

Pojechała z rodziną na kilka dni, aby trochę odpocząć od codzienności.

Nie szkodzi, że nie ma już tak pięknej pogody, która dziś po południu wyraźnie się popsuła.

Będą musiały im wystarczyć spacery, bo jesień idzie i nie ma na to rady – jak to pisał w wierszu swoim – Waligórski!

Urodziłam się nad morzem i pamiętam, że całe swoje dzieciństwo było związane z wodą i pisakiem nad Bałtykiem.

Pamiętam, kiedy mama gotowała ciepły posiłek i kompot i zabierała mnie i siostrę na plażę w Babie Dołach, bo tam mieszkaliśmy.

To był ten czas, kiedy pokochałam Bałtyk całą sobą i na całe życie.

Potem były kolonie w Dziwnowie i także razem z innymi dziećmi spędzaliśmy pod opieką wychowawcy na cudownej plaży – całe dnie z przerwą na obiad!

Pamiętam jak w Dziwnowie przechodziliśmy przez most zwodzony i śpiewaliśmy kolonią – „morze, nasze morze – wiernie będziem ciebie strzec”

Schodziliśmy z plaży tuż przed kolacją, kiedy pojawiał się cudowny zachód słońca.

Kiedy byłam już mężatką, to jechaliśmy z Mężem na wczasy i byliśmy zakwaterowani dosłownie 50 metrów od morza, które nam szumiało w nocy!

Mieliśmy swoją, kameralną plażę, bez natłoku parawanów i tu się dziwię ludziom plażującym, że wybierają miejsca do odpoczynku zatłoczone i zadymione papierosami – pijących piwo, a dzieci im znikają z horyzontu!

Jest nad Bałtykiem tyle wolnych miejsc, a wystarczy tylko je odszukać!

Uwielbiałam robić zdjęcia zachodów i wschodów słońca, bo każde takie zjawisko jest inne.

Mam w albumach naprawdę dużo zdjęć z tamtych lat.

W swoim życiu byłam także w Tatrach i choć góry są przepiękne, to nie poczułam tego, co czułam nad morzem.

Pewnego razu, po długiej przerwie pojechaliśmy nad morze i stało się ze mną coś dziwnego.

Wpatrzyłam się horyzont, siedząc nad brzegiem morza i się zwyczajnie rozpłakałam.

Płakałam chyba ze dwie godziny i nie mogłam się uspokoić, a przed oczami przeleciało mi całe moje, dotychczasowe życie!

Pojawiły się niespełnione marzenia i spełnione i tak jakbym rozliczała się ze swoim życiem, w którym było dużo dobra, ale także i zła, jak to w życiu każdego z nas.

Pojawiła się dziwna melancholia, bo ja wrażliwiec jestem, a także jakieś pragnienia, czego nie umiem do dzisiaj sobie wyjaśnić.

Teraz jest tak, że Mąż często mnie namawia, abyśmy pojechali nad morze, bo to tylko ponad dwie godziny jazdy samochodem.

Jednak ja nie chcę, bo czuję wewnętrznie, że historia się powtórzy i wolę sobie tego oszczędzić.

Chyba brzmi to dla Was dziwacznie, ale ja tam mam na te starsze lata, choć wciąż kocham Bałtyk.