Nie lubię miesiąca listopada, bo mój nastrój gwałtownie się obniża w związku ze Świętem Zmarłych. Jakoś mnie to dołuje i skłania do refleksji i zadumy jak każdego chyba.
Dziś w głowie pojawiła mi się taka myśl, którą ubrałam w krótki rym:
Opadają liście
i robi się smutno i sennie!
A w głowie pojawiają się myśli,
że niedługo ja bez Ciebie,
albo Ty beze mnie!
Z każdą sekundą zbliżamy się do rozstania i czas na stare lata jest bezlitosny. Biegnie tak szybko, jak koń w galopie, a może rakieta wycelowana na Księżyc i jak na złość w starości, kiedy ma się niby, dużo czasu w ciągu dnia!
Niedawno pokazałam Mężowi video, na którym stary mężczyzna – mąż – czesze w szpitalu swoją umierającą żonę. Ten clip nie jedną osobę przyprawił o łzy, a ja spytałam Mojego Męża, czy też będzie mnie tak kiedyś czesał.
Kiedy wstaję rano, to moje niesforne włosy stoją na różne strony i wyglądam jak czupurek i zdarzyło się kilka razy, że o poranku Mąż grzebieniem układał mi te włosy, co było przyjemne, a zarazem wstydliwe.
Oczywiście potem sama robiłam sobie fryzurę, kiedy się dobudziłam, ale Jego troska mnie rozczuliła.
Jak mogę się odwdzięczyć za troskę, jeśli nie przez żołądek do serca i tak dziś spędziłam sporo czasu w kuchni i gdyż:
Upiekłam ciasto ze śliwkami, które Mąż bardzo lubi i wymyśliłam autorskie danie z grzybem – zwanym opieńka. Jest to grzyb jadalny, który rośnie na korze drzew.
Przepis na ciasto, które udaje się zawsze:
– 4 jajka,
– szklana cukru,
– 1,5 szklanki mąki,
– 0,5 szklanki oleju,
– 1,5 łyżeczki proszku do pieczenia.
Wszystko dokładnie mieszamy i wylewany na blachę, a na wierzch układamy owoce jakie sobie tylko zamarzymy i pieczemy do pół godziny, ale warto pilnować i sprawdzać patyczkiem.
Dostałam od Zięcia opieńki i musiałam coś z nimi zrobić. Mąż proponował, żeby obgotować i zamrozić, ale ja jestem uparta i zrobiłam tak:
– opieńki obgotowałam w solonej wodzie,
– kiedy ostygły, to zmieliłam je w blenderze,
– zeszkliłam 1 dużą cebulę i dodałam do grzybów,
– miałam 1 kilogram zmielonego mięsa i dodałam do grzybów,
– oczywiście potrzebne są jajka, a więc dodałam 3 sztuki,
– na oko dodałam kilka łyżek bułki tartej i wszystko porządnie wymieszałam,
– uformowałam kotlety i obtoczyłam w mące krupczatce i tak kotlety usmażyłam na rumiano.
– przełożone do garnka zalałam gorąca wodą, dodałam ziele angielskie i liść laurowy, oraz dwie łyżki jarzynki.
– ponownie podsmażyłam cebulę – dużą i dodałam do sosu.
Takie kotlety trzeba podgotować jakieś 20 minut i są gotowe i smaczne do ziemniaków z dowolną surówką.
Chyba jestem dobrą żoną, bo Mężowi smakowało wszytko, ale to nie koniec mojego buszowania w kuchni, bo usmażyłam jeszcze świeżego sandacza.
Dziś miałam bardzo pracowity dzień, bo przy gotowaniu i pieczeniu jest dużo do zmywania, ale czego się nie robi dla kochanego Męża – dla Nas.