My trochę starsi pamiętamych pochody 1 Maja.
Nawet w małych miasteczkach ludzie wychodzili na ulicę w czasach PRL-u, aby świętować Święto Pracy.
Było kolorowo, radośnie i co z tego, że niektórzy byli do tego przymuszani.
Byliśmy wtedy razem niosąc polskie flagi, kwiaty kolorowe robione z bibuły, transparenty, odświętnie ubrani – dumni.
W pewnym momencie wszystko się skończyło i moje miasto dzisiaj wyglądało tak jak na powyższym zdjęciu – czyli kompletne pustki i jakiś ogromny smutek.
U mnie na balkonie powiewa jedno flaga, ale jest ich w mieście coraz mniej, bo ludzie mają w tyle, aby świętować te ważna dni w naszej Ojczyźnie.
Byłam młodą dziewczyną, nie zaiteresowaną jeszcze polityką, ale wspomnam ten czas bardzo mile, kiedy to po pochodzie ludzie siedzieli w parku na kocach i coś tam sobie jedli, a nawet piwko wypili.
Nikt się nie darł – śmierć wrogom Ojczyzny, czy raz sierpem, raz młotem – czerwoną hołotę!
Gdyby ktoś się tak darł w czasach PRL-u, to MO by przyjechało, zdzieliło pałą i zrobiło ścieżkę zdowia i to by było na tyle!
Po prostu byliśmy innymi ludźmi – zakochanymi w Polsce, choć żyło się bardzo biednie i skromnie!
Dziś dwa razy się zryczałam, kiedy zobaczyłam na ulicach nacjonalistów i kiedy został pobity rekord we Wrocławiu podczas grania na gitarach utworu „Hej Joe”.
Targały mną dwie sprzeczne relacje, które mnie powaliły, a to znaczy, że jestem patriotką!
Dwa lata temu nasza cała, prawie rodzina wyjechała 1 Maja na piknik i sądzę, że trzeba to powtórzyć.
Pojechaliśmy w drawieńskie lasy i spędziliśmy tam bardzo miłe, rodzinne chwile.
Zawsze w takich momentach robię zdjęcia na pamiątkę i dziś wróciłam do nich.
Zdjęcia są w albumie prywatnym na Facebooku i namawiam Męża, abyśmy się znowu skrzyknęli, bo Wnuki są coraz starsze i zapamiętają ten czas spędzony z babcią i dziadkiem.
Mamy w rodzinie taki kociołek żeliwny, który zapełnia się daniem jednogarnkowym i gotujemy go na ognisku.
W skład dania takiego wchodzą ziemniaki, marchew, kapusta, mięso i inne warzywa jakie mamy ochotę dodać.
Uwielbiam takie wypady i namawiam Męża, jako najlepszego logistyka, abyśmy Dzień Matki tak spędzili – może się uda, to powtórzyć!