Jak to nigdy nie wiadomo, co nam przyniesie nowy dzień, a mnie przyniósł wiadomość na Facebooku od pisarza Andrzeja Rodana o takiej, poniższej treści:
„Elżbieta: Bohdan Gadomski, publicysta tygodnika „Angora” pisze o mnie książkę. Prawdopodobnie ukaże się w marcu br. Chce zamieścić tam fragment Twojego bloga, w którym piszesz o mnie i o Bogusi. Oczywiście podaje nazwę bloga oraz Twoje imię i nazwisko. Ale ma pytanie: tam gdzie piszesz o swoim 43-letnim związku i mężu, powinno się podać jego imię. Jeśli się zgadzasz daj mi tu imię męża”.
Ujawniłam imię mojego Męża i się ucieszyłam, że mój jeden wpis sprawił komuś radość i znajdzie się w książce.
Warto pisać- naprawdę warto, bo pisanie może stać się wielką przyjemnością poprzez wyrażanie siebie i swoich myśli, spostrzeżeń na świat i życie nas otaczające.
Jestem taką osobą, że zawsze lepiej mi się pisało i wyrażało swoje myśli, aniżeli rozmawiało na żywo, bo jestem nieśmiałą osobą i choć żadną pisarką nigdy się nie stanę, bo mam za mało doświadczenia, to piszę bloga tak jak umiem i jak mi serce dyktuje.
Mój blog przechodził różne koleje swojego istnienia, a najważniejsze i najbardziej traumatyczne było to, że Policja skasowała mnie z komputerów, bo niby wystąpiłam w jednym wpisie przeciwko państwu polskiemu, co było bzdurą, bo jeno cytowałam.
Potem przeszłam traumę hejtu w sieci, ale na szczęście hejterka się uspokoiła, bo zrozumiała, że mnie nie złamie, a ja znam jej dane osobowe.
Obraziła się też na mnie rodzina kilka razy, bo pisałam jak Maks Kolonko – prawdę – jak jest!
Przetrwałam i w czerwcu 2019 roku będę miała 8 rocznicę mojego bloga.
Kiedy byłam młodą dziewczyną i nie było oczywiście Internetu, to pisałam pamiętniki, które mam do dzisiaj głęboko schowane.
W tych pamiętnikach opowiadałam o swoich dylematach z ojcem, który bił i ze swoim dorastaniem, dojrzewaniem i pierwszej miłości.
W moich pamiętnikach do dziś są wklejone bilety z kina, teatru, wiersze i moje, osobiste zwierzenia, a więc zawsze chciało mi się pisać, a pisze jak potrafię.
Prowadzę mejlową korspondencję z „A”, z którą napiasałam ponad 2 tysiące mejli i to Ona w czasie choroby mojej Mamy stawiała mnie do pionu, radziła, współczuła i jestem jej wdzięczna, bo pisanie do Niej i otrzymywanie wiadomości ma dla mnie ogromną wartość.
„A” jesteś niezwykła.
Czasami ludzie piszą, że nie mają weny, że gdzieś uciekła i nie mają o czym pisać czekając na pojawienie się weny, a ja nie mam takich problemów, bo czytając różne miejsca w sieci i obserwując np. telewizję zawsze coś wzruszy, zdenerwuje, zaciekawi, zainspiruje i warto o tym pisać w swoich, kolejnych notkach.
Pod choinkę dostałam od Córki i Zięcia ciekawą książkę – autorki Reginy Brett pt. „Mów własnym głosem” i zaczęłam ją czytać, a w pierwszym rozdziale jest o tym, że warto pisać i czytamy:
„Piasanie uratuje ci życie.
A potem uratuje komuś innemu.
Taką moc ma wyrażanie swojej prawdy.
Ja straciłam tę umiejętność we wczesnym dzieciństwie.
Jednym z moich pierwszych wspomnień w dzieciństwie jest wrzask taty, spuszczającego mi lanie.
Byłam jeszcze małą dziewczynką i próbowałam mu wytłumaczyć cichym , smutnym głosem: „Nie musisz na mnie krzyczeć. Jestem tylko dzieckiem”.
Miałam zaledwie cztery, albo pięć lat więc nie mogłam wygrać z nim ani z jego pasem.
Po pewnym czasie przestałam mówić cokolwiek na swoją obronę.
Później jednak zaczełam pisać. I to uratowało mi życie.
W szkole podstawowej zaczęłam pisać pamiętnik, a pisanie stało się moją terapią i moim najlepszym przyjacielem.
Było moją bratnią duszą, kiedy czułam się samotna.
Moim jedynym słuchaczem, kiedy nie miałam komu się zwierzyć ze swojego cierpienia.
Moim oparciem, bezpieczną przystanią i zbawieniem, zanim znalazłam Boga, który dał mi to wszysto i wiele więcej”.
Regina Brett – „Mów własnym głosem”.