Na wielu amerykańskich filmach jest taka scenka, że ktoś wprowadza się do nowej dzielnicy i piecze ciasto, z którm obchodzi swoich sąsiadów w celu zapoznania się.
To ich słynne, słodkie hello w progu i chciał nie chciał trzeba wpuścić do domu, bo taka jest tam tradycja, a przynajmniej tak pokazywano na filmach, najczęściej obyczajowych.
Teraz jest tak, że mieszkamy wiele lat obok sąsiadów, a nie znamy nawet ich nazwisk i imion i staliśmy się społeczeństwem hermetycznym, zamkniętym w domach z domofonami i szlabanami, a wszystko na PIN i pilota, co jakże często utrudnia dojazd karetki pogotowa do chorego.
Już nie pożyczamy od sąsiadki szklanki cukru, czy mąki, bo nagle zabrakło do placka i już ze sobą nie rozmawiamy, a co najwyżej się kłaniamy bez słowa dobrego, gdyż czmychamy do swoich spraw.
Dziś tak pisałam ze Stasiem z bloga „Warto wierzyć” i oboje stwierdziliśmy, że stalismy się strasznym społeczeństwem i każdego obchodzi tylko własny czubek nosa i zdaje się, że będzie jeszcze gorzej.
Sama się złapałam na tym, że nie znam nazwisk trzech lokatorów w mojej klatce, ale może dlatego, że są to młode rodziny i być może to mnie rozgrzesza, bo nie jestem wścipska.
Być może ludzie bardziej się znają na wsiach, bo tam podobno wszyscy, wszystko o sobie wiedzą, ale może teraz, to też jest już mit.
Skłaniam się do tego, że kiedyś ludzie mieli poczucie humoru i posługiwali się inteligentym dowcipem.
Potrafili śmiać się z samych siebie, a my teraz osaczeni technologią gadamy z ludźmi w sieci, a w realu jesteśmy niedostępni i to jest przykre, bo poszło w złą drogę!
Poczytajcie i uśmiechnijcie się, a może poprawię i Wam humor:
Anegdota opowiedziana przez Pana Marka Kondrata:
– Próby „Hamleta” w Teatrze Dramatycznym, na scenie Piotr Fronczewski szlifuje „być albo nie być”, a w grobie dwaj Grabarze – Wiesław Gołas i Czesław Lasota – znudzeni oczekiwaniem na swoją kolej i już lekko podchmieleni – zaczęli rozpraszać Hamleta wychylaniem się z grobu, wołaniem „a kuku”, pokazywaniem mu głupich min itp. Na to z widowni zagrzmiał reżyser, czyli Gustaw Holoubek :
– Gołas, Lasota, wypierdalać z grobu!!!
W siedzibie PKOL-u, na spotkaniu z olimpijczykami, prezydent Lech Kaczyński dostał koszulkę w narodowych barwach, taką w jakich nasza reprezentacja jechała do Pekinu. Na plecach był numer „1” i nazwisko „Kaczyński”. Prezydent obejrzał prezent i powiedział: „Dobrze, że na koszulce nie ma imienia. Będzie dla brata”.
Policja aresztowała redaktorów „Miesięcznika Literackiego”: poetów Władysława Broniewskiego i Aleksandra Wata oraz publicystów Andrzeja Stawara i Jana Hempla. Wszystkich osadzono w więzieniu przy Daniłowiczowskiej, gdzie trzymano wrogów państwa. Pewnego dnia naczelnik więzienia wezwał zatrzymanych:
– Panowie, pan pułkownik Wieniawa – Długoszowski przysłał dla panów trochę prowiantów. Były to dwa litry wódki, wędzony łosoś, kawior. Naczelnik musiał znaleźć wolną celę, gdzie zatrzymani mogli cieszyć się podarunkiem.
Hrabia Kazimierz Badeni zaprosił do siebie hrabiego Wojciecha Dzieduszyckiego, a pod zaproszeniem dopisał: U. S. O. P. P. (uprasza się o punktualne przybycie).
Hrabia Dzieduszycki, w odpowiedzi, wysłał liścik o treści: D. U. P. A.
Hrabia Badeni zażądał od hrabiego Dzieduszyckiego, aby wytłumaczył się z takiego grubiaństwa.
Hrabia Dzieduszycki rozszyfrował skrót: „dziękuję uprzejmie, przybędę akuratnie”.
Aktor Wiesław Gołas ma słabość do płci pięknej. Kiedyś zapytano go, jakie dziewczyny podobają mu się najbardziej? Wiesław Gołas odpowiedział:
– Mogą mieć nawet szesnaście lat, byleby młodo wyglądały…!
– Piję ze Zdzisławem Maklakiewiczem wódeczkę – wspomina aktor Andrzej Zaorski – a on:
– A jednak ten alkohol to jest wróg ludzkości. Ile on istnień pochłonął…. No, bo tak: Iredyński – wódka, Hłasko – wódka, Przybyszewski – wódka, Rej – wódka, Szekspir… whisky…
Autor „Lalki” i „Faraona” Bolesław Prus na kilka dni zatrzymał się w Krakowie. Miejscowy dziennikarz zapytał go, jak mu się podoba miasto:
– Ładne miasto, dobre powietrze, można przyzwoicie zjeść – odrzekł pisarz – tylko wyspać się nie można, bo co godzinę jakiś wariat gra na trąbie.
Do Tadeusza Fijewskiego zwróciła się młoda aktorka w delikatnej sprawie:
– Pan jest taki doświadczony, panie Tadeuszu, to może mi pan coś poradzi. Ile razy umówię się z moim narzeczonym na randkę, zastaję go zawsze nie ogolonym. Nie chciałabym mu robić przykrości ciągłymi wymówkami, ale jakoś tę sprawę trzeba w końcu załatwić. Czy według pana jest na to jakaś rada?
– Owszem, niech pani przychodzi na randki punktualnie…
Aktor i reżyser Ludwik Solski wracał do domu późnym wieczorem z żoną, gdy zastąpiła mu drogę mocno umalowana panna lekkich obyczajów i klepnąwszy mistrza po ramieniu, zawołała:
– Jak się masz, Ludwiczku, ptaszku miły!
Solski zdrętwiał, ale jego przysłowiowa już przytomność umysłu nie zawiodła. Uśmiechnąwszy się do napotkanej, ruszył naprzód ze swoją oburzoną małżonką, mówiąc:
– Widzisz duszko, do czego doprowadza ta przeklęta popularność.
Aktorzy Andrzej Szczepkowski i Gustaw Holoubek obserwowali zawody lekkoatletyczne. Gdy na bieżnię przed skokiem wzwyż weszła słynąca z urody Jarosława Bieda, Szczepkowski westchnął:
– Taką biedę, to ja zawsze chciałbym klepać…
Ksiądz Józef Tischner twierdził, że podczas II Soboru Watykańskiego biskupi amerykańscy opowiadali się za zniesieniem celibatu, niemieccy – za jego utrzymaniem, a polscy, żeby zostało tak, jak jest.