Archiwum dnia: 4 listopada, 2014

Pieniądze szczęścia nie dają, dopiero zakupy :)

Pojechałam dzisiaj z mężem na dość daleką wycieczkę w ramach naszego wspólnego święta. Nie,nie to nie jest nasza rocznica ślubu, a mojego męża Urodziny, a jutrzejsze moje Imieniny. Cieszę się, że jestem jesienną Elżbietą, bo jesień tego roku mamy przepiękną, że oczy bolą i zachwycają się kolorami tak cudnymi, że serce z ledwością wytrzymuje ten zachwyt. 🙂

Pojechaliśmy uczcić nasze wspólne święto w nietypowy sposób. Mąż zaprosił mnie na zakupy, abym sobie wybrała coś, co sprawi mi przyjemność. Odkryliśmy w Gorzowie Wielkopolskim sklep w galerii handlowej, gdzie od dłuższego czasu kupujemy sobie ciuchy i zawsze jesteśmy zadowoleni, bo asortyment jest od wyboru do koloru, a ubrania są trwałe, nie drogie, a wysokiej jakości. Jeździmy tam od trzech lat i zakupy są ekstra udane i po praniu nie zmieniają koloru i struktury, a więc jesteśmy zawsze zadowoleni z naszych zakupów. 

Po zakupach zafundowaliśmy sobie obiad w restauracji „Pekin”, co oczywiście od razu wskazuje, że zjedliśmy chińszczyznę i ja w sobie odkryłam, że od czasu do czasu lubię ich kuchnię, bo to jest taka odmiana od naszgo polskiego jedzonka. Spróbujcie zrobić w domu taką surówkę, a zaręczam, że nigdy nie będzie taka sama, jak podana w chińskiej restauracji, albo sos. Nigdy nie traficie w ich smak, he he.

Co jeszcze zauważyłam w galerii? Ano to, że przychodzą tam ludzie z komputerami i przy kawce, albo deserze surfują po sieci. Nie mam pojęcia, dlaczego to robią, bo ja wolę surfować w swoim własnym domu. Albo przychodzą panie w starszym wieku i czytają przy kawie kolorową prasę. Może chcą być bliżej ludzi, bo w domu czują się samotne – nie wiem, ale jest to inny sposób spędzania wolnego czasu, niż ja preferuję w swoich czterech ścianach. Nie potrzebny mi jest szum fontanny w galerii, abym czuła się bliżej ludzi, ale oczywiście nie potępiam, bo każdy ma swój sposób na życie. Widziałam też małolatów, którzy siedzą ze smatfonem, albo tabletem i się w to gapią. Nie wiemy czy wagarują, czy są już po lekcjach. To taki nowy styl przebywania w galeriach, ale wietrzę w tym drugie dno. Obym się myliła.

Zobaczcie jak piękną mamy jesień w listopadzie, kiedy widzę na skraju lasu samochody i grzybiarzy, którzy w listopadzie grzyby jeszcze zbierają, a wiecie co jest bardzo ciekawe?

Otóż wjeżdżając do miasta nagle pojawiły się grupy remontowe, które naprawią jezdnię, albo powstają w pośpiechu nowe parkingi, a wiecie dlaczego teraz miasta są rozkopane i grupy remontowe pracują  do późnej nocy? Nie wiecie, no jak możecie nie wiedzieć, że zbliżają się wybory samorządowe i aby wjechać do większego miasta, trzeba poczekąc parę razu w korku haha.

No więc opisałam mój dzień, szalony dzień i zapraszam do obejrzenia tego, co zatrzymałam w kadrze, bo ja zawsze mam ze sobą aparat.

A tak poza tematem, to forum o2, tam gdzie obrabia mi  pupę pewna trollica, nawaliło i od godziny 12 w południe i minut 38, troll gryzie pazury, bo nie ma gdzie mi dokopać. Ja ryję ze śmiechu na zakończenie tak miłego dnia.

Dobrej nocy kochani.

 

 

Chciał ją zamknąć w psychiatryku

Irena kiedy była dwuletnią dziewczynką nagle w okropnym wypadku samochodowym straciła oboje rodziców. Nie zdawała sobie jeszcze sprawy z tego, co się stało w jej życiu. Na wychowanie wzięła  ją babcia, której zadawała z czasem pytania, co stało się z jej rodzicami? Babcia zabierała ją na cmentarz i szczerze z nią rozmawiała o mamie i tacie i starała się, aby jej wnusia zawsze ich miała w pamięci. Opowiadała jak bardzo się cieszyli na jej przyjście na świat i to, że czasami tak się zdarza, że rodzice odchodzą do nieba. Irenka często siedziała nad albumem ze zdjęciami i palcami obrysowywała twarze swoich rodziców i bardzo tęskniła. Czuła się taka samotna, ale babcia robiła wszystko, aby Irena czuła się kochana i starała się jej zastąpić rodziców.

Irenka rosła i uczyła się bardzo dobrze i w zasadzie niczego jej nie brakowało, bo mogła w każdej chwili liczyć na swoją ukochaną babcię, która wspaniale gotowała i tego Irenę uczyła. Starała się pokazać Irenie jak należy sprzątać i to wszystko, co wiąże się z utrzymaniem domu w czystości i ładzie. Irena lubiła te jej nauki i była jej wdzięczna, że tak ją przygotowuje do dorosłego życia, kiedy może kiedyś będzie miała męża i dzieci.

Przyszedł czas matur i Irena świetnie sobie poradziła z egzaminem. Zdała celująco i ze świadectwem biegła jak szalona do babci, aby to ona pierwsza się o tym dowiedziała. Kiedy podbiegła pod  kamienicę, zauważyła karetkę i się przeraziła. Intuicja jej podpowiadała, że coś złego stało się z jej babcią. Nie myliła się, bo kiedy wbiegła do mieszkania, lekarz oznajmił  z przykrością, że babcia doznała bardzo silnego zawału serca i pomoc przyszła za późno. Irena rozpaczała, bo została na świecie całkiem sama i nie miała do kogo przytulić się w swojej rozpaczy.

Zaraz po pogrzebie zadzwonił telefon, aby zgłosiła się do notariusza w celu odczytania testamentu. To była formalność, bo babcia przepisała jej prawnie swoje mieszkanie i wszystko, co w nim się znajduje.

Wzięła się za odświeżenie mieszkania, aby zająć się czymkolwiek, aby nie pogrążyć się w rozpaczy. Praca zawsze ją odprężała i wszelkie zajęcia. Zamówiła ekipę i zleciła i malownie ścian, zagipsowanie pęknięć i  innych prac, które miały sprawić, że poczuje się w tym mieszkaniu jak na swoim. Babcia zostawiła jej trochę pieniędzy i zaoszczędzoną rentę po rodzicach, a więc zainwestowała trochę w upiększenie domu według swojego gustu. Nowe firanki i poduchy na kanapach i kilka kwiatów, aby dom nabrał klimatu.

Na balu maturalnym poznała Marka i on też pomagał jej w pracach remontowych. Jednocześnie oboje uczyli się do egzaminu na studia. Oboje chcieli zdawać na biologię i chcieli w przyszłości pracować w jakimś instytucie opracowującym nowe leki na depresję.

Irena i Marek zakochali się w sobie i nie wiedzieć kiedy wylądowali w łóżku i tak zostało, że zaczęli planować wspólną przyszłość. Irena była tak bardzo zakochana, że wyobrażała sobie z Markiem wspólne dzieci i szczęśliwą rodzinę. Absolutnie nie widziała w Marku żadnych wad – był idealny. Nie miała w swoim życiu żadnego mężczyzny, a więc Marek zastępował jej ojca, brata, dziadka, których nigdy nie miała i nie poznała. Odkrywała w Marku swoje tęsknoty i pożądała go bezgranicznie, bo oto odkryła u siebie wielki zasób namiętności kobiecej i chciała tak go kochać – do końca swoich dni.

Oboje z sukcesem ukończyli studia i wówczas Irena zaszła w ciążę. Tak bardzo się cieszyli na dziecko, bo w końcu dobijali do trzydziestki i nie samą nauką przecież człowiek żyje i tak jak Irena marzyła mieć rodzinę, tak oto spełniało się jej marzenie.

Marek dostał dobrą pracę w instytucie naukowym, a lekarz Ireny stwierdził, że Irena musi na siebie bardzo uważać i najlepiej, gdyby była pod kontrolą lekarską przez całą ciążę. Ciąża była zagrożona i po kolejnym krwawieniu Irena nie chciała ryzykować i faktycznie zgłosiła się do szpitala. Nie chciała stracić tego dziecka, bo w myślach była dla niego najlepszą matką, a Marek, najlepszym ojcem.

Kiedy tak leżała pod opieką lekarską, przyszła ją odwiedzić koleżanka, która coś tam napomknęła, że Marek trochę imprezuje, ale to nie jest takie groźne, bo z pewnością kocha ją nad życie i czeka na swojego potomka. Wsadziła do wazonu kwiaty dla Ireny i odeszła cmokając ją w policzek.

Irena bardzo się tym przejęła, bo nie spodziewała się, że kiedy ona tu walczy o życie ich dziecka,  jej ukochany dobrze się bawi. Zabolało ją i w pewnym momencie dostała niepokojących skurczy i zaczęła rodzić. Niestety, ale lekarzom nie udało się uratować ich ukochanego maleństwa. bo skurcze były o wiele tygodni za wcześnie.

Kiedy wróciła do domu, zupełnie zrezygnowana, to Marek był przy niej i pocieszał, że następnym razem z pewnością się uda, ale Irena była do niego na dystans. Kiedy trochę doszła do siebie, a Marek był w pracy, zaczęła odsuwać meble, aby wysprzątać kurz zgromadzony za szafą i kanapą. Tam za kapą znalazła nieznany jej kolczyk imitujący szlachetny, biały kamień i już wszystko wiedziała.

Włamała się do jego komputera, gdzie flirtował z kobietą bardzo frywolnie, a tą kobietą była jej koleżanka ze studiów. Najbardziej wbiła ją informacja, że ta koleżanka wyśmiewała się, że oto będzie miał w domu grubą krowę, która będzie sikała mlekiem, aby nakarmić ich dzieciora! Marek w tej korespondencji nie był lepszy i pisał, że brzydzi się Ireną.

Kiedy przeczytała ich miłosną korespondencję, wpadła w szał. Oto straciła dziecko i męża i się kompletnie załamała. Nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić, bo czy skończyć ze sobą, czy przestać kochać, czy pogodzić się jakoś nagłą stratą wszystkiego?

Wybiegła z domu i trafiła do sklepu monopolowego.  Zakupiła dużą ilość alkoholu i zaczęła pić bez opamiętania. Piła dzień i noc i kiedy Marek przyszedł do domu zaczęła rzucać w niego wszystkim, co podeszło jej pod rękę, a więc fruwały talerze, noże, wazony. Rzucała i wiła się z bólu wrzeszcząc jak zranione zwierzę. Piła bez przerwy tydzień, albo dwa, aż Marek wezwał do domu psychiatrę, aby złożył wniosek o zamknięcie Ireny w szpitalu dla psychicznie chorych. Irena wywaliła z domu doktorkę i zaczęła trzeźwieć. Wkrótce otrzymała pismo z sądu, że ma się zgłosić na wezwanie lekarza biegłego  w celu rozpatrzenia jej stanu psychicznego i czy zagraża otoczeniu.

Zjawiła się trzeźwa i po długim wywiadzie z lekarzem, Marek został też wezwany na rozmowę do gabinetu i usłyszał, tak poza sprawą, że ma wyjątkowo inteligentną żonę i to on przyczynił się do tak emocjonalnego stanu swojej żony i to on ponosi winę za jej stan. Lekarz stwierdził, że zranił swoją żonę na tyle, że powinien smażyć się w piekle, bo tak mądrej kobiety już dawno nie miał za pacjentkę. Powiedział, że w zasadzie nie powinien oceniać jego zachowania, bo to nie on jest jego pacjentem, ale bardzo poruszyła go historia Ireny.

Po wyjściu od lekarza Irena chciała sama wrócić do domu. Poszła na długi spacer i nagle jak grom z jasnego nieba spadło na nią olśnienie. Jak dobrze, że jej ukochany mąż chciał zmusić lekarzy, aby zamknęli ją w psychiatryku. Jak dobrze, że doszło do tak przykrej sytuacji i w końcu zdała sobie sprawę, że ten mężczyzna nigdy nie był wobec niej szczery i raptownie go znienawidziła. Postanowiła jak najszybciej pozbyć się go ze swojego domu i życia.

Po przyjściu do domu Marek na nią czekał, a na stole zauważyła wino i dwa kieliszki, tak jakby na zgodę. Marek chciał jej wręczyć wiązankę kwiatów i prosić o jeszcze jedną szansę. Widziała jak stał skruszony i wiedziała, że będzie błagał, aby mu wybaczyła, aby zacząć wszystko od nowa.

Irena podeszła do szafy i wyjęła z niej wszystkie walizki i zaczęła wrzucać do nich jego rzeczy. Robiła to szybko, ale ze spokojem, bo już wiedziała, że nic z tego małżeństwa nie będzie i czym prędzej niechaj zakończy tę zabawę w małżeństwo. Marek klęcząc prosił o szansę, ale ona kompletnie go już nie słuchała. Wystawiła jego walizki za drzwi i kazała mu oddać wszystkie klucze i ma znikać raz na zawsze.

Przyszło pismo z sądu, że lekarz biegły kategorycznie zaprzeczył, iż Irena powinna się leczyć,  a w tym samym czasie Irena napisała pozew o rozwód, który uzyskała bardzo szybko i zaczęła nowe życie. Zapisała się na studia z psychologii, a potem otworzyła poradnię dla kobiet, które utraciły swoje dzieci. Do współpracy zwerbowała swoją koleżankę, też psychologa i terapeutę. Chciała, aby kobiety, które nie radziły sobie z traumą po utracie dziecka, miały fachowe wsparcie.

A Marek? Marek ułożył sobie życie z tą, z którą zdradził Irenę. Urodziły mu się bliźniaki, ale Irena wiedziała, że nie jest szczęśliwy, bo jego druga żona okropnie przytyła po porodzie i już nie jest taka ponętna, ale to nie wszystko, bo ludzie mówią, że nie radzi sobie z alkoholem i najchętniej by imprezowała, a nie siedziała w domu z dziećmi.